Obecnie Sejm zbiera się najczęściej na trzy dni co dwa tygodnie. W tym samym czasie odbywają się posiedzenia komisji. Przykładowo podczas ubiegłotygodniowego posiedzenia było ich ponad 50. Za kilka miesięcy ma się to skończyć. Marszałek Marek Kuchciński z PiS proponuje, by posłowie pracowali w cyklu trzytygodniowym. Jeden tydzień poświęcony byłby obradom plenarnym, drugi komisjom, a trzeci pracy posłów w terenie.
Andrzej Grzegrzółka z Centrum Informacyjnego Sejmu potwierdza, że marszałek rozważa zmiany. „Ostatnie dwa lata bardzo intensywnej pracy Sejmu mogą stanowić podstawę do propozycji i rozmowy na temat zmian w trybie prac Izby. Marszałek Sejmu, jako osoba je nadzorująca i koordynująca, jest w pełni świadomy zarówno zalet, jak i wad aktualnie obowiązującego harmonogramu" – informuje Grzegrzółka.
Politycy opozycji mówią, że Kuchciński tę propozycję przedstawił już podczas posiedzenia Konwentu Seniorów, które omawiało kalendarz posiedzeń na 2018 rok. – Marszałek argumentował, że obecny system powoduje absencję zarówno na komisjach, jak i w sali plenarnej – tłumaczy szefowa klubu Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer.
Rzeczywiście, obecnie sala obrad często świeci pustkami. Przykłady? W kwietniu przy prawie pustych ławach odbywała się debata nad ustawą o Krajowej Radzie Sądownictwa. Podobnie było w lipcu, gdy prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf składała sprawozdanie z działalności SN. Posłowie opozycji tłumaczyli potem, że zamiast na sali obrad byli na demonstracji pod Pałacem Prezydenckim.
We wrześniu nie mieli już tak dogodnej wymówki. Wtedy sprawozdania rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara słuchało dokładnie 11 posłów. – Jeżeli o mnie chodzi, nie mam problemu z tym, że przemawiam do pustej sali. Gdy byłem wykładowcą, zdarzały się sytuacje, że miałem trzech studentów na sali. Natomiast mam problem z tym, że obywatele zobaczyli puste ławy sejmowe – komentował.