Kiedy czytamy „Dzieci ulicy" Janusza Korczaka, powieść o życiu warszawskiej biedoty, napisaną ponad sto lat temu, widzimy, że niewiele się zmieniło w wielkim mieście, jeśli chodzi o społeczną strukturę, choć pojawiły się nowe modele życia i nowe przestrzenie miasta. Jak dawniej przebywają na podwórkach, ławkach osiedlowych, klatkach schodowych, ulicach, dworcach, placach targowych, wysypiskach śmieci czy w pustostanach.
Współczesne dzieci ulicy mają dodatkowo do dyspozycji eleganckie galerie i centra handlowe. „Niechciane i niekochane, pozbawione wsparcia rodziny i wykluczone społecznie żyją na ulicy, czyli w środowisku niemającym nic wspólnego ze szczęśliwym dzieciństwem i młodością" – jak pisze dr Barbara Adamczyk w swojej książce „Dzieci ulicy w Polsce i na świecie na pograniczu współczesnej cywilizacji. Definicja, typologia i etiologia" (Wydawnictwo Akademii Ignatianum 2015).
Ulica zamieniła się w galerię
Zarówno ulicznik sprzed dziesiątków lat, jak i ten dzisiejszy trafia na bruk głównie z powodu nędzy lub patologii w rodzinie. Dzieci trafiają na ulicę, by zarobić, wyżebrać czy po prostu uciec od rodziców. Zdarza się też ucieczka dzieci z zamożnych domów, w których nie ma czasu na miłość i porozumienie.
Najnowszym zjawiskiem jest nieobecność rodziców, którzy wyjechali za pracą i pozostawili swoje dzieci pod opieką dalszej rodziny lub sąsiadów. Eurosieroty żyją z dala od rodzicielskiego ciepła i chociaż materialnie są dobrze zabezpieczone, to mentalnie zostały porzucone. Przynajmniej w swoim subiektywnym mniemaniu.
Wybór ulicy jako punktu odniesienia, systemu wartości i sposobu na życie ma najczęściej korzenie w patologicznych relacjach rodzinnych. Rodzina, która powinna spełniać najważniejszą rolę w procesie socjalizacji, bardzo często odgrywa rolę „socjalizacji odwrotnej". Istnieje pewien zauważalny wzorzec osób bezdomnych – zerwanie istotnych więzi z bliskimi wskutek rodzinnej katastrofy, jak śmierć kogoś bliskiego lub rozwód rodziców. Istnieje również zjawisko „miękkiego zerwania więzi" w bliskiej rodzinie na skutek biedy.
Można w takim przypadku zauważyć mechanizmy wstydu – izolowanie się od bliskich, którzy nie mogą być źródłem prestiżu. Nie bez znaczenia jest także powolna zmiana hierarchii wartości – na rodzinę patrzy się kategoriami korzyści i kosztów. Osoby niesamodzielne, wymagające opieki (dzieci, osoby starsze i chore) traktuje się jako balast. Mimo deklaracji o miłości do rodziny gotowość do jej opuszczenia jest bardzo duża. W tej kategorii mieści się także najnowsze, wspomniane wyżej zjawisko – bliższa i dalsza emigracja zarobkowa.