Na to, co najlepsze musieliśmy czekać do ostatniego meczu. Kolejkę kończył przebój w Krakowie: Cracovia - Lech. Przez 23 minuty gospodarze niemal nie schodzili z połowy Lecha. Byli kilkakrotnie bardzo bliska zdobycia gola. Nie udało się, a dopiero druga wizyta poznaniaków na polu karnym „Pasów” od razu przyniosła im sukces. Bramkę strzelił świetny w całym spotkaniu Kamil Jóźwiak.
Od tej pory mecz się wyrównał. Obydwie drużyny stworzyły wiele sytuacji po rzadko oglądanych w naszej lidze akcjach. Druga połowa zaczęła się od przypadkowej bramki dla „Pasów”: po strzale Kamila Pestki piłka odbiła się od nóg obrońcy Lubomira Satki i wpadła do bramki.
Lech, niezrażony stratą dążył do zdobycia kolejnych bramek. Cracovia świetnie się broniła, ale też nie zamierzała poprzestać na jednym golu. Udało się jej, kiedy po faulu Thomasa Rogne sędzia podyktował karnego, wykorzystanego przez Sergiu Hankę.
Wynik 2:1 dla gospodarzy już się nie zmienił. Jednak przez pozostałe od drugiej bramki do końca meczu pół godziny szybkie, urozmaicone akcje po obydwu stronach mogły imponować. Znów przewaga należała do Lecha, ale gola mu nie przyniosła. Blokowali obrońcy, pełne ręce roboty mieli bramkarze, piłka trafiała w słupki bramki i Cracovii, i Lecha.
Nie było w obydwu drużynach zawodnika, o którym moglibyśmy powiedzieć, że grał słabo. Wprost przeciwnie, wszyscy wznosili się na szczyty umiejętności. A Portugalczyk Pedro Tiba w Lechu i Rumun Segiu Hanca w Cracovii zagrali na najwyższym poziomie europejskim. To był bez wątpienia najlepszy mecz, jaki w tym roku rozegrano na polskich boiskach.