Vuković: Cieszmy się, mogło być gorzej

Trener prowadzącej w tabeli Legii Aleksandar Vuković o powrocie Ekstraklasy i sobotnim meczu z Lechem w Poznaniu.

Aktualizacja: 28.05.2020 20:34 Publikacja: 28.05.2020 18:57

Vuković: Cieszmy się, mogło być gorzej

Foto: shutterstock

Przed wami intensywne miesiące: najpierw walka o mistrzostwo, potem europejskie puchary. Piłkarze są przygotowani na to, że urlopów w tym roku nie będzie?

Mamy nadzieję, że wolnego czasu będzie jak najmniej, bo to by znaczyło, że radzimy sobie świetnie w pucharach. Kiedy nie mogliśmy trenować, powtarzaliśmy sobie, by ten czas wykorzystać najlepiej, postarać się odpocząć od towarzyszącej nam na co dzień presji. Psychicznie jesteśmy gotowi na grę bez przerwy aż do grudnia, fizycznie trzeba będzie nad tym pracować i na bieżąco reagować. Jeszcze nie wiemy, jak będzie wyglądał nasz kalendarz w sierpniu czy we wrześniu. Na razie skupiamy się na najbliższym meczu z Lechem.

Po urazach w Legii i innych zespołach widać, że kluczem do sukcesu, oprócz odpowiedniego przygotowania, będzie długa ławka rezerwowych...

Dla większości drużyn ten kalendarz nie będzie wcale tak napięty, jak mogłoby się wydawać. Najbardziej odczujemy to my i inne zespoły pozostające w grze o Puchar Polski. Oczywiście utrudnieniem dla wszystkich był krótki czas przygotowań. Najbardziej obciążająca będzie jednak perspektywa natychmiastowej gry w europejskich pucharach i szybki start kolejnego sezonu.

W meczu z Lechem nie będzie pan mógł wystawić kilku piłkarzy. Za kartki pauzują Jose Kante i Paweł Wszołek, a na kilka tygodni ze składu wypadli kontuzjowani Arvydas Novikovas i Maciej Rosołek.

Te urazy w takim momencie to duży problem. Zmniejszyło nam się pole manewru, ale na szczęście zawodnicy, którzy mogą ich zastąpić, nie narzekają na zdrowie.

A co z Radosławem Majeckim, który nie mógł stanąć w bramce w meczu z Miedzią?

Czuje się już dużo lepiej, trenuje indywidualnie, najpóźniej w piątek powinniśmy wiedzieć, czy będzie gotowy na spotkanie w Poznaniu.

Novikovas i Rosołek strzelili gole w jesiennym, wygranym meczu z Lechem. To od tego zwycięstwa zaczęła się dobra passa Legii...

Pod wieloma względami można to spotkanie uznać za przełomowe. Ale ja patrzę na to szerzej. To nie jest tak, że akurat tego dnia wszystko zaczęło funkcjonować. Proces budowy zespołu ruszył dużo wcześniej. W trakcie sezonu zrobiliśmy wiele, by zjednoczyć szatnię i poprawić atmosferę. Nie zawsze najlepsi zawodnicy tworzą najlepszą drużynę. Dobre relacje są nie mniej istotne niż ciężka praca.

Michał Karbownik przedłużył umowę z Legią, ale to nie oznacza, że zostanie na kolejny sezon. Wierzy pan, że uda się go zatrzymać?

Wszystko zależeć będzie od ofert, jakie przyjdą. Niedawno w moim Partizanie Belgrad zawodnik o porównywalnym talencie wolał poczekać do końca kontraktu, żeby wraz ze swoim menedżerem wziąć dla siebie więcej pieniędzy. Uważam, że lepiej postąpić tak jak Michał. Docenił klub, który dał mu szansę i go wypromował. Dzięki przedłużeniu kontraktu Legia będzie mogła na nim zarobić więcej, a on sam poczynić dalsze postępy, zanim wyjedzie.

Jak mecze z Lechem wspomina pan jako piłkarz?

Szczerze mówiąc, gdy trafiłem do Legii, nie wiedziałem nic o rywalizacji z Lechem. Grał wtedy jeszcze w drugiej lidze, trudniejszym przeciwnikiem była dla mnie Amica. Ranga naszych spotkań wzrosła dopiero po połączeniu klubów z Poznania i Wronek. Z silnym Lechem przyszło mi się mierzyć, gdy byłem w Koronie. Z Legii mam raczej dobre wspomnienia, poza przegranym dwumeczem w finale Pucharu Polski w 2004 roku.

W rewanżu przy Łazienkowskiej doszło wtedy do awantury na trybunach. Gorąco bywało również w Poznaniu. Panu też się nieraz oberwało...

Jestem mocno związany z Legią, więc byłoby dziwne, gdybym był w Wielkopolsce lubiany. W sobotę kibiców zabraknie, widowisko na tym na pewno straci, ale mamy wyjątkową sytuację i powinniśmy się cieszyć, że robimy krok w stronę normalności.

Czy w pracy trenera gra przy pustych trybunach coś zmienia – poza tym, że w ciszy łatwiej przekazywać piłkarzom wskazówki?

Rzeczywiście, atmosfera przypomina sparingi, można wydawać polecenia zawodnikowi grającemu nawet po drugiej stronie boiska. To jedyny plus w tym wszystkim, ale restrykcje, choć często uprzykrzają życie, są do zniesienia i należy je zaakceptować. Mogło być dużo gorzej, mogliśmy do końca roku w ogóle nie zagrać w piłkę.

Mecze Bundesligi pokazują, że bez dopingu atut własnego boiska przestaje mieć znaczenie. Myśli pan, że w Ekstraklasie będzie podobnie?

Trudno mi się odnieść do tego po jednym spotkaniu pucharowym. Własny teren to własny teren. Będziemy w stanie to ocenić, gdy zagramy na stadionie przy Łazienkowskiej.

Można powiedzieć, że Legia odczuje brak kibiców bardziej niż inne kluby?

Oczywiście, z całym szacunkiem jest kilka klubów, którym nie zrobi to wielkiej różnicy, bo na ich stadiony nie przychodziły tłumy. Słyszałem też o pomyśle prezesa PZPN Zbigniewa Bońka dotyczącym częściowego powrotu publiczności na stadiony. Ale w Poznaniu kibiców jeszcze nie będzie.

Śni się panu po nocach końcówka ubiegłego sezonu?

Już dawno wymazałem ją z pamięci. Ostatnio śmiałem się na odprawie, że co noc śni mi się któryś z zawodników. Kilka dni temu Lewczuk, później Antolić. Dziś przejmuję się tylko Majeckim, Novikovasem, Rosołkiem... To aktualnie zaprząta moją głowę.

Osiem punktów nad Piastem to wystarczająca przewaga, by myśleć spokojnie o mistrzostwie?

Wszyscy zaczynamy od zera. Trzy z czterech pozostałych meczów rundy zasadniczej gramy na wyjazdach, potem mamy siedem spotkań w play-offach. Wiem, że dziennikarze oczekują mocnych deklaracji, ale ja się teraz nie zastanawiam, co będzie za kilka tygodni. To może być zgubne. W mojej głowie jest tylko mecz z Lechem, później będę myślał o każdym kolejnym spotkaniu. Jak Adam Małysz, dla którego liczył się tylko następny skok.

W ten weekend wraca też liga serbska. Ale tam sezon skrócono...

Zdecydowano, że z 11 pozostałych kolejek zostaną rozegrane tylko cztery, by dokończyć rundę zasadniczą. Play-offów nie będzie, żadna drużyna nie spadnie, a liga zostanie powiększona. Sprawa tytułu mistrzowskiego jest już przesądzona, Crvena Zvezda ma 11 punktów przewagi nad Partizanem. Niewiadomą jest jedynie to, kto awansuje do europejskich pucharów.

Jak Serbowie radzą sobie z koronawirusem?

Zareagowali wolniej i mniej zdecydowanie niż Polacy. O tydzień później wprowadzili obostrzenia. Teraz są na podobnym etapie epidemii, choć w Polsce – mimo różnych mankamentów – walczy się z koronawirusem solidniej.

Przed wami intensywne miesiące: najpierw walka o mistrzostwo, potem europejskie puchary. Piłkarze są przygotowani na to, że urlopów w tym roku nie będzie?

Mamy nadzieję, że wolnego czasu będzie jak najmniej, bo to by znaczyło, że radzimy sobie świetnie w pucharach. Kiedy nie mogliśmy trenować, powtarzaliśmy sobie, by ten czas wykorzystać najlepiej, postarać się odpocząć od towarzyszącej nam na co dzień presji. Psychicznie jesteśmy gotowi na grę bez przerwy aż do grudnia, fizycznie trzeba będzie nad tym pracować i na bieżąco reagować. Jeszcze nie wiemy, jak będzie wyglądał nasz kalendarz w sierpniu czy we wrześniu. Na razie skupiamy się na najbliższym meczu z Lechem.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Barcelona przegrała mecz o wicemistrzostwo, Robert Lewandowski z golem. Real świętuje tytuł
Piłka nożna
Barcelona gra o wicemistrzostwo Hiszpanii, a Robert Lewandowski o tytuł króla strzelców
Piłka nożna
Górnik Zabrze na ścieżce do sukcesu. Na taki sezon czekał 30 lat
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Wisła zdobyła Puchar Polski. Za takie mecze kochamy piłkę
Piłka nożna
Hiszpanie zapewnili Wiśle Kraków Puchar Polski. Dogrywka i wielkie emocje na Narodowym
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił