Monaco, Liverpool, Tottenham, a teraz Lyon - od przyjścia do Manchesteru ćwierćfinał pozostaje dla Pepa Guardioli barierą nie do przejścia. W sobotę miało to się wreszcie zmienić. Ale piłkarze Rudiego Garcii nie przejęli się typami bukmacherów i po dziesięciu latach znów są w najlepszej czwórce.
Maxwell Cornet nie jest wybitnym strzelcem, nigdy nie zdobył więcej niż 12 bramek w sezonie, ale na City ma patent. Rok temu strzelił zespołowi Guardioli trzy gole w fazie grupowej, w sobotę dołożył czwartego. Lyon wykorzystał nieudaną pułapkę ofsajdową Manchesteru, po 24 minutach prowadził 1:0 i zanosiło się na niespodziankę.
City nie przegrali żadnego z wcześniejszych ośmiu meczów Ligi Mistrzów, byli jedynym obok Bayernu zespołem, który w wielkich ligach uzbierał przynajmniej 100 trafień, ale w sobotę długo nie mogli znaleźć sposobu na dobrze broniącego Anthony'ego Lopesa. Umiejętności Portugalczyka sprawdzał zwłaszcza Kevin de Bruyne i to on doprowadził do wyrównania.
Nie da się jednak myśleć o awansie, jeśli pudłuje się tak jak Raheem Sterling. Najlepszy strzelec City, mając przed sobą pustą bramkę, z kilku metrów posłał piłkę nad poprzeczką. Chwilę wcześniej City popełnili kolejny błąd w obronie, próbowali złapać rywali na spalonym, ale sędziowie VAR uznali, że Moussa Dembele strzelił gola prawidłowo. On też dopełnił dzieła, trafiając na 3:1. Wystarczył mu kwadrans, by stać się bohaterem.
W półfinałach nie będzie żadnej drużyny z Anglii i Hiszpanii, są dwie z Niemiec i dwie z Francji.
Czwarty ćwierćfinał Ligi Mistrzów