Wydawcy wchodzą w coś w rodzaju sporu z firmami takimi, jak Google czy Facebook i domagają się, by płaciły one za treści należące do wydawców. Spór przeniósł się na forum europejskie. Jest pomysł na dyrektywę w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Co może dać wydawcom ta dyrektywa? – pytała Ewa Usowicz Jacka Wojtasia , prawnika współpracującego z Izbą Wydawców Prasy Wydawcy i koordynującego tam zagadnienia związane z prawem europejskim.
- Dyrektywa w art. 11 wprowadza prawo wydawcy. To jest prawo siostrzane do prawa autorskiego pozwalające na otrzymywanie wynagrodzenia, pobieranie opłat z tytułu poniesienia nakładów na powstanie treści, publikacji prasowych. To są niemałe kwoty – utrzymanie redakcji, całego zaplecza technicznego, nowoczesny sprzęt wierszówki, wynagrodzenia fotoreporterów. To wydatki niezbędne, by powstała publikacja prasowa, a w żaden sposób niezwracane wydawcy. Oczywiście wydawca otrzymuje przychody z reklam, ze sprzedaży egzemplarzowej, ale na rynku mocno „zinternetyzowanym" wydawca przegrywa z gigantami – mówił Jacek Wojtaś.
Ewa Usowicz zwróciła uwagę, że nie chodzi tylko o przychody z reklam, ale także inne korzyści np. informacje o czytelnikach. – Jeśli tekst jest udostępniany na Google News, to tamta strona ma wszystkie informacje o użytkownikach i może odpowiednio ich profilować – wyjaśniała red. Usowicz.
- Nie chodzi o czystą gotówkę. Kość niezgody, to możliwość zamieszczania sprofilowanych reklam, a zatem wiedza o użytkowniku. Dla reklamodawcy jest ważne, żeby reklama trafiła do konkretnej grupy potencjalnie zainteresowanej jego produktem czy usługą. Żeby tą grupę wyodrębnić, potrzebne są dane, które zbiera m.in. Google (97-proc. udział na rynku wyszukiwarek) i Facebook.
- Dlaczego Polska musi czekać na dyrektywę unijną, dlaczego nie może stworzyć sama potrzebnych przepisów? – pytała red. Usowicz.