„Rzeczpospolita" dotarła do projektu nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, który na początku tygodnia ma zostać złożony przez Klub PiS w Sejmie.
Politycy partii rządzącej zapisali w nim, oprócz głębokiej reformy Instytutu, włącznie ze zmianą trybu wyboru jego szefa, całkowitą likwidację zbioru zastrzeżonego IPN, czyli tzw. zetki. Zdaniem PiS dotychczasowa praktyka utajniania materiałów w wyodrębnionym zbiorze akt to ukrywanie prawdy o przeszłości służb komunistycznych, przestępstwach aparatu represji PRL. Służy ona, jak podkreślają politycy PiS, legalizacji bezkarnego zatrudniania ludzi dawnych służb specjalnych w służbach niepodległego państwa. A odtajniona dokumentacja afery FOZZ i kulisów afery Art B są tego najlepszym przykładem.
Według art. 18 projektowanej nowelizacji prezes IPN na całkowitą likwidację zbioru zastrzeżonego miałby trzy miesiące od wejścia ustawy w życie. O tym, które akta służb specjalnych PRL miałyby ujrzeć światło dzienne, szef Instytutu zdecydować ma w uzgodnieniu z szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, szefem Agencji Wywiadu oraz z ministrem obrony narodowej.
O gotowości odtajnienia wojskowej części „zetki" przez Antoniego Macierewicza pisaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej" na początku stycznia. Jednak w PiS zapadła decyzja, żeby szef MON wstrzymał się z tym, by przy okazji reformy w IPN całościowo rozwiązać kwestię tajnych dokumentów PRL.
– Nie ma obecnie żadnego uzasadnienia, żeby 27 lat po wyjściu Polski z systemu komunistycznego ciągle tak wiele informacji było w zbiorze zastrzeżonym. Te informacje powinny zostać przejrzane przez szefów służb i w uzgodnieniu z szefem IPN odtajnione jak najszybciej, jeśli nie zawierają informacji o czynnych współpracownikach czy obecnych agentach polskich służb specjalnych – argumentuje w rozmowie z „Rzeczpospolitą" poseł PiS Arkadiusz Mularczyk.