I wcale nie dlatego, że Temida ukaże neofaszystom swoje łagodne oblicze, lecz przez brak precyzyjnych przepisów umożliwiających ich ukaranie. Bo obecny kodeks karny, owszem, penalizuje propagowanie faszyzmu, ale tylko publiczne. Wszelkie zamknięte „eventy", do których nie mają dostępu osoby przypadkowe, to co innego. Nie trzeba być wielkim analitykiem, aby nabrać wątpliwości, czy grupka gówniarzy, która zaszyła się głęboko w lesie, aby celebrować urodziny swojego „wodza", propaguje publicznie faszyzm, zwłaszcza że ekipa telewizyjna weszła na tę imprezę podstępem.

Udowodnienie, że taki był cel, a las to miejsce publiczne, może być karkołomne. Chyba że prokuratura przekona, iż publicznością mogą być również drzewa lub ukryty w zaroślach gajowy. Dlatego taki akt oskarżenia może się łatwo rozsypać, jeżeli oskarżeni znajdą sprawnych obrońców, co zresztą już się zdarzało w podobnych sprawach w przeszłości.

Wolałbym zatem, aby zamiast napinać mięśnie, politycy zdiagnozowali problem i znaleźli rozwiązanie. Jestem daleki od histerii i twierdzenia, że Polskę zalała fala neofaszyzmu. To dziś problem marginalny, ale ze względu na historię bardzo drażliwy i wrażliwy społecznie. Państwo nie może tu pokazać swojej bezradności. A na to niestety się zanosi. Mało precyzyjny przepis kodeksu karnego może się okazać jedynie papierowym straszakiem.

Warto więc usiąść do stołu i zastanowić się, jak poprawić prawo, aby nie było żadnych wątpliwości, jak wymiar sprawiedliwości ma traktować takie zachowania, bez względu na to, gdzie do nich doszło. Sprawa półgłówków z Dumy i Nowoczesności to dobry moment, aby uderzyć się w piersi i naprawić zaniedbania.