Andrzej Malinowski: Najpierw rynek mocy, potem atom

Ministerstwo Energii zapowiedziało, że jeszcze w tym roku zapadnie decyzja o budowie elektrowni atomowej. Mający dobrą pamięć wiedzą, że temat polskiego atomu to kotlet odgrzewany tak często, że aż niestrawny. W Żarnowcu do dziś można oglądać „szkieletora" rozgrzebanej konstrukcji elektrowni z lat 80.

Publikacja: 29.10.2017 19:42

Andrzej Malinowski: Najpierw rynek mocy, potem atom

Foto: 123RF

Decyzja resortu pewnie znowu wywoła awantury o lokalizację, tradycyjne spory ekologów z energetykami itp. Będą one zapewne jej jedynym realnym efektem. Dlatego radzę decydentom, by skupili się na czymś bardziej pożytecznym. Na przykład na jak najszybszym uchwaleniu ustawy powołującej tzw. rynek mocy. Nie jest on wprawdzie tak spektakularny jak atom, ale szybciej przyniesie korzyści.

Na czym polega idea rynku mocy? Dziś wytwórcy energii nie mają żadnego powodu, by budować nowe moce wytwórcze tak „na wszelki wypadek". Nikt im bowiem za to nie zapłaci. Dlatego też wytwarzają tyle energii, ile zdołają sprzedać, i już. Jeżeli natomiast zbudujemy rynek mocy, to producenci otrzymają pieniądze za samą gotowość wytworzenia określonej ilości energii. Z obowiązkiem dostarczenia jej w momencie, gdy na horyzoncie pojawiłby się blackout.

Teraz 4 zł za tydzień dostępu do rp.pl!

Kontynuuj czytanie tego artykułu w ramach subskrypcji rp.pl

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację