Stanisław Biel SJ: Na ziemi Boga. Duchowe podróże do miejsc świętych i nieświętych

Mój pobyt w tym świętym miejscu wiąże się z małym nieporozumieniem. Wokół mnie pojawiają się uzbrojeni żołnierze i zostaję zatrzymany. A wszystko przez brak... nakrycia głowy.

Aktualizacja: 16.07.2017 22:55 Publikacja: 16.07.2017 17:00

W Bazylice Narodzenia Pańskiego w Betlejem nastrój sacrum zaburza zachowanie turystów (raczej nie pi

W Bazylice Narodzenia Pańskiego w Betlejem nastrój sacrum zaburza zachowanie turystów (raczej nie pielgrzymów); jest niemal jak na jarmarku. Z przykrością słucham opowieści przewodnika o konfliktach między opiekującymi się bazyliką grupami chrześcijan.

Foto: AFP

Betlejem („Dom chleba") leży w pobliżu Jerozolimy w Autonomii Palestyńskiej. Usytuowane jest na wysokości 777 metrów n.p.m. na zboczach skalistych wzgórz, pokrytych winnicami i różnorodnymi gajami. Nazwa pochodzi być może od urodzajności tamtejszych okolic, obfitujących w bogate pastwiska i żyzne ziemie, na których uprawia się pszenicę i jęczmień. Betlejem zwane jest również Miastem Dawidowym, ponieważ w nim urodził się i otrzymał królewskie namaszczenie jeden z najwybitniejszych przywódców Izraela, Dawid.

Zwiedzanie rozpoczynam od Bait Sahur, miejsca udokumentowanego w tradycji jako Pole Pasterzy. Znajduje się ono na skraju Pustyni Judzkiej, w pobliżu Betlejem. Nazwa oznacza właściwie wieżę pasterską. Wieże służyły do pilnowania stada oraz gromadzenia go na noc. Miejsce to jest wspominane i czczone od IV wieku. Dziś otoczone jest nowoczesnymi osiedlami mieszkaniowymi. Na szczęście sanktuarium prowadzone przez ojców franciszkanów zachowało klimat naturalnego krajobrazu biblijnego.

W centrum aromatycznego gaju piniowego znajduje się sanktuarium „Gloria in exscelsis". Zbudowane zostało na miejscu starożytnego kościoła w 1953 roku na planie dziesięciokąta, zaś wyglądem przypomina namiot koczowników. Zatrzymuję się na chwilę przy współczesnych mozaikach przedstawiających zwiastowanie pasterzom narodzin Mesjasza. Śpiewane przez pielgrzymów kolędy wprawiają w nastrój bożonarodzeniowy. Jest upalny dzień, niemający nic wspólnego z naszymi białymi świętami, jednak w tym miejscu szczególnie wzruszająco brzmią słowa: „Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi: Wstańcie, pasterze, Bóg się wam rodzi". Mimo woli pojawiają się łzy.

Z kościoła udaję się do położonej w obrębie gaju obszernej groty. Pierwotnie służyła ona okolicznym pasterzom; w okresie bizantyjskim zasiedlali ją mnisi, o czym świadczą pozostałości mozaikowych posadzek. Dziś podzielona jest na dwie kaplice. Są niskie, surowe, pokryte czarną sadzą, jakby jeszcze dziś służyły człowiekowi za miejsce schronienia. W jednej z nich znajduje się stosunkowo kiczowata szopka; figurki zbytnio nie różnią się od tych, które można nabyć w licznych sklepach z dewocjonaliami na placu Żłóbka w centrum Betlejem. Ważniejsza jest jednak Eucharystia, którą sprawuję w tym miejscu. W „Domu chleba" przyjmuję prawdziwy chleb życia. Po Eucharystii czas na chwile refleksji. Z wielkim wzruszeniem w wyobraźni mogę przeżyć wydarzenia, o których pisze Święty Łukasz: „W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoją trzodą. Wtem stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, tak że bardzo się przestraszyli. Lecz anioł rzekł do nich: «Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś bowiem w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan»" (Łk 2,8–11).

Gdy w duszy wybrzmiały anielskie śpiewy, wyruszam do centralnego miejsca Betlejem, bazyliki Narodzenia. Swoim wyglądem przypomina ona twierdzę, w skład której wchodzą oprócz bazyliki: franciszkański kościół Świętej Katarzyny, zabudowania monasteru greckiego oraz ormiańskiego, a także labirynt podziemnych grot.

Imponująca pierwotna bazylika z czasów Konstantyna Wielkiego została częściowo zniszczona przez pożary i powstania Samarytan. Jej pozostałości, szczególnie mozaiki, znajdują się osiemdziesiąt centymetrów pod posadzką i można je podziwiać do dziś. Dzisiejsza pięcionawowa bazylika ma kształt z czasów cesarza Justyniana (ok. 540 roku). Do bazyliki prowadzą niskie, rzeźbione w drzewie drzwi z 1227 roku. By przez nie przejść, trzeba się w pokorze pochylić. Nawy bazyliki są od siebie oddzielone kolumnadami z czerwonego wapienia (to tak zwane mizzy). Kolumny wieńczą białe marmurowe kapitele w stylu korynckim. Powyżej kapiteli kolumn zachowały się resztki fresków z czasów krzyżowców nawiązujące do pierwszych ekumenicznych soborów, zaś na ich trzonach plamy malowideł przedstawiających świętych o imionach łacińskich i greckich. Zarówno malowidła, jak i odsłonięte siedemnastowieczne belkowanie pułapu pokazują stopień zaniedbania tej najdostojniejszej świątyni, jednej z najstarszych nieprzerwanie funkcjonujących na świecie. Z przykrością słucham opowieści przewodnika o konfliktach między opiekującymi się nią grupami chrześcijan. Niestety, nie wróżą one nic dobrego...

Kropla mleka upadła na skałę

Po tej smutnej refleksji udaję się przed ikonostas. Wykonany z drewna cedru libańskiego i otoczony dziesiątkami lampionów oliwnych wprowadza do tego surowego, ascetycznego wnętrza nastrój cerkiewny. Tuż za nim znajdują się schody prowadzące do groty. Ustawiam się w długiej kolejce. Nastrój sacrum zaburza zachowanie turystów (raczej nie pielgrzymów); jest niemal jak na jarmarku. Jednak wewnątrz groty jest ciszej. Słychać dobiegające z różnych kątów wielojęzyczne kolędy. Grota składa się z dwóch części: wydrążonej w skale niszy, ozdobionej srebrną gwiazdą na marmurowej posadzce, oraz niewielkiej kaplicy. Srebrna gwiazda zawiera łacińską inskrypcję: Hic de Virgine Maria Jesus Christus natus est („Tu z Maryi Dziewicy narodził się Jezus Chrystus"). Pochylam się, aby ze czcią ucałować to święte miejsce. Niestety, brakuje czasu na dłuższą adorację. Jest długa kolejka. Zewsząd błyskają flesze. Nieco luźniej jest w kaplicy obok, upamiętniającej złożenie Jezusa w żłobie, pokłon pasterzy i hołd Mędrców. Według Świętego Hieronima tu znajdował się żłóbek, w którym Maryja złożyła nowo narodzone Dziecko. Notuje zwięźle Święty Łukasz: „Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Powiła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie" (Łk 2,6–7). Nastrój groty uwydatnia brak naturalnego światła. Jej wnętrze rozświetlają dziesiątki oliwnych lamp.

Zatrzymuję się na chwilę adoracji żłóbka. Święty Łukasz, mówiąc o żłobie, używa greckiego słowa fatne. Według kamedulskiego egzegety Innocenzo Gargano jest to rodzaj przenośnego kosza albo podwójnej torby, którą zakładano na grzbiet osła czy wielbłąda. Do jednej strony kosza (torby) wkładano narzędzia, a do drugiej żywność, chleb. Jezus zostaje złożony (używając tej interpretacji) w koszyku, torbie przeznaczonej na chleb. Rodzi się w Betlejem, w „Domu chleba". Jest to piękny symbol. Jezus rodzi się jak pachnący chleb, przygotowany do spożycia, aby stać się życiem dla ludzi. Przychodzi jak manna z nieba, podarowana na utrzymanie ubogiego: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki" (J 6,51); jak Ten, który się dzieli, wydaje, by swą ofiarą przynieść światu pokój i zbawienie: „To jest Ciało moje za was wydane" (por. Łk 22,19). (...)

Jeszcze jednym miejscem wartym wspomnienia jest Grota Mleczna. Częściowo naturalna, a częściowo wykuta w białym wapienno-kredowym podłożu, znajduje się w miejscu, gdzie według tradycji Maryja zatrzymała się podczas ucieczki do Egiptu, aby nakarmić Niemowlę. Lokalna legenda mówi, że podczas karmienia kropla mleka upadła na skałę i odtąd cała grota stała się mlecznobiała. Miejsce to jest czczone jako sanktuarium Matki Boskiej Mlecznej. Przybywają do niego kobiety chrześcijańskie i muzułmańskie, prosząc o dar macierzyństwa. Zeskrobane drobiny kamienia sprzedawane są jako relikwie. (...)

Chwila jak uśmiech Boga

Hebron to palestyńskie miasto położone na południu Zachodniego Brzegu w kotlinie otoczonej zielonymi wzgórzami. Należy on do najstarszych miast świata. Według Biblii został założony siedem lat wcześniej niż Soan, stolica Dolnego Egiptu. Arabowie nazwali go Al-Halil, czyli „Przyjaciel", ze względu na mieszczący się tu grób Abrahama, przyjaciela Boga.

Mój pobyt w Hebronie rozpoczynam od groty Makpela. Jest to miejsce pochówku patriarchów i ich żon. W Mamre w pobliżu Hebronu osiedlił się pod namiotami Abraham. Gdy zmarła jego żona Sara, kupił od Efrona Chetyty pieczarę Makpela („grota podwójna"), w której ją pochował. W tym miejscu spoczęli również Abraham, Izaak z żoną Rebeką oraz Jakub z żoną Leą. Według legendy mają tu spoczywać również Adam z Ewą i wszyscy synowie Jakuba. Jedna z arabskich legend głosi, że Adam ponoć tak często modlił się w tym miejscu, że pozostawił widoczny do dziś odcisk stopy. Grób patriarchów stał się z czasem miejscem świętym i celem pielgrzymek. Powoli wokół niego ukształtowało się miasto.

Sanktuarium patriarchów swoim wyglądem przypomina potężną twierdzę i jest równoległobokiem otoczonym murem z pięknych kamiennych bloków. Arabska legenda głosi, że w ich układaniu brały udział dżinny. Obecny kształt budowli pochodzi z czasów Heroda Wielkiego. Na narożnikach górują dwa zachowane do tej pory minarety. Wewnątrz dziedzińca wznoszą się liczne budowle, wśród których dominuje miejsce spoczynku patriarchów. Jest nim kościół zbudowany w XII wieku przez krzyżowców na ruinach dawnej świątyni bizantyjskiej i zamieniony później przez muzułmanów na meczet. Pierwotne groby patriarchów znajdują się pod posadzką. Natomiast w meczecie zbudowano symboliczne pomniki grobowe (cenotafy). Po stronie południowej znajdują się cenotafy Abrahama, Izaaka i Jakuba, natomiast po stronie północnej – Sary, Rebeki i Lei. Do budowli przylega cenotaf Józefa, chociaż według Biblii kości tego patriarchy spoczęły w Sychem (obecnie Nablus).

Mój pobyt w tym świętym miejscu wiąże się z małym nieporozumieniem. Wokół mnie pojawiają się uzbrojeni żołnierze i zostaję zatrzymany. A wszystko przez brak... nakrycia głowy. Dopiero szybka reakcja jednej z uczestniczek pielgrzymki rozładowuje napięcie. Zakłada mi ona na głowę swój piękny, najmodniejszy kapelusz i tak przystrojony bez trudu przekraczam mury sanktuarium. Jego wnętrze robi wrażenie miejsca ciszy, modlitwy, medytacji. Oprócz Żydów i mahometan modlą się tu również chrześcijanie. Zatrzymuję się na dłuższą chwilę, by przypomnieć sobie dzieje patriarchów. Gdy myślę, że w tym miejscu spoczywa ojciec naszej wiary i jego potomstwo, odczuwam wzruszenie. Przypominają mi się słowa Apostoła Narodów: „On to wbrew nadziei uwierzył nadziei, że stanie się ojcem wielu narodów, zgodnie z tym, co było powiedziane: Takie będzie twoje potomstwo" (Rz 4,18). Abraham jest herosem wiary. Zawierzył Bogu w ciemno, poszedł za Jego głosem i był Mu wierny do końca. Dzięki temu poznał prawdziwego Boga, który wymyka się ludzkim schematom i działa według swojego upodobania. Abraham zaufał i nie zawiódł się. Bóg uważał go za swego przyjaciela i darzył błogosławieństwem.

Po dłuższej chwili medytacji i modlitwy udaję się do odległego o dwa kilometry Haram Ramat al-Halil. Według tradycji w tym miejscu rosły dęby Mamre, pod którymi Abraham gościł Boga. Na miejscu, którego dotykał sam Bóg, znajdują się obecnie ruiny sanktuarium z okresu Heroda, Hadriana, Konstantyna, patriarchy Modesta i z czasów arabskich. W najgłębszych warstwach zostały odkryte przedmioty z terakoty z czasów Abrahama. Ponadto pokazuje się studnię wykutą, według tradycji, przez samego Abrahama, w cieniu której odpoczywali najdostojniejsi Goście. Wokół studni rosną stare dęby, które tradycja nazywa „dębami Mamre". Było to starożytne miejsce kultu i sanktuarium, które z czasem przybrało charakter bałwochwalczy.

Zatrzymuję się na chwilę refleksji przy wiekowym dębie skalnym. Według przekazu jest to drzewo, przy którym Abraham gościł Boga; nazwane zostało „dębem Abrahama". Gdyby tak było faktycznie, liczyłoby sobie (bagatela!) około pięciu tysięcy lat. W rzeczywistości ma około sześciuset. Mimo wszystko pochylam się z szacunkiem nad tym miejscem. Dąb Abrahama zaczął obumierać już w XIX wieku, a ostatnie zielone liście oglądano na nim pod koniec ubiegłego wieku. Jednak obok niego rośnie już nowy pęd, który przejmie rolę swojego przodka. Z tą myślą wspominam historię obecności Boga w tym miejscu. Objawił się On Abrahamowi w porze sjesty i zapowiedział mu to, co niemożliwe: że będzie ojcem licznego potomstwa. Było to w czasie, gdy Abraham zwątpił i zrezygnował. Jego historia przypomina, że na drodze Bożego powołania pojawiają się pytania i okresy zwątpienia. Człowiek doświadcza pokusy zatrzymania się i stworzenia przytulnego miejsca do spokojnego życia. Takie chwile są potrzebne, by jeszcze bardziej doświadczyć wielkości Boga; by zobaczyć, że wszystko jest łaską, niezasłużonym darem, uśmiechem Boga, zupełnie innym niż gorzki śmiech starzejących się, niespełnionych ludzi. Po tej pocieszającej myśli udaję się do pobliskiego okolonego zielenią i kwiatami monasteru Trójcy Świętej i Świętych Praojców. Ta dwudziestowieczna budowla w swojej architekturze nawiązuje do średniowiecznych zamków. Miejscowy przewodnik, rosyjski pop, zwraca szczególną uwagę na trzy ołtarze: świętych praojców i ich żon, Trójcy Świętej i Świętego Mikołaja. Piękne ikony wywołują odczucia nie tylko estetyczne, ale również religijne. To miejsce, w którym odczuwa się obecność Boga.

Zwoje sprzed dwóch tysięcy lat

Qumran (arab. „kamienne ruiny") to pozostałości starożytnej osady położonej na północno-zachodnim brzegu Morza Martwego, na Pustyni Judzkiej w Izraelu. Osada była zamieszkiwana już w VIII stuleciu p.n.e., a wzmiankowana jest w Biblii jako Miasto Soli. W okresie rzymskim żyło tu około dwustu osób. Od II wieku przed Chrystusem osadę zamieszkiwała wspólnota żydowskich ascetów zwana esseńczykami. Dzisiaj jest ona stanowiskiem archeologicznym.

Qumran zawdzięcza swoją sławę odkryciu, którego latem 1947 roku dokonał beduiński pasterz. Znalazł on w skalnej rozpadlinie gliniane naczynia, które zawierały hebrajskie zwoje sprzed blisko dwóch tysięcy lat. Znalezisko zapoczątkowało kolejne wyspecjalizowane ekspedycje archeologiczne. Dzięki nim odkryto tysiące skrawków dokumentów spisanych po hebrajsku, aramejsku i grecku, które nazwano „Zwojami znad Morza Martwego". Na rękopisy z Qumran składają się zwoje znalezione w jedenastu grotach. Łącznie odnaleziono dziewięćset rękopisów, w tym dwieście trzydzieści trzy manuskrypty biblijne. Zawierają one całe księgi lub fragmenty Starego Testamentu, targumy, apokryfy oraz komentarze do poszczególnych ksiąg biblijnych, a także różne przepisy i wskazania dla wspólnoty z Qumran. Zarówno zwoje, jak i znalezione przedmioty codziennego użytku okazały się kopalnią wiedzy o życiu ówczesnych mieszkańców. Potwierdzają one również złożoność kulturową i religijną Palestyny przełomu er.

Częściowo zrekonstruowane zabudowania Qumran znajdują się na płaskowyżu leżącym sto metrów powyżej Morza Martwego. Rozpoczynam zwiedzanie w ponadczterdziestostopniowym upale. Zatrzymuję się przy łaźniach, w których dokonywano kąpieli rytualnych. Z jedną z nich sąsiaduje refektarz wraz ze spiżarnią. Znaleziono w niej kilkaset różnych naczyń, talerzy, czarek i pucharów z czasów rzymskich. Zatrzymuję się również przy innych stanowiskach, które obrazują codzienne życie wspólnoty: są tu sala obrad i skryptorium, w którym znaleziono gipsowy stół i kałamarze ze śladami roślinnego atramentu. Być może tutaj sporządzono niektóre ze znalezionych później rękopisów. Jest też dobrze zachowany warsztat garncarski i pozostałości pieców, w których wypalano dzbany na zwoje. Mniej więcej pięćdziesiąt metrów od zabudowań znajduje się cmentarz, na którym archeolodzy odkryli około tysiąca grobów. Badania szczątków zmarłych wskazują, że tylko nieliczni tu pochowani dożyli czterdziestu lat.

Z platformy widokowej podziwiam rozciągające się przede mną skały, uskoki i szczeliny skalne oraz liczne groty. W niektórych z nich znaleziono zwoje biblijne. W tym miejscu szczególnie dobrze widać wartość spisanego słowa Bożego. Cenili je (i nadal cenią) zwłaszcza Izraelici. Księga Powtórzonego Prawa zaleca: „Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu" (Pwt 6,6–7). Tekst ten stanowi część codziennej modlitwy Żydów Szema Israel i kreśli drogę Bożego słowa. Aby owocowało w życiu, musi ono zstąpić do serca, zostać przyjęte miłującym rozumem, być strzeżone w pamięci i stać się zasadą myśli i działania. Z serca przechodzi do życia, wciela się w czas, w historię, przechodzi z pokolenia na pokolenie. Wypełnia całe życie, dom rodzinny, miejsca publiczne (podróże) i czas najbardziej intymny (noc). W ten sposób całe serce, dusza, ciało i wszystkie siły człowieka, a także cała przestrzeń i cały czas stają się przestrzenią dla Boga i Jego słowa.

Foto: materiały prasowe

Fragment książki Stanisława Biela SJ, „Na ziemi Boga. Duchowe podróże do miejsc świętych i nieświętych", opublikowanej w czerwcu przez Wydawnictwo WAM. Autor, jezuita, rekolekcjonista, dyrektor Domu Rekolekcyjnego w Zakopanem, wydał m.in. „Bóg otrze z oczu każdą łzę. Czy cierpienie ma sens?", „Kobiety – między miłością a zdradą", „Życie duchowe bez trików i skrótów".

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami