Chwilę później formalny szef obu ministrów – czyli prezes całej Rady Ministrów – stwierdził, że TK „może badać zgodność traktatów z konstytucją". I znów nie rozumiem, skąd to wzmożenie. Przecież to oczywiste, że może. Każdy może badać zgodność traktatów z konstytucją. Zarówno traktaty, jak i konstytucja zapewniają wolność badań – jeśli tylko nie są prowadzone na ludziach.
Czytaj także: MSZ krytykuje wniosek Ziobry do TK: jest bezzasadny
Z badania przeprowadzonego przeze mnie wyszło, że konstytucja jest z traktatami zgodna. Albo sprzeczna! W zależności od tego, jak się je interpretuje. W odróżnieniu jednak ode mnie Trybunał po przebadaniu traktatów i konstytucji może stwierdzić jej niezgodność z tymi traktatami. W takim przypadku, na podstawie art. 91 konstytucji, trzeba byłoby zmienić konstytucję – tak żeby była zgodna z traktatami – albo bezpośrednio stosować traktaty. Bo nie za bardzo nasz TK może postąpić na odwrót i stwierdzić niezgodność traktatów z naszą konstytucją. To znaczy „stwierdzić" może. O ile jednak na podstawie wyroku naszego TK o niezgodności naszej konstytucji z traktatami możemy zmienić naszą konstytucję, o tyle na podstawie wyroku naszego Trybunału nie możemy zmienić traktatów. Możemy oczywiście wnosić o zmianę, ale nie rokuję wielkich szans powodzenia.
Jako symetrysta nie mogę się powstrzymać od złośliwego komentarza, że w 1997 r., gdy uchwalaliśmy konstytucję, te traktaty były trochę inne. Ba – całe prawo unijne było inne. Ba – w inny sposób było stanowione! Można było na przykład sprzedawać takie żarówki, jakie większość konsumentów chciała kupować. Zakaz wprowadzono później. I na pewno nie w sposób transparentny i zgodny z zasadami państwa prawa – w takim rozumieniu, jakie pojęciu temu nadał Kant.
Powstaje zatem pytanie, czy każde prawo unijne, bez względu na to, jakie i jak uchwalone, zawsze będzie miało pierwszeństwo przed naszą konstytucją. Moim zdaniem nie każde i nie zawsze. Ale to już temat na inny felieton. ©?