K2 to południowokoreański odpowiednik Abramsa. Jego druga nazwa to "heukpyo", czarna pantera. Choć wojkowy kamuflaż na południowej części półwyspu czarny kolor stosuje jedynie w niewielkiej części, nowoczesne maszyny kierowane są do obrony granicy z Północą.

Seul zdecydował o wysłaniu w październiku br. 100 dodatkowych K2 na obrzeża tzw. DMZ, strefy zdemilitaryzowanej. Pomimo swojej nazwy to jedna z najpilniej strzeżonych granic świata, składowisko setek tysięcy min lądowych, dronów, wieżyczek strzelniczych (także obsługiwanych przez roboty - to po stronie Południa), żołnierzy, haubic no i wspomnianych czołgów.

Armia Korei Południowej dysponuje maszynami K2 od 2013 roku. Do tej pory wyprodukowano 206 egzemplarzy panter. Poza nimi na wyposażeniu wojsk lądowych znajduje się ponad 1,5 tys. starszych modeli K1 (w trzech wariantach, produkcja krajowa przez koncern Hyundai), a także czołgi amerykańskie (łącznie 800 sztuk wariantów M48) oraz 35 egzemplarzy rosyjskich T-80U (otrzymanych jako spłata posowieckiego długu przez Rosję). Dla porównania Północ ma na stanie dwa razy więcej, bo aż 4,5 tys. czołgów. Przeważającą większość z nich stanowią archaiczne i nieprzystające do obecnego tempa walki radzieckie T-55 oraz T-62.

Jedna czarna pantera produkcji południowokoreańskiej kosztuje niecałe 7 mln dolarów i stanowi jeden z droższych czołgów świata. Amerykański Abrams kosztuje tyle samo, a najnowszy chiński super czołg VT-4 jedynie 4 mln. K2 potrafi pokonywać rzeki głębokie na 4 metry oraz jechać z maksymalną prędkością 70 km/h.