Francuski prezydent był w poniedziałek gościem honorowym gigantycznych targów handlowych w Szanghaju.
– Wobec narastającej polityki siły, jaką obserwujemy w stosunkach międzynarodowych, Chiny i Francja muszą razem pracować na rzecz obrony współpracy multilateralnej – chwalił Francuza szef chińskiej dyplomacji Wang Yi.
Wizyta może zaskakiwać, bo z powodu zarzutów o łamanie zasad państwa prawa Emmanuel Macron, który lansuje się jako przywódca światowego obozu liberalnej demokracji, od dwóch i pół roku nie może znaleźć czasu na przyjazd do Polski. Ale po raz szósty spotyka się z Xi Jinpingiem, najbardziej autorytarnym przywódcą Chin od Mao.
– We Francji Chiny traktuje się jako odrębną cywilizację, która jest zupełnie nieczuła na uroki demokracji. To jest tradycja wywodząca się od jezuitów w XVII w. Dlatego Macron publicznie nie podniesie spraw ochrony praw człowieka, a prywatnie przekaże Xi listę więźniów politycznych, których Francja chciałaby widzieć na wolności. Ale dokument trafi do kosza, bo wobec wyzwania, jakim są manifestacje w Hongkongu, Xi nie może iść na ustępstwa ani wobec Ujgurów, ani żadnej inne represjonowanej grupy – mówi „Rz" Guy Sorman, znany francusko-amerykański publicysta, specjalista ds. Chin. – Kaczyński jest traktowany w Paryżu jako członek europejskiej rodziny, od którego wymaga się, aby się odpowiednio zachowywał – dodaje.
Wizyta francuskiego przywódcy jest jednak kontrowersyjna także z innego powodu. Przypada na moment, w którym Zachód powinien wykazać jednolity front, aby zmusić Chiny do respektowania zobowiązań podjętych w 2001 r. roku wraz z przystąpieniem do Światowej Organizacji Handlu (WTO). Tym bardziej że zdaniem OECD ChRL figuruje na 61. pozycji na liście 69 krajów pod względem otwartości na współpracę międzynarodową.