Ludzie mają naturalny odruch poszukiwania sprawiedliwości – jak młynarz z Sanssouci, który Fryderykowi Wielkiemu powiedział, że są jeszcze sądy w Berlinie, gdy ten go próbował wywłaszczyć.

Niestety, w Polsce ofiary ulgi meldunkowej takiej możliwości nie miały. Są ofiarami ustawodawcy tworzącego idiotyczne przepisy w niechlujny sposób. Są ofiarami urzędów skarbowych, które przy aprobacie kolejnych ministrów finansów intencjonalnie prowadziły postępowania tak, by mieć jak największą premię od narastających odsetek od ludzi, którzy z podatku byli zwolnieni, pod warunkiem złożenia oświadczenia, którego wzoru nie było, a które dotyczyło czegoś, o czym fiskus i tak wiedział – o zameldowaniu. Mało tego, podatnicy, czytając ustawę podatkową w dacie dokonywania sprzedaży, nie mogli się z tej ustawy o tym obowiązku dowiedzieć, bo go tam już nie było! Przepis uchylono, a przepis, który w okresie przejściowym ten przepis utrzymywał, był w innej ustawie! To nie żart. Sądy stawały na głowie, by pomóc skarbówce w gnębieniu podatników. Jak hodując odsetki, urzędnicy przewlekali postępowania tak, że nie wyrabiali się z wydaniem decyzji w terminie pięciu lat, to sądy akceptowały, że postawienie ludziom zarzutów karnych skarbowych przerywa bieg przedawnienia! Nawet jak zarzuty były bezzasadne! A w przypadku ulgi meldunkowej zawsze tak było – zarzuty karne skarbowe stawiano za „niezłożenie oświadczenia o zameldowaniu". Tylko tym, w przypadku których zbliżał się termin przedawnienia. Innych jakoś za przestępców nie uznawano. Niektóre z ofiar sądów liczą na zmianę. Żadnej nie doczekają. Niektórzy nie czekają na zmianę. Chcą tylko zemsty. ©?

Czytaj także:

Konstytucja według prezesa Kaczyńskiego

Proces rozmontowywania sądów ruszył na dobre