Niedawno w czwartej rundzie Pucharu Anglii Wimbledon AFC pokonał West Ham United. Takie sensacje co jakiś czas się zdarzają, ale jeszcze ciekawsze jest to, że drużyna Wimbledonu, grającego na trzecim poziomie rozgrywkowym, należy do kibiców. To oni założyli klub, gdy w 2002 roku ten dawny, tradycyjny Wimbledon przenosił się kilkadziesiąt kilometrów dalej, do Milton Keynes.
Takich klubów jest wiele, zazwyczaj grają w niższych ligach, ale oferują kibicom-właścicielom niepowtarzalną możliwość decydowania. Czują oni, że kluby należą do nich, a nie do miliarderów, którzy windują ceny biletów, sprowadzają tabuny zaciężnych piłkarzy, którzy każą sobie płacić nawet za to, że podejdą po meczu podziękować kibicom za doping. Wściekli fani Manchesteru United założyli swój F.C. United of Manchester w proteście przeciw polityce rodziny Glazerów. Podobnie postąpili fani Liverpoolu, zakładając swój A.F.C. Liverpool. W Warszawie istnieje AKS Zły. To, jak sami o sobie piszą jego członkowie i właściciele pierwszy demokratyczny klub stolicy i jeden z niewielu takich w Polsce.
Ale przecież są kluby na najwyższym poziomie, gdzie kibice mają głos, wybierają władze, pilnują budżetu. Czasami próbują łapać władze futbolu za rękę, a czasami płyną z prądem i wybierają tych, którzy obiecają sukcesy, puchary i gwiazdy, a to wszystko przecież kosztuje. Próbują występować jako strażnicy klubowych świętości, jak wtedy, gdy protestują przeciwko zmianie herbu Barcelony, albo dają się uwieść złotoustym – znów w tej samej Barcelonie, bo przecież Josepa Bartomeu wybrali w demokratycznym głosowaniu, a mogli również dobrze postawić na reprezentanta środowisk kibicowskich.
W Polsce ten temat jest jeszcze świeży. U wielu ludzi wywołuje dreszcze, u innych wściekłość, a u wielu na pewno zaciekawienie. Co się stało w Wiśle Kraków? Jak kibice mogli doprowadzić klub na skraj przepaści i to nawet nie przez serię niefortunnych zdarzeń, błędów i nietrafionych inwestycji, ale przez zwykłe oszustwa i pasożytnictwo? Może niech lepiej kibice nie stają się właścicielami klubami, bo to biznes skomplikowany i chyba jak mało który uzależniony od szczęścia? Nawet, jeśli w Wiśle do władzy doszłaby grupa kibiców uczciwych i działających w dobrej wierze, jeśli to oni staliby się właścicielami, to jak pogodzić serce z rozumem, gdy trzeba podejmować decyzje?
W Wiśle Kraków, zasłużonym polskim klubie, do głosu doszli przestępcy i było już tak źle, że bardziej pasowałaby tam nazwa „Wisła Karków”. Na szczęście najgorsze chyba już minęło i klub rozegra rundę wiosenną, a może za jakiś czas wyjdzie na prostą. Może nawet, jeśli upłynie odpowiednio dużo czasu, wyrażenie „kibic Wisły” przestanie się kojarzyć negatywnie, w niepamięć odejdą, albo przynajmniej zejdą do podziemia wszystkie „Sharksy” i „Miśki”.