Tekst budził obawy nawet samej redakcji, skoro zdystansowała się w komentarzu. W sieci zaś zawrzało, pojawiły się nawet absurdalne postulaty, by nałożyć Wosiowi knebel za to, że śmie proponować środowiskom kontestującym arbitralną władzę przystąpienie do jej obozu.

Właściwie to powinienem być zadowolony z postulatu Rafała Wosia: oto ktoś postawił kropkę nad i, uznając, że choć PiS jest narodowy i konserwatywny w formie, to socjalistyczny w treści, i tylko to się liczy. Rzeczywiście, z lewicą łączy go kolektywizm, niechęć do rynku, wrogość wobec kapitału, a nawet własności prywatnej. Dzieli zaś – tylko i aż – stosunek do demokracji. PiS wprowadza nad Wisłą Orbanowską demokrację „nieliberalną", która ma z tą prawdziwą mniej więcej tyle wspólnego co obowiązująca w PRL „demokracja socjalistyczna".

Woś proponuje zamazać te różnice w imię budowy nowego ustroju. I właśnie to jest tytułowa niemoralna propozycja. To trochę tak, jak gdyby po 1945 r. PPS miała na ochotnika przystąpić do sojuszu z ówczesną partią władzy (zrobiła to pod przymusem). Wiem, że porównanie mocne, bo pod względem bezwzględności gdzie PiS do PPR, a i obce karabiny ludu do nowego ustroju dziś nie przekonują. Niemniej sojusz z partią o ciągotkach autorytarnych tak jak wtedy musi się skończyć konsumpcją lewicy jako politycznej przystawki. I kompromitacją, bo na koniec ostaną się z niej wyrachowani konformiści i jak socjalista Cyrankiewicz będą w imieniu ludu pracującego spijać szampana oraz rozbijać się wypasionymi autami.