Macroniści są przekonani, że to obciach. Otwierając kampanię przed majowymi wyborami do europarlamentu, lider La Republique en Marche (LREM) Christophe Castaner mówił o „piromanach, którzy podpalają Europę”: Marine Le Pen, Matteo Salvinim, Wiktorze Orbánie, ale także przywódcy francuskich Republikanów.
– Musimy powiedzieć to wreszcie otwarcie: Wauquiez nie waha się wspierać linii politycznej pana Orbána. Ale my, w przeciwieństwie do nich, nie wstydzimy się Europy – oświadczył Castaner.
Dwa tygodnie temu, gdy Parlament Europejski się zastanawiał, czy wnioskować o uruchomienie przeciw Węgrom procedury z art. 7 traktatu o łamanie praworządności, Republikanie podzielili się: pięciu wstrzymało się od głosu (w tym byli ministrowie obrony Michele Alliot-Marie, sprawiedliwości Rachida Dati i spraw wewnętrznych Brice Hortefeux), pięciu poparło rezolucję a trzech głosowało przeciw. Pytany o stanowisko w tej sprawie Hortefeux powiedział wtedy wymijająco, że nie jest eurodeputowanym.
Ale kilka dni później w debacie nad tym, czy węgierski Fidesz powinien pozostać w Europejskiej Partii Ludowej (EPP), największym klubie europarlamentu, oświadczył z całą stanowczością, że „ma on swoje pełnoprawne miejsce” w tej strukturze. Dodał też, że „w żadnym stopniu nie czuje się zażenowany polityką, jaką Orbán prowadzi w sprawie emigracji”.
– Pod kierunkiem Wauquieza Republikanie skręcili tak bardzo na prawo, że dziś nic już ich nie wyróżnia w stosunku do polskiego PiS – mówi „Rzeczpospolitej” Laurent Bigogne, szef paryskiego Instytutu Montaigne.