O swojej decyzji niemiecki szkoleniowiec zawiadomił na Facebooku, co tylko pokazuje skalę bałaganu w berlińskim klubie. Dla nas najważniejsze jest, że może to jeszcze bardziej rozchybotać wciąż niestabilną karierę Krzysztofa Piątka.
Klinsmann od początku był wyborem tymczasowym, miał dać znaną twarz klubowi z Berlina, budowanemu na nowo, ale z kłopotami. Od czerwca ubiegłego roku 49 procent akcji Herthy znajduje się w rękach Larsa Windhorsta – niemieckiego biznesmena, którego majątek został wyceniony przez „Sunday Timesa" na 320 milionów euro. Wymarzył on sobie, że w stolicy Niemiec powstanie klub piłkarski na miarę możliwości tego miasta. Nie ma w Europie drugiego wielkiego kraju, którego główne miasto byłoby aż takim piłkarskim zaściankiem.
Tymczasem projekt Windhorsta mimo zasilania poważnymi sumami wciąż nie mógł ruszyć. Zamiast walczyć o europejskie puchary Hertha kręciła się w Bundeslidze w okolicy strefy spadkowej. Cierpliwość się skończyła i pod koniec listopada zwolniony został trener Ante Cović. Na jego miejsce zatrudniono Klinsmanna – byłego napastnika reprezentacji, a także byłego jej selekcjonera, który poprowadził Niemców do brązowego medalu mundialu w 2006 roku i którego uważano za pioniera nowej szkoły niemieckich trenerów.
Inna sprawa, że im więcej czasu mija od tamtego turnieju, tym bardziej upada mit Klinsmanna rewolucjonisty, a coraz powszechniejsze staje się odczucie, że były selekcjoner jest raczej nieudacznikiem i dziwakiem. Jakimś cudem (a bardziej konkretnie dzięki asystentowi Joachimowi Loewowi) udał mu się świetny mundial.
Po mistrzostwach świata Klinsmann został trenerem Bayernu Monachium, ale zdążył zasłynąć tylko nietypowymi metodami rodem z Ameryki, w której mieszkał, i postawieniem posągu Buddy w klubowym ośrodku.