Gareth Bale może opowiadać, że żaden z piłkarzy Atletico nie zmieściłby się w wyjściowej jedenastce Realu, ale trener Zinedine Zidane doskonale wie, że jego drużynę, choć uznawaną za faworyta, czeka w Mediolanie ciężki wieczór. – Oni są w stanie zrobić nam krzywdę – przekonuje.
Mało brakowało, a zrobiliby już w 2014 roku. Do zwycięstwa w Lizbonie zabrakło kilkudziesięciu sekund. W doliczonym czasie wyrównał Sergio Ramos, a w dogrywce Real strzelił trzy kolejne gole i wygrał 4:1. Wróciły koszmary z 1974 roku. Wtedy w samej końcówce dogrywki wyrównał Bayern, nie było jeszcze serii rzutów karnych, więc dwa dni później powtórzono mecz i Atletico zostało rozbite 4:0.
– Nie jest łatwo zapomnieć o takiej porażce – wspomina Diego Godin, który w Lizbonie dał Atletico prowadzenie. – Wiedzieliśmy, że każda dodatkowa minuta będzie działać na korzyść rywali. Wykorzystaliśmy wszystkie zmiany, już na początku kontuzji doznał Diego Costa, w ogóle nie mógł zagrać Arda Turan, a Filipe Luisa łapały skurcze.
Costy i Turana nie ma już w Madrycie, podobnie jak Davida Villi i Adriana Lopeza. To właśnie atak Atletico przeszedł największą metamorfozę. Dziś tworzą go przeżywający drugą młodość Fernando Torres i Antoine Griezmann, którego Diego Simeone wymienia jednym tchem z Leo Messim i Cristiano Ronaldo. A przecież są jeszcze Yannick Carrasco czy Luciano Vietto. W półfinale z Bayernem objawił się talent Saula Nigueza, a Jan Oblak swoimi interwencjami sprawił, że nikt już nie tęskni za Thibaut Courtois.
Zmiana zaszła też w bramce Realu. Miejsce Ikera Casillasa zajął Keylor Navas. W obronie i ataku te same twarze, różnice widać za to w środku pola. Odszedł Angel Di Maria, wybrany przed dwoma laty na zawodnika finału, nowe kluby znaleźli również Sami Khedira i Xabi Alonso (zawieszony wówczas za kartki). Dziś obok Luki Modricia grają Casemiro i Toni Kroos. Ale największy ruch był przy linii bocznej. Trenerowi Carlo Ancelottiemu pokazano drzwi, gdy Królewscy w ubiegłym roku nie zdobyli żadnego trofeum. Lekarstwem na kłopoty miał być Rafa Benitez, ale na ławce wytrzymał tylko siedem miesięcy, a prezes Florentino Perez uznał, że nadszedł czas, by powierzyć zespół Zidane'owi, jednej z klubowych legend.