Marek Jędraszewski. Biskup na linii frontu

Kiedy Watykan ogłosił, że nowym metropolitą krakowskim zostanie arcybiskup Marek Jędraszewski, w środowiskach liberalno-lewicowych słychać było jęk zawodu.

Aktualizacja: 18.12.2016 10:23 Publikacja: 15.12.2016 12:11

Marek Jędraszewski. Biskup na linii frontu

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

W ostatnich dniach można było wręcz usłyszeć, że papież Franciszek pomylił się z tą nominacją, bo nie zna specyfiki polskiego Kościoła. Tak naprawdę dopiero czas pokaże, jak abp Jędraszewski poradzi sobie z dziedzictwem kardynałów Sapiehy, Wojtyły, Macharskiego czy Dziwisza. Dziś wiadomo, że nie jest człowiekiem, którego łatwo da się zaszufladkować, a jego życiorysem można byłoby obdzielić kilka osób. Kim jest abp Marek Jędraszewski?

Czerwiec siedmiolatka

Poznań. Rok 1956. W czerwcu na ulice miasta wychodzą robotnicy. Żądają, by władze cofnęły narzucone normy pracy, obniżyły ceny i podwyższyły płace. Pokojowa demonstracja zostaje brutalnie spacyfikowana przez żołnierzy ludowego Wojska Polskiego i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Na ulicach miasta pojawiają się czołgi, padają strzały. Rodzina Jędraszewskich mieszka na przedmieściach miasta przy drodze do wojskowych koszar. Niespełna siedmioletni Marek widzi podążające do centrum miasta czołgi.

– My, dzieci, nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, co się dzieje. Mama zamknęła nas w domu, by nie stało się jakieś nieszczęście, i przez trzy dni modliliśmy się o powrót taty, bo on miał tego dnia rano wyjechać w delegację i słuch po nim zaginął – wspominał po latach tamte wydarzenia abp Marek Jędraszewski. – Nie było wiadomo, co stało się z pociągiem, bo były walki na dworcu. Na szczęście jego pociąg wyjechał wcześniej, zanim te walki się zaczęły, ale nie mógł przekazać do domu żadnych wiadomości, bo była blokada informacyjna. Po trzech czy czterech dniach pojawił się w domu. I ja to doskonale pamiętam – relacjonował.

W Poznaniu ginie 57 osób, kilkaset jest rannych. Do aresztów trafiają tysiące ludzi. W przemówieniu radiowym premier PRL Józef Cyrankiewicz grzmi: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie!". Pod koniec października władze wypuszczają na wolność po trzyletnim internowaniu prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego. Wolność odzyskuje też więziony i brutalnie torturowany przez 27 miesięcy w areszcie UB na ul. Rakowieckiej w Warszawie biskup Antoni Baraniak – późniejszy metropolita poznański. Sytuacja w kraju zaczyna się normować.

Peerelowska propaganda przez lata bagatelizuje to, co stało się w Poznaniu. Panuje zmowa milczenia, w najlepszym razie mówi się o „wydarzeniach" lub „wypadkach" poznańskich. Marek Jędraszewski nie zdaje sobie wówczas do końca sprawy z tego, co się dzieje. Stanie się to dopiero za kilka lat, gdy będzie w liceum, seminarium, gdy pozna osobiście abp. Baraniaka i skalę jego prześladowania. Już jako biskup pomocniczy w Poznaniu będzie zabiegał o to, by na pomniku ofiar Czerwca'56, który ustawiono w 1981 roku, znalazło się uzupełnienie tego, o co walczyli robotnicy. Napis: „O Boga", uda się umieścić dopiero w roku 2006. Trzy lata później biskup Jędraszewski wyda zaś dwutomowe dzieło, w którym pokaże całe okrucieństwo funkcjonariuszy bezpieki wobec arcybiskupa Baraniaka, o którym prymas Wyszyński mówił, że był dla niego osłoną, bo gdy jego przez trzy lata w odosobnieniu „oszczędzano", to na Baraniaka spadły główne oskarżenia i zarzuty. A gdy w 1956 roku wyszedł z więzienia, był „tak wyniszczony, że już nigdy nie odbudował swej egzystencji psychofizycznej".

My z „Marcinka"

W roku 1963 Marek Jędraszewski dostaje się do prestiżowego poznańskiego liceum im. Karola Marcinkowskiego, tzw. Marcinka. Była to szkoła męska, najlepsza w mieście. Dziewczęta zaczęto do niej przyjmować dopiero w 1967 roku – gdy Jędraszewski zdał maturę. – Kiedy dzisiaj się patrzy na ludzi mojego pokolenia w Poznaniu, zdecydowana większość to absolwenci „Marcinka". Myślę tutaj o tych, którzy są znaczącymi postaciami w życiu kulturalnym, naukowym Poznania, medycznym także, to są profesorowie, wykładowcy, lekarze. Zawsze się mówiło: My z „Marcinka" – wspominał.

I to prawda, bo na liście absolwentów „Marcinka" z tamtego czasu są m.in.: Stanisław Barańczak (matura 1964) – poeta, tłumacz, krytyk literacki, Filip Bajon (matura 1965) – reżyser, Tadeusz Dziuba (matura 1966) – były wojewoda poznański, a dziś poseł PiS, Wojciech Fibak (matura 1971) – tenisista. Z rocznika maturalnego 1967, z klasy Jędraszewskiego są choćby: prof. Wojciech Święcicki, genetyk roślin, czy dr Eugeniusz Szymiec, współtwórca poznańskiego Ośrodka Rehabilitacji Laryngologicznej.

Poseł Tadeusz Dziuba arcybiskupa z lat licealnych nie pamięta. – Nie wiem dlaczego, bo przecież był tylko o rok niżej niż ja – mówi. – Być może to dlatego, że pochłonięty byłem nauką i angażował mnie sport. Grałem w drużynie koszykówki prowadzonej przez ówczesnego trenera Lecha Wiktora Haglauera, który jednocześnie był naszym wuefistą.

Jędraszewski w koszykówkę nie grał, bo przeszkadzał mu w tym niski wzrost. Ale lekcje z Haglauerem pamięta doskonale. – Mieliśmy z nim zajęcia w poniedziałki – wspominał w rozmowie z Radiem Plus. – I biada, jak Lech w niedzielę przegrał mecz, bo wtedy Haglauer całą złość wyładowywał na nas. Ćwiczyliśmy wszystko, łącznie z gimnastyką szwedzką, to było coś okropnego. Ale dziś wspominamy go z sympatią, a on jest nawet dumny, że wychował biskupa – dodawał ze śmiechem.

– Wyróżniał się spośród nas niezwykłą aktywnością fizyczną. Pamiętam, że z dużym zapałem oddawał się ćwiczeniom fizycznym, szczególnie lekkiej atletyce – wspomina dr Szymiec. – Miał też szczególne zdolności polonistyczne. Doskonale pisał, nigdy nie miał problemów z ortografią czy interpunkcją, cechowała go jasność i precyzja myśli – tłumaczy i dodaje, że mimo upływu lat oraz awansów Jędraszewskiego w kościelnej hierarchii nigdy nie zapomniał o swoich klasowych kolegach. – Kiedy wyprowadził się do Łodzi, nasze kontakty nieco osłabły, ale gdy był w Poznaniu, co najmniej raz w roku zapraszał nas do siebie do pałacu biskupiego na wspólne spotkania – mówi doktor.

Ówczesny licealista grał w szkolnej drużynie piłki ręcznej jako bramkarz. Uwielbiał też wędrówki po górach. – Od dawnych, jeszcze młodzieńczych lat lubiłem góry, lubiłem zmagać się ze zmęczeniem, z wysokością – mówił w rozmowie z „Przewodnikiem Katolickim".

I to właśnie w górach, w roku 2012, dopadła go wieść o tym, że papież Benedykt XVI mianował go arcybiskupem metropolitą łódzkim. – Bynajmniej nie pragnę porównywać się z Janem Pawłem II, to byłoby coś wysoce niestosownego. Jednakże to inni ludzie zauważyli, że moja nieoczekiwana nominacja, niejako wyrwanie na kilka dni z wakacji, a potem powrót w góry przypominają sposób powołania ks. Karola Wojtyły na biskupa: też był na wakacjach, co prawda nie w górach, ale na mazurskich jeziorach, gdy go wezwano do kard. Wyszyńskiego w sprawie nominacji na biskupa pomocniczego krakowskiego, i też po kilku dniach wrócił do przyjaciół, by razem z nimi kontynuować przerwany szlak – wspominał w tej samej rozmowie.

A co pamięta z „Marcinka" prócz sportów? Wieczorem 16 kwietnia 1966 roku w Poznaniu rozpoczęły się uroczystości 1000-lecia chrztu Polski. Przez całą noc w poznańskiej farze trwała adoracja kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Następnego dnia obraz w uroczystej procesji miał być przeniesiony do archikatedry, ale nie zgodziły się na to władze, które nie chciały demonstracji uczuć religijnych poznaniaków. Obraz do archikatedry przewieziono więc samochodem. Równolegle do uroczystości religijnych na Starym Rynku władze zorganizowały świeckie uroczystości tysiąclecia państwa polskiego.

– Dostaliśmy w szkole wyraźne wskazanie, że mamy pójść na wiec Gomułki i Spychalskiego pod uniwersytet, bo inaczej następnego dnia nie mielibyśmy po co pojawiać się w szkole – wspominał Jędraszewski. – Trzeba było widzieć te masy. Gomułka zaczął swoje przemówienie, w którym o prymasie mówił jako o „kierowniku episkopatu", a tłum z czerwonymi flagami szedł w kierunku katedry, by tam słuchać kardynała Wyszyńskiego. To było zwycięstwo moralne, które rozlało się na całą Polskę. To sprzyjało podejmowaniu decyzji o tym, kim się będzie – uzupełniał i dodawał, że o kapłaństwie myślał już w szkole podstawowej, ale dorastało ono już w „Marcinku". – To był czas wielkiego zmagania się o Polskę. Trwał sobór, mieliśmy słynne orędzie biskupów polskich do niemieckich, obchody Milenium – wyjaśniał.

Tuż po maturze – w maju 1967 roku – Marek Jędraszewski złożył podanie o przyjęcie do poznańskiego seminarium. Na kapłana został wyświęcony sześć lat później – 24 maja 1973 roku. A święceń kapłańskich udzielał mu abp Antoni Baraniak. On także skierował go do pracy w charakterze wikariusza do parafii św. Marcina w Odolanowie. Wyraził też zgodę na to, by młody kapłan kontynuował naukę na Papieskim Wydziale Teologicznym w Poznaniu. Jędraszewski uzyskał tam w 1974 roku licencjat kanoniczny z teologii.

Życzliwość papieża

Kolejny przełom następuje w roku 1975, gdy abp Baraniak wysyła młodego, dobrze zapowiadającego się księdza na studia do Rzymu. Jędraszewski zamieszkuje w Papieskim Kolegium Polskim przy Piazza Remuria na Awentynie i zapisuje się na wydział filozoficzny Uniwersytetu Gregoriańskiego. Częstym gościem Kolegium jest kard. Karol Wojtyła, który zamieszkuje tam podczas pobytów w Wiecznym Mieście. Jak wspominają ówcześni mieszkańcy tego domu, krakowski kardynał często do późnych godzin nocnych siedział ze studentami i prowadził z nimi długie dysputy. Wojtyła był również częstym gościem na przyjęciach imieninowych mieszkańców Kolegium. Rozmawiał ze studentami, śpiewał pieśni patriotyczne i harcerskie, dowcipkował.

– Robił wszystko, by zniżyć się do naszego poziomu, ale tym samym rósł w naszych oczach, bo był blisko naszych codziennych problemów – opowiada abp Józef Michalik, który w latach 60. mieszkał w Kolegium, a pod koniec 70. został jego rektorem. – Miał przy tym doskonałą pamięć. Wiedział, co i gdzie studiuje dany ksiądz, i nigdy nie trzeba było mu tego przypominać.

Kolegium Polskie było wówczas w kryzysie. Między rektorem ks. Bolesławem Wyszyńskim a księżmi studentami dochodziło do spięć i nieporozumień. Wyszyński mocno przywiązany do zasad drzwi do Kolegium zamykał o godz. 21. Kto nie wrócił przed tą godziną do domu, noclegu musiał szukać na mieście. Zdarzało się, że nocujących w Kolegium biskupów księża wpuszczali do środka przez... okna. Do spięć dochodziło również w innych sprawach. Dość wspomnieć, że w 1977 roku doszło do milczącego protestu. Studenci przestali się do rektora odzywać. W tym trudnym czasie – w czerwcu 1977 – ks. Jędraszewski obronił na Gregorianum pracę licencjacką poświęconą filozofii Paula Ricoeura, jednego z najbardziej znanych myślicieli francuskich XX wieku.

Przedmiotem pracy doktorskiej stała się filozofia innego francuskiego myśliciela – Emmanuela Levinasa. – O jego istnieniu dowiedziałem się w Rzymie. Jezuita, prof. Simon Decloux, który prowadził z nim korespondencję, pokazał mi, że jest to ktoś ważny – wspominał w jednym z wywiadów abp Jędraszewski. – A potem z wielką życzliwością i radością towarzyszył mi przy kolejnych próbach zgłębiania i zrozumienia tej filozofii. Mówię o próbach, bo filozofia Levinasa jest trudna, specyficzna, pisana bardzo trudnym językiem francuskim, przed czym mnie profesor Decloux przestrzegał, a z czego ja jako młody nie zdawałem sobie sprawy – opowiadał. – To był ogromny wysiłek. Ale dzięki temu wszedłem w bardzo poważny dialog myśli współczesnej XX wieku – uzupełniał.

Dysertację o filozofii Levinasa Jędraszewski obronił w grudniu 1979 roku. Później okazało się, że filozofem tym interesuje się również Jan Paweł II, ale jako kardynał przyjeżdżający do Kolegium nie zdradzał tego specjalnie ks. Jędraszewskiemu, choć ponoć życzliwie patrzył na jego poszukiwania. – Pamiętam moje spotkanie z Janem Pawłem II w Rzymie dwa, trzy lata po obronie doktoratu. On wtedy zapytał: „I co, Marek, ten twój Levinas porabia?". Tak się dowiedziałem, że w kręgu jego zainteresowań był także ten filozof. Wcześniej nigdy mi tego wprost nie mówił – stwierdzał.

Po powrocie z Rzymu w roku 1980 podejmuje pracę na PWT oraz seminarium duchownym jako wychowawca kleryków. Razem z nim do seminarium zostaje też wysłany ks. Antoni Swoboda – kursowy kolega, z którym razem byli także w Rzymie. – To były przeciwieństwa. Swoboda był wobec nas bardzo surowy, a Jędraszewski raczej typ wymagającego luzaka. W wolnym czasie biegał wprawdzie z nami po boisku, ale na egzaminach bywało ciężko – wspomina jeden z księży archidiecezji poznańskiej, rocznik święceń 1986.

Karierę wychowawcy Jędraszewski kończy w 1987 roku. Zostaje skierowany do pracy w redakcji „Przewodnika Katolickiego". Jest w nim najpierw redaktorem, a potem także redaktorem naczelnym. Równolegle prowadzi zajęcia na PWT oraz własną pracę naukową. Wieńczy ją habilitacją uzyskaną w 1991 roku na Wydziale Filozoficznym Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Pięć lat później ówczesny arcybiskup poznański mianuje go wikariuszem biskupim ds. nauki i kultury oraz szefem Wydziału Duszpasterstwa Akademickiego. W tym samym czasie biskupi powołują go na konsulatora Komisji Nauki Wiary Episkopatu Polski. A z Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego w Rzymie nadchodzi nominacja na visiting professor.

– Zachowywał przy tym wszystkim niesamowitą skromność i pokorę – stwierdza jeden z księży pracujący wówczas w poznańskiej kurii. – Myśmy wtedy nie mieli wątpliwości, że rychło zostanie mianowany biskupem.

Tak też się stało. Nominacja na biskupa pomocniczego archidiecezji poznańskiej została przez Jana Pawła II ogłoszona 17 maja 1997 roku. Nieco ponad miesiąc później nowy biskup przyjmuje sakrę biskupią. Nowe obowiązki duszpasterskie nie kończą kariery naukowej. Gdy w 1998 roku na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu powstaje Wydział Teologiczny, biskup Jędraszewski otrzymuje najpierw nominację na profesora nadzwyczajnego UAM (profesorem zwyczajnym zostanie w roku 2002), a potem zostaje kierownikiem Zakładu Filozofii Chrześcijańskiej na Wydziale Teologicznym UAM.

W listopadzie 2002 roku biskupi powierzają mu funkcję delegata KEP ds. Duszpasterstwa Akademickiego. – Wtedy go poznałem, bo jako szef Centralnego Ośrodka Duszpasterstwa Akademickiego byłem jego sekretarzem – mówi ks. Bogdan Bartołd, wówczas rektor kościoła akademickiego w Warszawie, a dziś proboszcz warszawskiej katedry św. Jana Chrzciciela. – Dużo się od niego nauczyłem. Przede wszystkim skrupulatności i precyzyjności – dodaje.

Duchowny tłumaczy, że biskupowi Jędraszewskiemu bardzo na studentach zależało. Inspirował duszpasterzy akademickich do działania. – Zachęcał, byśmy nie zamykali się tylko przy kościołach, ale szli do studentów na uczelnie. Bardzo mu zależało na tym, by elity kształtować w duchu chrześcijańskim – opowiada. – Z drugiej strony zależało mu też na profesorach i pracownikach uczelni. To z jego inicjatywy do programu naszej dorocznej pielgrzymki akademickiej włączone zostały specjalne wykłady dla profesorów.

Z kolei ks. Jacek Siekierski – następca ks. Bartołda – który już od ponad dziewięciu lat współpracuje z arcybiskupem, dorzuca, że w tym czasie nie opuścił żadnego spotkania duszpasterzy akademickich. – Powiem szczerze, że wiele razy zawstydzał nas tym. Bo nam zdarzało się wykręcać brakiem czasu, innymi zajęciami itp. A on nigdy – stwierdza.

Genderu nie lubi

Nieprzychylni Jędraszewskiemu wypominają mu, że gdy w 2002 roku wybuchła afera związana z molestowaniem seksualnym kleryków przez abp. Juliusza Paetza, mocno zaangażował się w jego obronę. Ponoć był nawet inicjatorem listu w obronie metropolity, do którego podpisania miał zmuszać dziekanów. Miał też inicjować akcję obrony, którą podjęło poznańskie środowisko naukowe.

Mimo tych zarzutów budził wtedy nadzieje środowisk liberalno-lewicowych na zmianę kierunku w polskim Kościele. Gdy w 2009 roku ukazała się jego dwutomowa praca poświęcona abp. Baraniakowi, na łamach „Gazety Wyborczej" recenzowała ją Katarzyna Wiśniewska. „Książka Marka Jędraszewskiego może być przeciwwagą dla lustratorskich publikacji, gdzie losy niezłomnych ludzi Kościoła są jedynie tłem, na którym upadki innych zaprezentują się jeszcze bardziej atrakcyjnie" – pisała w czasie, gdy polski Kościół mierzył się z nieformalną lustracją duchownych.

Biskup – naukowiec zajmujący się filozofią Levinasa – takie zainteresowania mogły świadczyć o szerokich horyzontach i kojarzyć się z katolicyzmem „otwartym". Ale kiedy w 2012 roku Jędraszewski wyszedł z cienia arcybiskupa Stanisława Gądeckiego i został drugim w historii metropolitą łódzkim, czar prysł. Zwłaszcza że otwarcie wystąpił z krytyką gender. – Jest to ideologia szalenie niebezpieczna, która prowadzi do śmierci danej cywilizacji. Jest to też teoria coraz bardziej przyjmowana czy może nawet narzucana – w Europie i Stanach Zjednoczonych – mówił jesienią 2013 roku podczas spotkania w ramach „Dialogów w katedrze", które zainaugurował w Łodzi. – Nie potrafię docenić genialności pani profesor Środy, która twierdzi, że Jezus był pierwszym rzecznikiem gender. Ale to już być może jej jakaś szczególna interpretacja tego zjawiska. Proszę mi wytłumaczyć, bo być może ja jestem za głupi, żeby to zrozumieć – znając Ewangelię – w jakiej mierze Chrystus jest pierwszym twórcą czy zwolennikiem gender? – ironizował.

To mainstream mógł jeszcze jakoś przełknąć, ale gdy latem 2014 roku na łamach „Plusa Minusa" arcybiskup Jędraszewski – już jako wiceprzewodniczący episkopatu Polski, obwieścił, że w Polsce próbuje się „tworzyć katolickie getto", a wokół nas trwa wojna ideologiczna i Kościół nie może milczeć, żarty się skończyły. Zwłaszcza że metropolita zrobił też przytyk Kościołowi „otwartemu". – Mogę się zgodzić na cierpienie z powodu takich czy innych inwektyw. Mogę je nawet pominąć milczeniem. Ale jeśli się narusza sprawiedliwość społeczną, zwłaszcza prawo do życia innego bezbronnego człowieka, to mam milczeć? To właśnie miałoby być przejawem tak bardzo oczekiwanego przez pewne środowiska tzw. Kościoła otwartego? – pytał.

Od tamtego czasu abp Jędraszewski znalazł się na celowniku. Stał się czarnym charakterem w polskim Kościele. Pewne jest jednak jedno: jako metropolita krakowski nie przestanie mówić otwarcie o tym, że na świecie i w Polsce toczy się ideologiczna wojna. To się zwyczajnie podobać nie może.

Wypowiedzi abp. Jędraszewskiego pochodzą z wywiadu, którego w 2012 roku udzielił on Radiu Plus w Łodzi oraz wywiadu dla „Przewodnika Katolickiego" (36/2012) i wywiadu dla „Plusa Minusa" z roku 2014.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

W ostatnich dniach można było wręcz usłyszeć, że papież Franciszek pomylił się z tą nominacją, bo nie zna specyfiki polskiego Kościoła. Tak naprawdę dopiero czas pokaże, jak abp Jędraszewski poradzi sobie z dziedzictwem kardynałów Sapiehy, Wojtyły, Macharskiego czy Dziwisza. Dziś wiadomo, że nie jest człowiekiem, którego łatwo da się zaszufladkować, a jego życiorysem można byłoby obdzielić kilka osób. Kim jest abp Marek Jędraszewski?

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów