Znacie? To posłuchajcie

Kto dziś pamięta takie tytuły, jak „Ci z Dziesiątego Tysiąca", „X-1, uwolnij gwiazdy" czy „Synteza"? W latach 70. i 80. ubiegłego wieku w Polsce powstawało mnóstwo powieści science fiction dla dzieci i młodzieży.

Publikacja: 04.05.2018 15:00

„Zagubieni w kosmosie", reż. Stephen Hopkins, Netflix.

„Zagubieni w kosmosie", reż. Stephen Hopkins, Netflix.

Foto: Rzeczpospolita

Jerzy Broszkiewicz, Bohdan Petecki czy Maciej Wojtyszko poruszali wyobraźnię i emocje, budzili w młodych nadzieje na zdobywanie kosmosu. To faktycznie działało, zwłaszcza w czasach słabej telewizji, deficytu zachodnich filmów, a jednocześnie intensywnego rozwoju programu kosmicznego USA i ZSRR. Dziś program kosmiczny jest dużo mniej ambitny, a stare powieści SF odeszły w zapomnienie. Ich rolę przejął Netflix, próbując podobne emocje wzbudzić odkurzonym i zrealizowanym na nowo – po 53 latach – serialem „Zagubieni w kosmosie".

W Stanach pierwszy „Lost in Space" z 1965 r. był sukcesem, dorobił się tu i ówdzie nawet statusu serialu kultowego. Być może stąd wielokrotne remake'i: film z 1998 r. z Williamem Hurtem i Garym Oldmanem czy planowany, choć ostatecznie niezrealizowany, serial w 2004 r. w reżyserii Johna Woo. Netflix wykonał swoją pracę i wyprodukował dziesięć odcinków.

Historia „Zagubionych" wpisuje się w nurt opowiadający o kolonizacji kosmosu. Znamy? Więc posłuchajmy. Ziemi grozi zagłada, więc ludzkość decyduje się na wystrzelenie w kosmos „Śmiałka" – statku kosmicznego, na którego pokład wejdą, po serii surowych testów, jednostki wybitnie utalentowane. Ich celem będzie kolonizacja nowego świata. I oto nagle – co za niezwykłe zaskoczenie! – po drodze zdarzy się katastrofa, w wyniku której bohaterowie będą musieli stawić czoła nieplanowanym przeszkodom w nieznanym świecie.

„Lost in Space" jednak przede wszystkim opowiada o relacjach rodzinnych. Skupiamy się na losach familii Robinsonów. Dziś takie ostentacyjne nawiązanie do klasyki literatury nieco razi, choć było do zaakceptowania w serialu z 1965 r. W ogóle ostentacyjność i mielizny produkcji Netfliksa rażą, mimo że twórcy starali się stworzyć pozory „naukowego" stylu. Sama galeria głównych postaci jest złożona z filmowych klisz, nieco podkręconych na potrzeby kształtu dzisiejszego społeczeństwa. Eskapadą Robinsonów dowodzi – jak przystało na serial emitowany w 2018 – Maureen (Molly Parker), odważna i wybitna pani inżynier, matka trojga młodych geniuszy: Willa (niezły Maxwell Jenkins), Penny (naturalna Mina Sundwall) i Judy (nieco blada na tle filmowego rodzeństwa Taylor Russell). Mężem Maureen jest John (Toby Stephens). To typowy kapitan ze starego SF: trochę nerwowy twardziel, któremu wyraźnie brakuje cierpliwości i empatii, co na każdym kroku udowadniają mu kobiety i syn. Jest wreszcie tajemniczy Robot, o którego człowieczeństwo toczy się bój (halo, kiedy wreszcie będzie coś zaskakującego?), i dr Smith, pasażerka na gapę (stosunkowo interesująca Parker Posey), której intrygi będą utrudniać życie dzielnym Robinsonom.

Nie muszę dodawać, że nasi bohaterowie będą ratować się w ostatniej chwili z opałów, że każdy taki ratunek zostanie zwieńczony typowo amerykańskim żartem, że usłyszymy wiele życiowych mądrości („To, co niemożliwe, zdarza się bez przerwy, musisz tylko znów uwierzyć") i że będziemy – w którymś już z kolei filmie – z niepokojem odliczać sekundy do wyczerpania tlenu.

Ktoś zapyta, czy nie wymagam zbyt dużo. Faktycznie, „Zagubionych..." ogląda się przyjemnie, jeśli powtórzymy sobie dziesięć razy, że: 1) Mamy nie oczekiwać nic naprawdę zaskakującego; 2) Z chęcią zatopimy się w przepięknych krajobrazach; 3) Zależy nam na prostych wzruszeniach; 4) Przed nami seans kina familijnego, być może nawet kina dla nastolatków (na co zapowiedzi Netfliksa nie do końca wskazywały). Czasem wydaje mi się, że jednak lepiej sięgnąć po książki Broszkiewicza czy Peteckiego.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Jerzy Broszkiewicz, Bohdan Petecki czy Maciej Wojtyszko poruszali wyobraźnię i emocje, budzili w młodych nadzieje na zdobywanie kosmosu. To faktycznie działało, zwłaszcza w czasach słabej telewizji, deficytu zachodnich filmów, a jednocześnie intensywnego rozwoju programu kosmicznego USA i ZSRR. Dziś program kosmiczny jest dużo mniej ambitny, a stare powieści SF odeszły w zapomnienie. Ich rolę przejął Netflix, próbując podobne emocje wzbudzić odkurzonym i zrealizowanym na nowo – po 53 latach – serialem „Zagubieni w kosmosie".

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów