Na Litwie jest kilka partii liberalnych. Do dwóch różnych należą Remigijus Šimašius i Art?ras Zuokas, pierwszy jest merem stolicy, drugi byłym merem. W niedzielę Šimašius zdobył 37,3 proc. głosów, Zuokas – 22,7 proc. Zmierzą się w drugiej turze 17 marca. Obaj nie startowali z list partyjnych, mają komitety wyborcze, w nazwie tego związanego z obecnym merem jest „duma" (Za Wilno, z którego jesteśmy dumni), były mer nazwał swój „Szczęśliwe Wilno".
Ich komitety będą miały odpowiednio 17 i 10 radnych w radzie miasta Wilna (w niedzielę walczono o 50 madnatów). Znacznie gorzej wypadły partie ogólnolitewskie, w tym rządzący krajem Związek Chłopów i Zielonych (3 mandaty), a Partia Socjaldemokratyczna, jedno z dwóch najważniejszych ugrupowań od czasu odzyskania przez Litwę niepodległości trzy dekady temu, w ogóle nie będzie miała radnego w stolicy, bo nie przeszła czteroprocentowego progu. To koniec szefa partii Gintautasa Paluckasa - przewidywał startujący z list socjaldemokratów polski bloger Aleksander Radczenko.
Sześciu radnych, czyli o czterech mniej niż dotychczas, będzie mieć w Wilnie Akcja Wyborcza Polaków na Litwie. Spadła z drugiego na czwarte miejsce w stolicy.
– W Wilnie wypadliśmy gorzej, bo szczególnie dobrze wypadliśmy w 2015 r. Straciliśmy trochę głosów rosyjskich na rzecz Partii Pracy Wiktora Uspaskicha (pochodzącego z Rosji kontrowersyjnego polityka – red.) – mówi „Rzeczpospolitej" przewodniczący AWPL Waldemar Tomaszewski.
Tomaszewski podkreśla, że mimo utraty części mandatów jego partia jest zdecydowanie najlepsza w całym okręgu wileńskim (odpowiednik województwa), w którym mieszka jedna trzecia obywateli Litwy. Zdobyła bowiem 54 miejsca w radach stolicy i rejonów, następni – konserwatyści 21, a rządzący krajem chłopi i zieloni 17.