Rozpocznijmy opowieść dłuższym fragmentem prozy wspomnieniowej z książki Jana Polkowskiego, która ma się dopiero ukazać („Ryzyko bycia Polakiem"): „Bierutów, niewielkie miasteczko na Dolnym Śląsku, w przeciwieństwie do Bierutowic, nie ma nic wspólnego z Bierutem. I dzięki Bogu, bo czułbym się kiepsko, gdybym musiał informować, że urodziłem się w mieście zhańbionym nazwiskiem zdrajcy z wąsikiem ni to Stalina, ni to Hitlera, który firmował najgorszy okres sowieckiej okupacji po 1944 roku. A człowiek zawiązuje z miejscem urodzenia rodzaj miękkiej wspólnoty, która wymaga lojalności. Znalazłem się w Bierutowie, ponieważ rodzice otrzymali nakaz pracy w tamtejszym technikum rolniczym".
Z wypowiedzi wynika niezbicie, że poeta nie czuje jakiejś niezwykle silnej więzi, nawet „miękkiej", z miejscem swego urodzenia, którego właściwie nie zna, i tylko jest wdzięczny losowi, że nie obarczył go nazwą rodzinnej miejscowości, która by była wstydliwa. Utożsamienie się z losem rodziny powoduje, że bliska jego sercu jest raczej miejscowość daleka geograficznie i politycznie, bo znajdująca się za granicą obecnego państwa polskiego.
Nie jest to kraina dla polskiej historii i kultury obojętna – przeciwnie, jak przeczytamy w wierszu „Pniowo" – jest to literacka ojczyzna trzynastozgłoskowca, przez co metonimicznie należy rozumieć „Pana Tadeusza". Jest to związek z polskością, której istnienie jest niepewne, niejasne, zamazane, bo nie zawsze fizycznie dowiedzione albo udokumentowane wyłącznie przez pamięć rodzinną, domową.
Nieuchronna zagłada
Miejscowość Pniowo (nie jest jasne, czy to miejscowość – stał tu tylko dwór), podobnie jak całe Kresy Polkowskiego, istnieje bardziej w podaniu, wyobrażeniu i języku niż w realnym świecie, o czym wspomina poeta w eseju „Dźwigając polski kamień": „Muszę ciągle na nowo się zastanawiać, co silniej, co radośniej i boleśniej związało mnie z polskością, nienawidzoną dzisiaj tak fanatycznie: piosenki mojej Mamy, bezimienni umarli, spalony dwór w Pniowie na Wileńszczyźnie, łagrowe wrzody Ojca czy duch mego prapradziadka Mateusza, który walczył na Litwie w powstaniu styczniowym. Dom dziadów rezyduje przecież tylko w mojej wyobraźni, wsparty protezą lichego zdjęcia, a Mateusz z portreciku upichconego przez domorosłego malarzynę i wiszącego w stołowym pokoju patrzy na mnie skrzywiony, jakby miał wątpliwości, czy zasłużyłem na przyjęcie do partyzanckiego oddziału".
Łatwo zauważyć, że opis rodzinnego domu w wierszu „Pniowo" jest opisem wyimaginowanym, podpartym zaledwie jednym, niewyraźnym zdjęciem, notabene z innej pory roku, bo przedstawienie aktualnej sytuacji raczej nie odnosi się do zimy, skoro trawy przekwitają, a „flagi gałęzi" – jak pisze poeta – noszą intensywne kolory jesieni: ptasie żółcie brzóz, gnijące zielenie traw oraz purpurę okrywającą jeszcze młode klony. Urojona ekfraza rodzi się z połączenia i porównania tego, co było, a nie istnieje, z tym, co jest, a nie powinno być.