Bob Woodward. Strach. Trump w Białym Domu

Trump często próbuje wzmocnić własną pozycję, celowo doprowadzając do ryzykow-nych sytuacji. Wygrażanie bronią atomową nieprzewidywalne-mu północnokoreańskiemu reżimowi było nie do pomyślenia, ale on to zrobił. A okazało się, że to dopiero początek.

Publikacja: 07.12.2018 17:00

Bob Woodward. Strach. Trump w Białym Domu

Foto: AFP, Kevin Lim

Starcie Trumpa z Kim Dzong Unem stawało się więc coraz bardziej osobiste.

Przy narastającym napięciu Trump, w rzadkiej chwili za-dumy, stwierdził na pokładzie Air Force One: „Ten gość jest szalony. Naprawdę mam nadzieję, że ostatecznie nie pójdzie to w bardzo nieciekawą stronę".

Jednocześnie wygłaszał sprzeczne uwagi na temat Korei Północnej, od prowokatorskich i górnolotnych po zapewnienia, że pragnie pokoju. W maju stwierdził, że będzie „zaszczyco-ny" spotkaniem z Kimem „w odpowiednich okolicznościach". W sierpniu powiedział prasie: „Niech Korea Północna lepiej przestanie grozić Stanom Zjednoczonym. Odpowiemy ogniem i furią, jakich nie widział świat".

Skoro nie było widać rozwiązania, McMaster [Herbert Raymond McMaster – doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, zrezygnował w marcu 2018 r. – red.] przygotował nową strategię zakładającą kampanię zwiększania nacisku na Koreę Północną. Plan ten, przedstawiony w formie parafowa-nego dokumentu, sporządzono z myślą o wywieraniu presji na Koreę Północną i Chiny, aby skłonić je do pertraktacji na temat północnokoreańskiego wojskowego programu atomowe-go i zatrzymania prac nad międzykontynentalnym pociskiem balistycznym. Departament Finansów miał przygotować listę sankcji, Departament Stanu zaś doprowadzić do współpracy z Chinami, aby rosła presja na Północ.

Departament Obrony miał dokonać demonstracji militar-nych, takich jak przeloty nieopodal terytorium, wchodzenie w przestrzeń powietrzną w ramach manewrów wojskowych określonych mianem Niebieskiej Błyskawicy (Blue Lightning), a także aktywność w cyberprzestrzeni na wciąż ograniczoną skalę, aby ukazać amerykańskie możliwości na tym polu i po-tencjalne zagrożenie. Oczywiście wszystkie te działania miały nie wywoływać niezamierzonego konfliktu.

McMaster powtarzał w NSC, że Trump nie może się zgo-dzić, by Korea Północna dysponowała arsenałem atomowym.

Ale prezydent podsumował swoje stanowisko w niemal każdej sprawie w trakcie wywiadu z „New York Timesem": „Ciągle jestem w ruchu. To wte, to wewte".

Dunford, przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Szta-bów, powołał strategiczną komórkę informacyjną w ramach de-partamentu operacyjnego J3, aby przyjrzeć się możliwościom komunikacji odstraszającej pod kątem Korei Północnej. Jakie działania wyglądałyby na tyle groźnie, że stałyby się skutecz-nym czynnikiem odstraszającym?

Kiedy w pobliżu granicy Korei Północnej znalazły się trzy lotniskowce, Mattis [James Mattis – sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych – red.] dał wyraz swojemu niezadowoleniu. Czy aby nie groziło to nieoczekiwaną reakcją ze strony Kima? Czy Stany Zjednoczone mogły wszcząć wojnę, próbując jej unik-nąć? Wyraził z tego powodu większy niepokój niż wielu in-nych w Pentagonie i oczywiście w Białym Domu.

Mattis przestudiował książkę Barbary Tuchman „Sierpnio-we salwy" poświęconą wybuchowi I wojny światowej. „Ma fio-ła na punkcie sierpnia tysiąc dziewięćset czternastego – po-wiedział o nim jeden z urzędników. – I na punkcie koncepcji, że podejmujemy działania, działania wojskowe, postrzegane jako rozważne planowanie, ale ich niezamierzonym skutkiem jest sytuacja, w której nie możemy już z tego pociągu wojen-nego wysiąść". Pęd ku wojnie narasta „i już nie ma jak tego powstrzymać".

Mattis nie chciał konfliktu zbrojnego. Status quo i strategia unikania wojny, nawet w atmosferze potężnych, przytłaczają-cych napięć, to wilk syty i owca cała.

Tak podsumował to wspomniany urzędnik: „Zdanie Mattisa i Dunforda jest takie, że Koreę Północną można po-wstrzymać. Dunford powiedział wręcz: »Taką dałem radę prezydentowi«".

19 września 2017 roku prezydent Trump wygłosił swoje pierw-sze przemówienie na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Po raz pierwszy określił północnokoreańskiego przywódcę mianem Rakietowca (Rocket Man). Stwierdził, że jeśli Stany Zjednoczone zostaną zmuszone do obrony, „nie bę-dziemy mieli innego wyjścia, jak całkowicie zniszczyć Koreę Północną".

Kim odparował po trzech dniach. „Wystraszony pies głoś-niej szczeka" – stwierdził, dodając, że Trump jest „niewątpli-wie szubrawcem i bandytą, który lubi igrać z ogniem. Posta-wię tamę temu pomylonemu amerykańskiemu ramolowi, z całą pewnością i ostatecznie".

W tweecie z 23 września Trump nazwał Kima Małym Rakietowcem.

Przywódca kontra przywódca

Trump i Rob Porter [prawnik, do lutego 2018 r. sekretarz sztabowy Białego Domu – red.] siedzieli razem na pokładzie Air Force One w prezydenckiej kabinie z przodu maszyny. W telewizji leciało Fox News.

– Mały Rakietowiec – powiedział z dumą Trump. – Myślę, że to może być wisienka na torcie, najlepsza ksywa, jaką dotąd wymyśliłem.

– Nawet zabawne – powiedział Porter – i z pewnością za-szło Kimowi za skórę. Po czym jednak zapytał: – A jak ma wyglądać końcówka tej gry? Jeśli będziemy dalej nakręcali re-torykę i angażowali się w wojnę na słowa, i to pójdzie dalej, to co pan chce w ten sposób osiągnąć? Jak wygląda finał?

– Nie można nigdy okazać słabości – odparł Trump. – Mu-sisz demonstrować siłę. Kim i spółka muszą być przekonani, że jestem gotów na wszystko, by zadbać o nasze interesy.

– Tak, chce pan go trzymać na baczność – powiedział Por-ter. – I chce pan roztoczyć pewną aurę nieprzewidywalności. Ale on też wygląda na dość nieprzewidywalnego. A my nie je-steśmy pewni, czy on dobrze się czuje. Pod względem umysło-wym. On nie ma tych samych politycznych zahamowań, które mają inni. I chyba naprawdę bardzo chce poważnego traktowa-nia na arenie międzynarodowej.

– Trzeba pokazać siłę – powtórzył prezydent.

– Tak się tylko zastanawiam – drążył Porter – czy za-wstydzając go, prędzej go podporządkujemy, czy sprowokujemy.

Trump nie odpowiedział, ale sądząc po jego minie, zda-wał sobie sprawę, że Kim jest zdolny do wszystkiego. Potem stwierdził: to jest psychologiczna próba sił.

– To sytuacja przywódca kontra przywódca. Jeden przeciw drugiemu. Ja kontra Kim.

Pod koniec września generał Kelly zaprosił Grahama do Białe-go Domu na nadchodzące ćwiczenia symulacyjne w kontekście Korei Północnej [John Kelly – sekretarz bezpieczeństwa krajowego USA, potem szef personelu Białego Domu; Lindsey Graham – republikański senator ze stanu Karolina Południowa – red.].

Sprzeczne komunikaty ze strony Trumpa i Tillersona zale-wały wiadomości. Tillerson długie tygodnie przekonywał opinię publiczną do swojego hasła „cztery razy nie": Stany Zjednoczo-ne ani nie dążą do zmiany reżimu, ani do upadku władzy, ani do przyspieszonego zjednoczenia Północy z Południem, ani nie szukają też pretekstu, by wysłać wojska do Korei Północnej.

„Trzymamy typka w niepewności" – powiedział Grahamo-wi Kelly, mając na myśli Kim Dzong Una.

Graham złożył Kelly'emu i McMasterowi radykalną pro-pozycję: „Chiny muszą go zabić i zastąpić północnokoreań-skim generałem, którym sterują. – Chiny miały nad Północą przynajmniej tyle kontroli, że Korea by nie zaatakowała. – My-ślę, że Chińczycy w oczywisty sposób odgrywają tu kluczową rolę i muszą go zlikwidować. Nie my, oni. I nadzorować tam-tejsze zasoby nuklearne. I ukrócić to wszystko. Albo zacząć go kontrolować. Zatrzymać ten marsz w kierunku broni nuklear-nej. Bo obawiam się, że Kim może ją sprzedać".

Zaproponował, żeby Trump oznajmił Chinom: „Świat to niebezpieczne miejsce. Nie zamierzam pozwolić temu reżimo-wi, by groził naszej ojczyźnie bronią atomową".

Jak wspomniał, Trump zapewnił go, że nie dopuści, aby do tego doszło. Graham zrobił wszystko poza wykupieniem ogłoszenia w gazecie, by obwieścić światu, co Trump powie-dział mu prosto w oczy.

1 października, kilka miesięcy po tym, jak Tillerson publicznie wyciągnął rękę w stronę Korei Północnej, by rozpocząć dia-log, Trump zatweetował: „Powiedziałem Rexowi Tillersonowi, naszemu wspaniałemu sekretarzowi stanu, że trwoni czas, usi-łując negocjować z Małym Rakietowcem. Zachowaj siły na coś innego, Rex, my zrobimy, co trzeba!".

Wojowniczy tweet został powszechnie zinterpretowany jako podważenie rangi czołowego dyplomaty w Ameryce.

Trump ewidentnie uległ impulsowi. W trakcie kampanii przed wyborami prezydenckimi sam wyciągnął w stronę Kima rękę na zgodę, wyrażając gotowość przystąpienia z nim do rozmów przy hamburgerze.

Nie wzięto jednak pod uwagę, że Trump często próbuje wzmocnić własną pozycję, celowo doprowadzając do ryzykow-nych sytuacji. Wygrażanie bronią atomową nieprzewidywalne-mu północnokoreańskiemu reżimowi było nie do pomyślenia, ale on to zrobił. A okazało się, że to dopiero początek. Znane z przeszłości ugodowe podejście odeszło do lamusa.

Trump wkrótce szarpnął mocniej za smycz Kelly'ego i po paru miesiącach aura Kelly'ego jako tego, który kontroluje prezy-denta, ulotniła się jak kamfora. Trump wybitnie nie lubił ze-wnętrznego nadzoru, jakby chciał powiedzieć: dłużej tego nie wytrzymam. Czuję się odizolowany. Czuję się, jakbym już tu nie dowodził.

W listopadzie widział się z Chrisem Crane'em, dyrek-torem związku zawodowego Wydziału Imigracji i Kontroli Celnej (Immigration and Customs Enforcement, ICE), któ-ry na antenie Fox News narzekał na słaby dostęp do prezy-denta. Stwierdził, że Trump go rozczarowuje. Związek wy-raził aprobatę dla Trumpa 6 tygodni przed wyborami i był to pierwszy raz, kiedy Krajowa Rada ICE wsparła jakiegoś prezydenckiego kandydata.

Trump wpadł w szał.

Kelly i Chris Crane wybitnie się nie cierpieli. Kiedy Kelly pełnił funkcję sekretarza bezpieczeństwa krajowego, powstrzy-mał funkcjonariuszy ICE przed twardym rozprawieniem się z niektórymi przypadkami naruszenia przepisów imigracyjnych.

Trump zaprosił Crane'a do Gabinetu Owalnego, nie mó-wiąc o tym Kelly'emu. Crane stwierdził: – Kelly odciął nam jaki-kolwiek dostęp. Narażaliśmy się dla pana. Poparliśmy. Wspie-ramy pańską politykę na każdej płaszczyźnie. A teraz nawet nie możemy się z panem skontaktować.

Kelly dowiedział się, że Crane przebywa w Gabinecie Owalnym, i wpadł do środka jak burza. Nie minęła chwila, a obaj już obrzucali się inwektywami.

„Po prostu nie wierzę, że wpuścił pan do Gabinetu Owal-nego takiego popaprańca jak ten tutaj" – powiedział do Trum-pa Kelly. Jeżeli tak to ma dalej wyglądać – stwierdził – „to w ta-kim razie odchodzę!". I trzasnął za sobą drzwiami.

Trump myślał wtedy – o czym powiedział w późniejszej rozmowie – że Kelly z Crane'em skoczą sobie do gardeł.

Wszyscy zamierzają nas dorwać

Kelly namawiał prezydenta, żeby nowym sekretarzem bez-pieczeństwa krajowego uczynił Kirstjen Nielsen, czterdziesto-pięcioletnią prawniczkę, która była jego zastępczynią w Depar-tamencie Bezpieczeństwa Krajowego.

„Tylko Kirstjen ma do tego smykałkę – przekonywał pre-zydenta Kelly. – Zna ten departament, była moją szefową per-sonelu, jest kapitalna w te klocki".

Nominacja została wysłana do Senatu 11 września.

Prezydent widział na antenie Fox News, jak publicystka tej stacji Ann Coulter nazwała Nielsen „fanatyczką otwartych granic", która sprzeciwia się murowi granicznemu Trumpa. Lou Dobbs dołożył do pieca stwierdzeniem, że Nielsen popiera amnestię, jest zbyt miękka w kwestiach imigracji, po-nadto należała do ekipy George'a W. Busha. Nielsen na se-nackim przesłuchaniu zatwierdzającym powiedziała: „Nie ma potrzeby stawiania muru wzdłuż całego kraju", a Dobbs, zagorzały zwolennik Trumpa, określił tę uwagę mianem oburzającej.

– Wszyscy mi mówią, że jest fatalna – zauważył potem Trump w rozmowie z Kellym w Gabinecie Owalnym. – Ta pro-pozycja to chyba jakiś żart. Jest bushystką. Wszyscy jej niena-widzą. Jak w ogóle mogłeś mi zrobić coś podobnego?

– Jest najlepsza – powiedział Kelly. – Najlepsza z najlep-szych. Osobiście mogę za nią ręczyć. Jest pierwszą kobietą, która kieruje tym departamentem. Wiem, że to właściwa osoba. Wykona świetną robotę. Będzie bardzo skuteczna. Jest w two-jej drużynie. Za moich czasów w resorcie była moją prawą ręką. Zna ten departament jak własną kieszeń.

– Sranie w banię – skwitował Trump. – Fatalna jest. Tylko ty myślisz, że coś z niej będzie. Może będziemy musieli wyco-fać jej nominację.

Kelly rozłożył bezradnie ręce: – A może po prostu sam będę musiał zrezygnować.

I wyszedł wzburzony.

Porter później przyniósł Trumpowi do podpisania nomi-nację Nielsen, co oficjalnie uczyniłoby ją sekretarzem.

– Nie wiem, czy naprawdę chcę to teraz podpisywać – po-wiedział Trump. – Po prostu nie mam do niej przekonania.

– Została zatwierdzona – przypomniał Porter. Senat za-twierdził jej nominację stosunkiem głosów 62 do 37. – Będzie pan obecny na jej zaprzysiężeniu.

Trump podpisał.

Kelly pojawił się w programie Breta Baiera w telewizji Fox News i powiedział, że Trump przeszedł „proces ewolucyjny" i „zmienił swoje podejście do kwestii programu DACA, a na-wet muru".

W Białym Domu Trump zagotował się z wściekłości.

„Widziałeś, co powiedział Kelly? – zapytał Portera. – Ja ewoluowałem? Zmieniłem zdanie w tej kwestii? Za kogo on się, kurwa, ma? Ani krztyny się nie zmieniłem. Wciąż stoję na tym samym stanowisku. Zbudujemy ten mur. Zbudujemy wzdłuż całej granicy".

Zach Fuentes, asystent Kelly'ego, ostrzegł jednego z wyższych urzędników z Zachodniego Skrzydła, że Kelly łatwo się roz-prasza i nie sposób skupić jego uwagi na dłużej.

„Skrupulantem to on nie jest – zauważył Fuentes, który był również asystentem Kelly'ego do spraw bezpieczeństwa kra-jowego. – Nigdy nie kładź przed nim więcej niż jednej kartki. Nawet jeśli rzuci na to okiem, całości nie przeczyta. Pamiętaj o podkreśleniu lub wytłuszczeniu najważniejszych punktów". Równocześnie, jak mówił Fuentes, były takie zagadnienia, zwłaszcza związane z wojskowością, które przykuwały uwagę Kelly'ego, i wtedy można było próbować dłuższej rozmowy na dany temat.

Zazwyczaj jednak – utrzymywał Fuentes – „masz trzy-dzieści sekund, żeby do niego mówić. Jeśli w tym czasie nie zaczął słuchać, już się nie skupi".

Kelly w każdy poniedziałek, środę i piątek odbywał w Poko-ju Roosevelta regularne spotkania z 20 najważniejszymi oso-bami w Białym Domu. Często omawiał tam swoje rozmowy z Trumpem.

„W ciągu weekendu rozmawiałem z prezydentem – relacjo-nował na jednym z takich spotkań. – Naprawdę nakręcił się na całkowite wycofanie nas z Półwyspu Koreańskiego. I zmusze-nie Koreańczyków z Południa do zapłaty za THAAD. Gada-łem o tym w kółko, kładłem mu do głowy, że nie może tego zrobić".

Jako że Kelly sam znalazł się pod ostrzałem politycznym i spadła na niego krytyka medialna, na spotkaniach grupy naj-ważniejszych prezydenckich doradców i urzędników państwo-wych coraz częściej mówił o prasie i o swojej roli.

„Tylko ja chronię prezydenta przed prasą – rzekł na jed-nym z zebrań. – Dziennikarze zamierzają go dopaść. Chcą go zniszczyć. A ja jestem zdeterminowany, by stanąć im na dro-dze, przyjmując na siebie kule, przyjmując na siebie strzały. Wszyscy zamierzają nas dorwać".

„Prasa go nienawidzi. Oni nas nienawidzą. Nigdy nie da-dzą nam chwili wytchnienia. To wojna podjazdowa. I to dla-tego przyjmujemy cały ten ostrzał. Teraz atakują także mnie, ponieważ jestem jedynym facetem, który stoi przed prezyden-tem i usiłuje go chronić".

Któregoś dnia podczas spotkania w wąskim gronie w swo-im gabinecie Kelly powiedział o prezydencie: „To idiota. Prze-konywanie go nie ma sensu. Jedzie bez trzymanki. To dom wariatów".

„Nie wiem nawet, czemu my tu wszyscy jesteśmy. To naj-gorsza robota, jaką kiedykolwiek miałem".

Kelly coraz bardziej tracił wpływ na wydarzenia. Trump wzy-wał przedstawicieli Kongresu, kiedy tamtego nie było w pobli-żu. Wzywał Chucka Schumera, Toma Cottona, Lindseya Gra-hama, Dicka Durbina czy członków gabinetu, podkreślając, że sam sobie jest szefem administracji i sam sobie jest dyrektorem do spraw legislacyjnych.

„Madeleine – wołał – połącz mnie ze spikerem Ryanem".

Trump zaczynał wypytywać.

– No i co tam u Kelly'ego? – zapytał Portera. – Twarda z niego sztuka, ale wygląda na to, że jest nawet zbyt twardy. Personel chyba go nie lubi.

– Myślę, że postarał się o to – odparł Porter. – Lepiej wzbudzać strach, niż być kochanym. Ale ma swoje słabości. Moim zdaniem po prostu musi być ich świadomy. To samo ty-czy się pana. – Porter powiedział, że w jego przekonaniu sła-bością Kelly'ego są kwestie ustawodawcze. – Naprawdę potrze-ba dobrego dyrektora do spraw politycznych, ponieważ akurat w legislacji nie ma doświadczenia. A jeśli chce pan, żeby pański szef personelu był najważniejszym doradcą politycznym, to nie powinien być nim Kelly.

Tillerson wielokrotnie skarżył się Kelly'emu na to, że Por-ter skłania Trumpa do podpisania memorandów decyzyjnych z pominięciem podpisu sekretarza stanu.

„Wiem, że starasz się wprowadzać Rexa – powiedział Por-terowi Kelly – nie możesz jednak zanosić memoranda decyzyj-nego, ot tak, do prezydenta, nie możesz informować prezyden-ta o czymkolwiek, dopóki nie masz wyraźnego upoważnienia na piśmie". Kelly podkreślił, że w ogóle opinie od Departa-mentu Stanu albo od Tillersonowskiego szefa kancelarii to za mało. Ma nie być żadnych decyzji, pouczył Portera Kelly, „do-póki nie porozmawiasz lub nie wymienisz e-maili konkretnie z Rexem".

Trump wiedział o tych konfliktach. Lubił ostre różni-ce zdań. Ukazywały wiele rozmaitych poglądów. Harmonia mogła doprowadzić do syndromu myślenia grupowego. Ko-rzystał z tego chaosu i dolewał oliwy do ognia.

Autor, zdobywca dwóch Nagród Pulitzera, zyskał sławę dzięki ujawnieniu na łamach „The Washington Post", wspólnie z Carlem Bernsteinem, afery Watergate („Wszyscy ludzie prezydenta", 1974). Napisał 12 książek publicystycznych

Książka Boba Woodwarda „Strach. Trump w Białym Domu" w przekładzie Hanny Jankowskiej, Macieja Studenckiego, Jacka Żuławnika, Jana Wąsińskiego, Pawła Bravo ukazała się pod koniec listopada nakładem wydawnictwa W.A.B.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Starcie Trumpa z Kim Dzong Unem stawało się więc coraz bardziej osobiste.

Przy narastającym napięciu Trump, w rzadkiej chwili za-dumy, stwierdził na pokładzie Air Force One: „Ten gość jest szalony. Naprawdę mam nadzieję, że ostatecznie nie pójdzie to w bardzo nieciekawą stronę".

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów