Pozornie nic się nie zmieniło. Na liście lektur szkolnych nadal figuruje „Antygona". To taka pani z epoki antyku, która w imię fundamentalnych ludzkich praw uczciła umarłego brata, choć zakazała tego władza, a królowi rzuciła w twarz: „Tym prawom jestem posłuszna i nie boję się przemocy". Teraz może to zdanie ktoś wygumkuje. Ale poza tym Sofokles wielkim poetą był.
Kościół zawiódł, ale dlaczego piszę o państwie wydmuszce? Bo jego siła też jest pozorem. Tego samego dnia, gdy premier zakazał Polakom chodzenia na cmentarze, sto tysięcy ludzi zablokowało centrum stolicy. Nieważne w tej chwili – słusznie czy nie. Ważne, że wbrew zakazowi. I co się stało? Gdzie jest sto tysięcy mandatów? Państwo zdezerterowało przed krzykiem i transparentami, na których wypisano przekleństwa. Pozwoliło obchodzić Dzień Przeklętych, a zabroniło Dnia Świętych. Tylko dlatego, że ci „święci", jak wiadomo, nie będą krzyczeć ani przeklinać.