Polityka historyczna Łukaszenki

Mimo widma rosyjskiej inkorporacji Białorusi władze w Mińsku wciąż popularyzują sowiecką wersję historii.

Aktualizacja: 28.12.2018 19:47 Publikacja: 27.12.2018 17:43

Wizję historii kształtuje Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej w Mińsku (na zdjęciu: fragment wystawy)

Wizję historii kształtuje Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej w Mińsku (na zdjęciu: fragment wystawy)

Foto: Fotorzepa/Jerzy Haszczyński

Wszystko za sprawą białoruskiego historyka Igora Marzaliuka, który niedawno zapowiedział publikację pierwszego tomu „Historii białoruskiej państwowości". Autor zapowiada, że książka ma być fundamentem dla nowej wykładni historii Białorusi w szkołach i na uczelniach wyższych. Następnym krokiem ma być utworzenie Instytutu Pamięci Narodowej.

Trudno sobie wyobrazić, czym będzie zajmowała się ta instytucja w kraju, gdzie wciąż stawiane są pomniki Feliksa Dzierżyńskiego i starannie kontynuuje się kult Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.

Prorządowy historyk

Na początku lat 90. Igor Marzaliuk był członkiem nacjonalistycznego Białoruskiego Frontu Narodowego (BNF), uważanym za jednego z najbardziej „probiałoruskich historyków". W odróżnieniu od lidera BNF Zianona Paźniaka, który w 1996 roku uciekł przed reżimem Łukaszenki za granicę, Marzaliuk pozostał w kraju i przeszedł na drugą stronę barykady. Z Uniwersytetu Mohylewskiego, gdzie był wykładowcą, przeszedł do polityki – w 2012 roku został senatorem. Od kilku lat jest deputowanym niższej izby parlamentu, a nawet stoi na czele komisji ds. edukacji, kultury i nauki. Wiele wskazuje na to, że właśnie jego Aleksandr Łukaszenko powołał do napisania nowej wykładni historii Białorusi.

Kilka dni temu, występując w Narodowej Bibliotece Białorusi, Marzaliuk zachęcał studentów, by częściej mówili po białorusku. Podkreślał, że historia Białorusi zaczyna się od Połocka, a nie od rosyjskiego Nowgorodu. Mówiąc o korzeniach białoruskiej państwowości, rzucił nazwisko Wacława Łastowskiego i stwierdził, że to on pierwszy „ogłosił ideę, że Białoruś może być niepodległa". Łastowski był premierem zniszczonej przez bolszewików Białoruskiej Republiki Ludowej, zotał rozstrzelany przez NKWD w 1938 roku.

Według Marzaliuka „korzenie białoruskiej państwowości" sięgają I Zjazdu Wszechbiałoruskiego w Mińsku w grudniu 1917 roku, który był brutalnie rozpędzony przez wojska Włodzimierza Lenina. Gdyby na tym Marzaliuk zakończył wykład, wydawać by się mogło, że władze w Mińsku zupełnie inaczej zaczynają patrzeć na historię.

Prorządowy historyk postanowił przypomnieć jednak o tym, że 1 stycznia Białoruś będzie obchodziła 100-lecie utworzenia Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, i stwierdził, że była to „zapowiedź niepodległego państwa".

Lenin wszędzie

Wielokrotnie próbowałem zapytać Marzaliuka, jak można popularyzować historię twórców niezależnego państwa białoruskiego, a jednocześnie ich katów. Za każdym razem „główny rządowy historyk" prosił o późniejszy kontakt i tłumaczył, że jest „bardzo zajęty". Porozmawialiśmy więc ze znanym białoruskim historykiem Iharem Mielnikauem, którego książki nie ukazują się w białoruskich wydawnictwach państwowych. Od lat zajmuje się ignorowaną przez władze w Mińsku historią II RP, a w szczególności opisuje historię Białorusinów w wojsku polskim.

– Gdyby to Marzaliuk miał tworzyć Instytut Pamięci Narodowej, mielibyśmy do czynienia z powtórzeniem sowieckich mitów. Do tematu II RP ten historyk ma takie same podejście jak władze w Mińsku. Mówi o „polskiej okupacji", a 17 września 1939 roku traktuje jako „cudowne wyzwolenie". Cała reszta ich nie interesuje. A co z represjami? Przecież historię trzeba badać i przedstawiać z różnych stron – mówi „Rzeczpospolitej" Mielnikau.

– To prawda, że władze zaczęły od jakiegoś czasu odwoływać się do historii Wielkiego Księstwa Litewskiego. Mają jednak ogromny problem ze rozumieniem historii XX wieku, wciąż skupiają się wyłącznie na sowieckiej historii – dodaje.

Wszystko wskazuje na to, że rządzący od ćwierćwiecza prezydent Białorusi sam zapędził się w ślepy zaułek. Nawet w Rosji żartowano z Łukaszenki, że nie ma takiego drugiego kraju, gdzie tak mocno szanuje się sowieckie dziedzictwo. Prawie w każdym białoruskim mieście stoi pomnik Lenina albo przynajmniej jest plac jego imienia. Ulice Róży Luksemburg, Karola Marksa, Nadieżdy Krupskiej, Komunistyczna czy Pionierska stały się częścią białoruskiej codzienności. Tymczasem w Mińsku do dzisiaj nie ma ulicy wybitnego białoruskiego pisarza Wasila Bykaua, który był jednym z głównych krytyków Aleksandra Łukaszenki. Język ojczysty Białorusinów, o który m.in. walczył Bykau, przez lata rusyfikacji został prawie wypchnięty z przestrzeni publicznej.

Zaledwie kilkanaście procent uczniów szkół średnich uczy się wszystkich przedmiotów po białorusku. Nie ma żadnej uczelni wyższej, gdzie wykłady odbywałyby się w języku ojczystym Białorusinów. Z kolei najdroższe muzeum, jakie powstało na Białorusi, to Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, która rzecz jasna zaczęła się 22 czerwca 1941 roku. – Nie ma tam prawie nic o 1939 roku – mówi Mielnikau.

Zabójca Polaków

Wydawałoby się, że po ostatnich sugestiach Kremla władze w Mińsku powinny poważnie się zastanowić nad zmianą polityki historycznej i językowej, by nie powtórzyć losu ukraińskiego Krymu. Tymczasem Białoruś przygotowuje się do hucznych obchodów 100-lecia Białoruskiej SRR.

Jednym z patronów tych obchodów ma być agent Głównego Zarządu Wywiadowczego ZSRR, a następnie NKWD Kirił Orłowski. Rządowa stacja Biełaruś 1 nawet poświęciła Orłowskiemu filmik promujący zbliżającą się rocznicę.

– W latach 1920–1925 towarzysz Orłowski dowodził działaniami sowieckiej dywersji, która udając białoruską i ukraińską partyzantkę, paliła polskie majątki, napadała na pociągi i mordowała na wschodnich rubieżach II RP – zauważa na swoim profilu w jednej z sieci społecznościowych Andrzej Poczobut, polski dziennikarz mieszkający na Białorusi. „Tylko w 1924 roku z mojej inicjatywy oraz przeze mnie osobiście zabitych zostało ponad 100 policjantów i ziemian" – przytacza fragment autobiografii Orłowskiego Poczobut. Zdaniem dziennikarza to za sprawą właśnie Marzaliuka zabójca Polaków został patronem 100-lecia BSRR.

To niejedyna kontrowersyjna inicjatywa białoruskich władz. Kilka tygodni temu przy jednej ze szkół w Grodnie uroczyście odsłonięto popiersie twórcy radzieckiej bezpieki Feliksa Dzierżyńskiego. Obecny byli mer miasta oraz weterani NKWD i KGB.

Wszystko za sprawą białoruskiego historyka Igora Marzaliuka, który niedawno zapowiedział publikację pierwszego tomu „Historii białoruskiej państwowości". Autor zapowiada, że książka ma być fundamentem dla nowej wykładni historii Białorusi w szkołach i na uczelniach wyższych. Następnym krokiem ma być utworzenie Instytutu Pamięci Narodowej.

Trudno sobie wyobrazić, czym będzie zajmowała się ta instytucja w kraju, gdzie wciąż stawiane są pomniki Feliksa Dzierżyńskiego i starannie kontynuuje się kult Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Król Karol III wraca do publicznych wystąpień. Komunikat Pałacu Buckingham
Polityka
Kto przewodniczącym Komisji Europejskiej: Ursula von der Leyen, a może Mario Draghi?
Polityka
Władze w Nigrze wypowiedziały umowę z USA. To cios również w Unię Europejską
Polityka
Chiny mówią Ameryce, że mają normalne stosunki z Rosją
Polityka
Nowe stanowisko Aleksandra Łukaszenki. Dyktator zakładnikiem własnego reżimu