Mumie w lodowcu pogrzebane

Jeśli globalne ocieplenie będzie postępowało, za pół wieku Alpy powrócą do stanu sprzed 5 tysięcy lat, gdy lodowce były tam rzadkością.

Publikacja: 13.11.2015 00:00

Człowieka lodu odkryli przypadkowo turyści. Fot. Paul Hanny

Człowieka lodu odkryli przypadkowo turyści. Fot. Paul Hanny

Foto: Gamma-Rapho via Getty Images

Na naszych oczach rodzi się nowa dyscyplina naukowa: archeologia lodowcowa. Akt narodzin miał miejsce w 1991 roku w Alpach na granicy – dosłownie – austriacko-włoskiej, gdy znaleziono tam zwłoki mężczyzny. Najpierw zajęła się nimi policja, dopiero potem archeolodzy, gdy okazało się, że Ötzi (takie imię nadano mu od nazwy przełęczy, na której skonał) żył około 5300 lat temu. Odkrycie to nie byłoby możliwe, gdyby nie globalny wzrost temperatur powodujący topnienie lodowców. Dzieje się to na całym świecie, ale zjawisko najlepiej udokumentowane jest w Europie.

Szwajcarscy glacjolodzy udowodnili, że pokrywa lodowa Alp skurczyła się w ciągu minionych 150 lat o połowę. Nic dziwnego, skoro w miesiącach letnich w ostatniej dekadzie w Alpach na wysokości 3000 metrów temperatura sięga w południe 25 stopni w skali Celsjusza. Spod lodowych jęzorów wypływają rwące potoki, zima nie potrafi już nadrabiać tych strat, lodowce kurczą się i chudną.

Archeologom w to graj. Im głośniej rozbrzmiewają jeremiady klimatologów, tym bardziej rosną szanse na odkrycia tam, gdzie dotychczas zapuszczali się jedynie narciarze ekstremalni i alpiniści. Kurczące się pole lodowe Umballkees w Alpach Austriackich odsłoniło skrzydło samolotu. Ratownicy górscy z Pragraten, zgodnie ze swym powołaniem, wydobyli to, co niegdyś uwięził lód i śnieg. Okazało się, że są to szczątki niemieckiej maszyny transportowej Junkers 52, która w 1941 roku rozbiła się podczas awaryjnego lądowania. Udało się wydobyć 80 procent samolotu – 4 tony żelastwa, między innymi śmigło, silnik, koła, a także osobiste rzeczy członków załogi – przybory toaletowe, sztućce, gazety, butelkę z alkoholem, a także zwłoki jednego człowieka. Wszystkie znaleziska trafią do muzeum stworzonego specjalnie dla nich. Jego kustoszem zostanie archeolog z Innsbrucka Harald Stadler. – Lodowce są jak skarbce. Otwiera je zaklęcie, na które nikt wcześniej nie wpadł – zmiana klimatu. Dlatego eksponatów w naszym muzeum będzie przybywać – uważa Stadler.

Rycerz z krainy lodu

W XVI wieku pewien bogaty rycerz wędrował wąską, trudną do przebycia przełęczą Theodul w Alpach Szwajcarskich. Nie dotarł do celu podróży, pośliznął się, postawił nieostrożnie stopę i runął w przepaść. Pogrzebał go lodowiec. Ale nie na zawsze, gdy po upływie pół tysiąclecia lodowiec zaczął topnieć, turyści znaleźli zwłoki, a przy nich ponad 200 monet, złote dukaty cesarza Karola V i Filipa II hiszpańskiego, szpadę z ozdobną rękojeścią, pistolet i srebrny amulet. Trudno będzie stwierdzić, skąd, dokąd i dlaczego wędrował ten człowiek, ale naukowcy, analizując jego DNA, dowiedzą się już wkrótce, czym się odżywiał w ciągu swojego życia, jakie choroby przebył, w jakim regionie pasły się zwierzęta, z których skór nosił ubranie.

Lodowiec Lendbreen w Norwegii intensywnie kurczy się od 2006 roku. Od tego czasu znajdowane są na nim różnego rodzaju starożytne przedmioty: skórzane obuwie, ozdobny kij pasterski, łuki, groty strzał do polowania na ptactwo i drobną zwierzynę (są tępo zakończone, aby nie dziurawić, nie niszczyć skóry, futra, piór) i renifery. Ale prawdziwy archeologiczny skarb wyłonił się z lodowca dwa lata temu – jest to koszula, a raczej tunika utkana z jagnięcej wełny. Dziś trudno ustalić, czy nosił ją mężczyzna czy kobieta, w każdym razie był to ktoś o wzroście około 176 cm. Metodą węgla radioaktywnego C14 ustalono jej wiek: utkano ją około 1715 lat temu.

– Na pewno była często noszona i dbano o nią, kilka razy ją naprawiano. Ponieważ przetrwała w dobrym stanie, dowodzi to, że lodowiec Lendbreen nigdy nie był tak mały od około 300 roku naszej ery. Gdyby wcześniej rozmarzał, tunikę zaatakowałyby robaki i bakterie, doprowadzając do jej rozpadu – podkreśla Marianne Vedeler z Muzeum Historii Kultury Norwegii.

Skąd wzięła się na lodowcu tunika bez człowieka? Po co wędrowiec zdjął tunikę z jagnięcej wełny? Badacze z Uniwersytetu w Oslo przypuszczają, że osoba, która ją nosiła, musiała mieć objawy hipotermii z powodu ciężkich śnieżyc i mrozu, które dały mylne uczucie gorąca, stąd chęć pozbycia się odzieży.

Jedna tunika wiosny nie czyni. Gdyby się okazało, że takiej porzuconej odzieży jest na lodowcu więcej, byłby to znakomity przyczynek do poznania warunków życia populacji, dla której wysokogórskie wędrówki przed tysiącami lat były chlebem powszednim.

Dlatego dr Leandra Nef z Uniwersytetu w Zurychu apeluje: – Szukajcie skarbów (archeologicznych) tam, gdzie w Alpach topnieje lodowiec. Ten apel skierowany jest nie tyle do jej kolegów po fachu, oni są bowiem świadomi tego tak samo jak ona, ile do turystów, bardziej lub mniej zaawansowanych wspinaczy, do przewodników wiodących powierzone im grupy na lodowcowe jęzory.

– Przekazujcie naukowcom znalezione na lodowcu kawałki drewna lub ubrań. Zastanówcie się tylko: skąd kij na lodowcu? A ubranie? Skąd wiadomo, że nie ma ono kilkaset, a może kilka tysięcy lat? W ostatnich dekadach, które ja już dobrze pamiętam, górale i turyści znajdowali w topniejącym lodzie różne rzeczy, nogawice z koźlej skóry, torby podróżne, plecaki – mówi Leandra Nef.

Szwajcarski Instytut Kultury wytypował około 300 miejsc położonych 2500 metrów nad poziomem morza lub jeszcze wyżej, w których można się spodziewać tego rodzaju znalezisk.

Archeologia już dawno przestała się ograniczać do badania znalezisk z czasów, gdy nie istniało pismo, oddając te czasy we władanie historykom sensu stricto. Archeolodzy badają już wszystko, co przetrwało w ziemi i świadczy o przeszłości. A teraz badają także to, co przetrwało w lodzie i też świadczy o przeszłości.

Podczas I wojny światowej włoskie Dolomity były miejscem bardzo zaciętych walk. Tamtejszy lodowiec oddał potomnym obóz żołnierzy austriackich, w którym karabiny maszynowe pozostały tak, jak je pozostawili strzelcy.

W austriackim parku narodowym Hohe Tauern na wysokości 2600 metrów przy skraju lodowca zachowała się mumia ptaka z długim, zakrzywionym dziobem. Lód zakonserwował go kilka tysięcy lat temu.

W dolinie Lotschen w Szwajcarii lodowiec odkrył strzały do łuku wycięte z cisu. Myśliwi używali ich 4 tysiące lat temu.

Takie znaleziska są możliwe dzięki temu, że w lodzie zachowują się przedmioty z materiałów organicznych, nietrwałe, takie jak skóra, tkaniny, ziarna, i to przez tysiąclecia. Lód konserwuje w sposób wyjątkowy drewno. Pod tym względem z archeologią lodowcową współzawodniczyć może tylko archeologia bagienna, bowiem w torfie, bez dostępu powietrza, materia organiczna jest w stanie przetrwać tysiące lat.

Poszukiwania w komputerze

W wypadku archeologii lodowcowej zabytki nie są wydobywane w trakcie wykopalisk. Na światło dzienne wydostają się siłami natury, bez ingerencji człowieka, bez użycia łopaty. Ale gdy już znajdą się na powierzchni, badacze zajmują się nimi tak, jak nakazuje metodologia naukowa. Zabytki takie często znajdują się w rejonach leżących na dużych wysokościach, gdzie nie ma i nigdy nie było regularnego osadnictwa. Pozostawili je ludzie przybywający tam incydentalnie, w trakcie podróży, ucieczki, pogoni itp. Dlatego zabytki takie dostarczają informacji całkowicie oryginalnych, przedtem nieznanych – o trasach podróży, przejść, wędrówek przez masywy górskie, a także o ekwipunku tych, którzy podejmowali takie wyprawy.

Archeologia lodowcowa (glacial archaeology) w zasadzie nie jest całkowicie nową gałęzią wyrosłą ze starego pnia badań naukowych. Historycy nauki łączą jej początki z odkryciami szczątków mamutów w wiecznej zmarzlinie na Syberii i Alasce w połowie XX wieku. Ale tamtym odkryciom nie towarzyszyła wówczas świadomość, że lód i zamarznięta ziemia mogą ujawniać coś więcej niż pozostałości wielkich ssaków. Teraz już wiadomo, że mogą, dlatego archeologia lodowcowa rozwija się w Alpach, Andach, Skandynawii, Kanadzie, na Alasce. Od 2014 roku ukazuje się specjalistyczne pismo „Journal of Glacial Archaeology".

Jednak dla badaczy nie jest to łatwy kawałek chleba. Badania bowiem wiążą się ze sporymi trudnościami natury organizacyjnej. W północnych regionach półkuli północnej lód odsłania ogromne połacie. Organizacja poszukiwań nastręcza tam wiele kłopotów, potrzebne są środki transportu – helikoptery, amfibie, tony paliwa. Koszty takich poszukiwań – a nie każda misja kończy się sukcesem – są bardzo duże.

Z kolei w górach (Alpy, Andy, Skandynawia) problemem jest trudny dostęp do obszarów badanych i nie zapewniają go helikoptery. Tak jak w przypadku archeologii podwodnej badacz musi być płetwonurkiem, tak tutaj badacz musi być po trosze alpinistą, wspinaczem pokonującym niebezpieczne przełęcze, żleby, wielkie różnice wysokości. Badaniom wysokogórskim zagrażają lawiny, trzeba je przerywać po ostrzeżeniach służb ratowniczych.

Oczywiście nie powstrzyma to badaczy, tak jak nic nie powstrzyma wspinaczy dążących na szczyt Matterhornu. Aktualnie poszukiwania metodyczne prowadzone są w Alpach Austriackich, w Górnej Adydze, w Alpach Szwajcarskich – w kantonach Grisons i Valais – oraz w rejonie Berna. Archeolodzy korzystają tam z symulacji komputerowych przewidujących cofanie się lodowców, a tym samym odsłanianie się do badań nowych powierzchni.

Przyjemnie jest czytać o takich poczynaniach i programach, ale – w tym konkretnym przypadku – im lepiej, tym gorzej, im więcej terenu odsłania lodowiec, tym trudniej objąć badaniami te tereny w zgodzie z metodami naukowymi. Duże powierzchnie lodowców, które są lub będą w fazie topnienia, sprawiają, że zamiary systematycznej prospekcji takich terenów stają się iluzoryczne: jest za mało ludzi do przeszukania za dużych obszarów. Dlatego uczeni zmuszeni są koncentrować się na terenach najbardziej obiecujących. Może w tym pomóc tzw. SIG – System Informacji Geograficznej. Umożliwia on korzystanie z teoretycznych modeli przemieszczania się ludzi i zwierząt w obrębie małych i dużych terytoriów, regionów geograficznych. Modele te pokazują teoretyczne przebywanie odległości i trasy. Biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu, człowiek może przebyć w ciągu dnia od 3 do 30 kilometrów. Na swojej trasie napotka punkty, przez które koniecznie będzie musiał przejść. Właśnie takich miejsc szukają badacze w kontekście archeologii lodowcowej.

Na ten obraz uczeni nakładają inny – model glacjologiczny ukazujący symulację topnienia lodowców w przyszłości, w praktyce do połowy XXI wieku. Porównanie tych dwóch typów modeli umożliwi – jak mniemają badacze – wyróżnienie stref „wrażliwych", w których powinny się koncentrować poszukiwania zabytków, śladów przeszłości.

– Natura otwiera się jak album. Topniejący lód uwalnia pnie drzew sprzed 8 tysięcy lat i laski sprzed 80 lat – mówi Heinz Slupetzky, glacjolog z Uniwersytetu w Innsbrucku.

Kryminał i obyczajówka

W Polsce i w podobnych do naszego nizinnych krajach, gdzie nie ma lodowców, siłą rzeczy jesteśmy mało wyczuleni na to zagadnienie, ale w krajach lodowcowych opinia publiczna jest bardzo zainteresowana nowym rodzajem archeologii. W Austrii w regionie Kapron na wysokości 3100 metrów najpierw znaleziono buty, raki i kapelusz, a po kilku dniach zwłoki 26-letniej kobiety, która 60 lat temu wyruszyła z siostrą na wspinaczkę. Ciała siostry nie znaleziono. Czyj jest kapelusz, buty i raki – ustala policja, ponieważ mimo upływu tylu lat wszczęto w tej sprawie dochodzenie.

30 lat temu dwaj młodzi Szwajcarzy poszli w góry, w masywie Tilsit. Odpadli od ściany. Ratownicy nie odnaleźli ciał. Ale ojciec jednego ze wspinaczy nie rezygnował, przez 20 lat wspinał się na Tilsit, odnajdywał resztki sprzętu i ubrań. Dwa lata temu z topniejącego lodowca w masywie Tilsit wyłoniło się ciało młodego człowieka – ale nie tego, którego szukał ojciec, lecz jego towarzysza. Dlatego ojciec szuka dalej i nie traci nadziei.

Gdy Aloisia Persterer urodziła w 1950 roku nieślubne dziecko, jej narzeczony zniknął. 65 lat temu w konserwatywnej Szwajcarii opinia publiczna nie tolerowała takiego statusu. A jednak prawda wyszła na jaw trzy lata temu. Narzeczony nie porzucił Aloisii, jego zwłoki znaleziono w topniejącym lodowcu w masywie Grossvenediger, w kieszeni miał obrączki. – Czułam, że Adolf nas nie porzucił. Teraz moja córka Liselotte wie, że jej ojciec był przyzwoitym mężczyzną – powiedziała sędziwa Aloisia.

Jednak przewracanie kartek w albumach i przywracanie czci i honoru bliskim zmarłym to nie podstawowe zadanie archeologii lodowcowej. Z jej pomocą archeolodzy zamierzają rozwiązywać wielkie zagadki z przeszłości. Na przykład dr Patrick Hunt z Uniwersytetu Stanforda ma nadzieję, że ocieplający się klimat pomoże mu wyjaśnić, jakimi przełęczami w Alpach kartagiński wódz Hannibal poprowadził swoją armię na Rzym, a wiódł ze sobą słonie!

Szybkie ocieplanie się klimatu i związane z nim topnienie lodowców to dla archeologów objawienie, ale zarazem utrapienie. Stało się już normą, że uczestniczą oni w glacjologicznych konferencjach naukowych, śledzą symulację zmian powierzchni i objętości lodowców. I – niestety – dowiadują się, że możliwy jest scenariusz zakładający w Alpach do połowy XXI wieku wzrost temperatur o 3 stopnie Celsjusza. Symulację przeprowadził prof. Matthias Huss z Uniwersytetu we Fryburgu. A wówczas zniknie 80 proc. masy alpejskich lodowców i góry powrócą do stanu sprzed ponad 5 tysięcy lat, będą wyglądały tak jak wtedy, gdy szedł przez nie Ötzi. W tamtej epoce lodowce w Alpach należały do rzadkości.

Na naszych oczach rodzi się nowa dyscyplina naukowa: archeologia lodowcowa. Akt narodzin miał miejsce w 1991 roku w Alpach na granicy – dosłownie – austriacko-włoskiej, gdy znaleziono tam zwłoki mężczyzny. Najpierw zajęła się nimi policja, dopiero potem archeolodzy, gdy okazało się, że Ötzi (takie imię nadano mu od nazwy przełęczy, na której skonał) żył około 5300 lat temu. Odkrycie to nie byłoby możliwe, gdyby nie globalny wzrost temperatur powodujący topnienie lodowców. Dzieje się to na całym świecie, ale zjawisko najlepiej udokumentowane jest w Europie.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami