Polska tylko dla kucharzy i...

Filozof Henryk Elzenberg mawiał, że „najinteligentniejsi ludzie najwięcej miewają głupich pomysłów: ich umysł jest niespokojny, w ciągłym ruchu, więc wciąż się potyka". Wychodząc z tego, należałoby uznać, że nasi politycy muszą być niezwykle inteligentni, bo co i rusz powstają nowe inicjatywy.

Aktualizacja: 13.11.2016 18:49 Publikacja: 13.11.2016 18:37

Andrzej Malinowski

Andrzej Malinowski

Foto: materiały prasowe

Ostatnio pojawił się np. pomysł uregulowania tego, kto powinien, a kto nie prowadzić taki albo inny biznes. O co chodzi? Wyobraźmy sobie przepis, według którego restauracje powinny należeć wyłącznie do zawodowych kucharzy. Należeć – podkreślam. Nie mówimy tu o personelu przygotowującym posiłki, ale o własności, czyli o kimś, kto zainwestował pieniądze, obmyślił biznesplan, zorganizował całe przedsiębiorstwo, uruchomił i czuwa, by działało.

To nie wszystko, bo dodatkowy przepis stanowiłby, że nowa restauracja powstać mogłaby tylko, gdy w danym województwie liczba mieszkańców w przeliczeniu na jedną placówkę byłaby większa niż 3 tys. lub gdy powstawałaby w odległości co najmniej kilometra w linii prostej od innej już istniejącej.

Brzmi niedorzecznie? Niemożliwe? Absurdalnie? Zgadza się. A teraz Szanownych Państwa zaskoczę – to realny pomysł! Tyle że nie chodzi o kucharzy, ale aptekarzy. Parlamentarny zespół ds. regulacji rynku farmaceutycznego zaproponował niedawno projekt ustawy o prawie farmaceutycznym, czyli tzw. apteka dla aptekarza. Pomysł nie do końca nowy, bo już parokrotnie samorząd aptekarski próbował go przeforsować. Już w 1992 r. Trybunał Konstytucyjny uznał niekonstytucyjność takiego rozwiązania z uwagi na nieuzasadnione ograniczenie swobody działalności gospodarczej. Niestety, pomysł powraca jak bumerang i budzi trwogę polskich przedsiębiorców, ponieważ jego zakres ewentualnie można rozszerzyć na inne branże, np. piekarnię będzie mógł posiadać dyplomowany piekarz, a firmę transportową – zawodowy kierowca.

Proszę sobie wyobrazić: jeden aptekarz może posiadać najwyżej cztery apteki. W dodatku, gdyby mu się zmarło, to firmę odziedziczy jedynie spadkobierca sam będący aptekarzem! Syn czy córka o wykształceniu np. ekonomicznym czy politechnicznym – nigdy w życiu.

W naszym kraju 96 proc. rynku aptek detalicznych to polski kapitał i w nich uderzą te zmiany. I mimo że propozycje premiera Mateusza Morawieckiego zakładają rozwój polskich firm, to takie pomysły poselskie je storpedują. Ten projekt zwyczajnie wywłaszczy rodzimych przedsiębiorców, a dokładnie polskie sieci apteczne.

Wzrosną też ceny leków. W jaki sposób? Rozdrobniony rynek aptek detalicznych spowoduje bezradność aptekarzy wobec zachodnich koncernów. Stracą oni swoją pozycję negocjacyjną. Inaczej przecież stawia warunki właściciel czterech, a inaczej posiadacz 50 aptek. Im gorsze warunki handlowe dla pojedynczych aptek, tym wyższe ceny leków dla pacjentów i trudniejsza sytuacja ekonomiczna polskiego aptekarstwa.

Jeśli ten pomysł miałby przejść, to jako następna powinna być przyjęta zasada, że wszystkie przepisy prawne będą opracowywać wyłącznie zawodowi prawnicy. Tylko co wtedy zostałoby do roboty dla naszych wyjątkowo pracowitych polityków?

Ostatnio pojawił się np. pomysł uregulowania tego, kto powinien, a kto nie prowadzić taki albo inny biznes. O co chodzi? Wyobraźmy sobie przepis, według którego restauracje powinny należeć wyłącznie do zawodowych kucharzy. Należeć – podkreślam. Nie mówimy tu o personelu przygotowującym posiłki, ale o własności, czyli o kimś, kto zainwestował pieniądze, obmyślił biznesplan, zorganizował całe przedsiębiorstwo, uruchomił i czuwa, by działało.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację