Najbardziej krępujące i najmniej trafne z pytań, jakie można usłyszeć, brzmi: „Czy przeczytałeś wszystkie książki, które masz w domu?". Ma się rozumieć, że nie. A kto odpowie inaczej, ten albo kłamie, albo jest bardzo nieszczęśliwy. Jak podróżnik, którego nieodwracalny paraliż zatrzymał w domu i jedyne, co mu pozostało, to przeglądanie starych zdjęć, przyglądanie się zawieszonym na ścianie trofeom i pamiątkom. Życie w cieniu wspomnień zamiast w świetle przygody. Bo z niczym innym jak tylko z przygodą można porównać bibliotekę.
Przygodę, która trwa, jest zawsze w trakcie, ma swoje „przedtem" i „potem". Oba równie ważne i na tych samych prawach, bo oznaczają, że jesteśmy w środku drogi. Że nic nie jest jeszcze pewne ani ostatecznie ustalone, porażki i zwycięstwa są tyle samo warte, bo dopiero kiedy to wszystko się skończy, okaże się, które z nich popchnęły nas na właściwą ścieżkę. Żadna z bibliotek, jeżeli tylko jest nią naprawdę, nie zna swojego celu. Nie działa według rozpisanego z góry harmonogramu, nie wie, ile będzie potrzebowała regałów; ile szczebli musi mieć drabina, żeby doprowadzić tego, kto się po niej wspina do jego celu. Jest najbardziej żywą ze wszystkich martwych rzeczy na tym świecie. Uważny obserwator szybko odczyta z niej, kiedy ten, do którego należy, był zakochany, czy ma dzieci, jak poważne były kryzysy, przez które przechodził, i czy udało mu się z nich ostatecznie wyjść.
Dlatego też każda ma swoje ślepe uliczki. Ścieżki, którymi całymi latami podążaliśmy zwiedzeni złymi podszeptami, pychą albo lenistwem. I one też mają w tej historii swoją rolę do odegrania. Kto chce doprowadzić swoją sprawę uczciwie do końca, ten nie ulegnie pokusie i nie usunie ich ze swoich półek. I nie chodzi tylko o to, że nie powinno się fałszować dziennika podróży. Biblioteka jest drzewem, którego korzeń i gałęzie wyrastają równocześnie. Nigdy nie można być pewnym, czy przycinając te ostatnie, w rzeczywistości nie karczuje się pierwszego. Ale zamiast drzewem może się biblioteka równie dobrze stać murem. Rosnąć pod wymiar i według planu. Rozpiski narzucanej przez modę i pozycję zajmowaną w społeczeństwie. Przestaje być lustrem, w którym przegląda się dusza, a zaczyna być autoportretem malowanym na użytek cudzych oczu; statecznym, fałszywym i szkodliwym. Bo po drzewie można się na końcu wspiąć, mur trudno przeskoczyć.
Jak długo żyje ten, kto go stawia, tak długo gwarantuje mu on bezpieczeństwo, utrwala pozycję, buduje prestiż. Jest przedsięwzięciem rodem z tego świata. A w końcu biblioteki nie znają swojego celu, dopóki go nie osiągną; jak długo się pną, tak długo nie wiedzą, czym jest światło, które daje im życie i ciągnie w górę. Są najbardziej niepraktycznym ze wszystkich przedsięwzięć; sporo kosztują, zajmują dużo miejsca i jeszcze więcej czasu. I dopiero na końcu wszystkiego okazuje się, czy doprowadziły tego, kto się po nich wspina do celu.