Właśnie się spakowałem na urlop. A że stary bagażnik na rowery przerdzewiał, kupiłem nowy. Przez internet. Gdy dotarł, ze zdumieniem odkryłem, że sklep, który go przysłał, znajduje się blisko mojego domu. Mijam go niemal codziennie na trasie do redakcji, ale gdyby nie sieć, w życiu bym się nie dowiedział, że ktoś w pobliżu handluje potrzebnym mi sprzętem. Dla mnie i moich dzieci, które zakupy – od butów po czapkę – robią już wyłącznie w internecie, sklepy nieobecne w sieci w praktyce nie istnieją. Ostatnio nawet przed stacjonarnymi zakupami np. w markecie budowlanym sprawdzam na stronie, czy mam po co jechać. Takich jak ja są miliony. Dlatego kto nie handluje w sieci, ten zginie.

Handel do internetu przenosi się już od kilku dobrych lat, ale ostatnio ten trend przyspieszył. Przez sieć w tym roku przetacza się wielka fala otwarć e-sklepów, silna jak wybuch supernowej. Przyczyniła się do tego pełzająca kontrrewolucja niosąca na sztandarach zakaz handlu w niedzielę. Dla zapracowanych klientów, którzy zakupy mogą robić wyłącznie w weekend, zakaz taki oznacza docelowo zmniejszenie dostępu do zwykłych sklepów – tych z cegieł i szkła – o połowę. Tak, o połowę. A przecież to ci zapracowani zarabiają zwykle więcej i mają większą gotówkę do wydania...

Handel podąża za pieniędzmi konsumentów. I właśnie dlatego tak szybko migruje do sieci. Dla niszowych sklepów, zwłaszcza w małych miastach, a nawet wsiach, to jedyna szansa na poszerzenie grona potencjalnych klientów. Coraz częściej łapię się na tym, że za pośrednictwem jednej z dużych platform typu marketplace robię e-zakupy w miejscowościach, w których nigdy jeszcze nie byłem. Ba, czasami nawet nie miałem pojęcia, że istnieją.

Małe e-sklepy z małych ośrodków rozwijają skrzydła dzięki coraz lepiej rozwiniętej infrastrukturze – telekomunikacyjnej i logistycznej. Nie mają problemu nie tylko z szerokopasmowym dostępem do internetu, ale także ze sprawnym nadawaniem przesyłek. A klienci – z odbiorem. Dzięki automatom nadawczo-odbiorczym i rosnącej jak burza sieci kiosków i sklepików spożywczych z napisem „placówka pocztowa" można odbierać towar niemal przez całą dobę, siedem dni w tygodniu. I przesyłki z reguły docierają naprawdę szybko, co jeszcze bardziej zachęca klientów. Dlatego zakupy nie przestaną przenosić się do internetu. Kto nie chce tam handlować, może już szukać innego zajęcia.