Aleksander Kappes, Jacek Skrzydło: Pierwszy prezes SN czy neoprezes?

Osoba powołana na stanowisko pierwszego prezesa SN, przy poważnych wadach procedury, będzie co najwyżej prezesem neosędziów, a nie pierwszym prezesem. Nic też nie stoi na przeszkodzie, by po zmianie prezydenta ponownie obsadzić stanowisko pierwszego prezesa SN.

Aktualizacja: 27.05.2020 11:56 Publikacja: 26.05.2020 20:03

Aleksander Kappes, Jacek Skrzydło: Pierwszy prezes SN czy neoprezes?

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Prezydent RP 25 maja 2020 r. powołał na stanowisko pierwszego prezesa Sądu Najwyższego prof. Małgorzatę Manowską. Wydaje się, że ma to stanowić ostatni etap przejmowania przez obóz rządzący kontroli nad sądownictwem, a więc faktycznego unicestwienia konstytucyjnego trójpodziału władzy, aczkolwiek inwencja obozu rządzącego w tej materii jest trudna do przewidzenia.

Pojawia się pytanie, czy osoba powołana 25 maja 2020 roku na stanowisko pierwszego prezesa SN jest w istocie prawidłowo ustanowionym prezesem, czy też w procedurze jej powołania zaistniały nieprawidłowości niepozwalające na uznanie jej za pełniącą tę funkcję.

Co i dla kogo oznacza większość

Po pierwsze, zasadnicze wątpliwości wzbudza procedura wyboru.

W myśl art. 12 ust. 1 ustawy o Sądzie Najwyższym pierwszy prezes Sądu Najwyższego jest powoływany przez prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej na sześcioletnią kadencję spośród pięciu kandydatów wybranych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego. Użycie w tekście ustawy terminu „wybrany" przesądza, że warunkiem przedstawienia prezydentowi danego kandydata jest uzyskanie przez niego akceptacji Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego, czyli zdobycia większości głosów. Nie ma przy tym powodów, aby odmiennie rozumieć słowo „przedstawiony" występujące w art. 183 ust. 3 konstytucji („Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego powołuje Prezydent Rzeczypospolitej na sześcioletnią kadencję spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego").

Innymi słowy, można wyobrazić sobie sytuację, w której więcej niż jeden kandydat uzyskuje ponad połowę głosów (przy założeniu, że każda kandydatura jest głosowana odrębnie) i tylko w takiej sytuacji prezydent dysponuje swobodą uznania, którego z kandydatów mianować pierwszym prezesem SN.

Jeżeli jednak tylko jedna kandydatura uzyskała akceptację większości Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN, jasne jest, że prezydent, mianując na to stanowisko kandydatkę, która nie uzyskała wymaganej akceptacji plenarnego organu SN, dopuścił się – po raz kolejny w trakcie swojej kadencji – poważnego naruszenia konstytucji. Po prostu pierwszym prezesem nie może zostać osoba popierana przez mniejszość, zwłaszcza jeżeli mniejszość tę tworzą wyłącznie neosędziowie SN, a więc osoby powołane w skład SN z wielokrotnym naruszeniem prawa i z tego powodu nieposiadające konstytucyjnego statusu sędziego Sądu Najwyższego.

Polityczne oczekiwania

Akceptacja alternatywnej interpretacji konstytucji oraz ustawy o Sądzie Najwyższym i dopuszczenie możliwości powołania na najwyższy urząd w sądzie osoby pozbawionej poparcia większości sędziów narusza, naszym zdaniem, w rażący sposób konstytucyjną zasadę trójpodziału władzy, stanowiąc niedopuszczalną ingerencję władzy wykonawczej w sferę władzy sądowniczej.

Po drugie, w myśl regulaminu SN Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN prowadziło kolejno dwóch neosędziów-komisarzy wyznaczonych arbitralnie przez prezydenta RP (pierwszy komisarz zrezygnował z tej funkcji). Uprawnienia tego pozbawiony został natomiast najstarszy wiekiem prezes kierujący jedną z izb SN, który powinien wykonywać obowiązki pierwszego prezesa w takiej sytuacji. Oznacza to, że sędziowie zostali pozbawieni wpływu na osobę prowadzącą obrady najważniejszego organu kolegialnego SN.

Po raz kolejny miała tu miejsce oczywista ingerencja w autonomię władzy sądowniczej, tym razem wynikająca z niekonstytucyjnego regulaminu SN, określanego przez prezydenta. Sposób prowadzenia obrad przez obydwu komisarzy i liczne rażące uchybienia, jakich się dopuścili, w jasny sposób wskazują, że chodziło o doprowadzenie za wszelką cenę do obsadzenia stanowiska pierwszego prezesa SN przez osobę, która będzie realizować polityczne oczekiwania obozu rządzącego.

Wadliwy status

Po trzecie, w Zgromadzeniu uczestniczyły z prawem głosu osoby nieuprawnione. Mamy tu na myśli tzw. neosędziów SN, czyli sędziów powołanych z wielokrotnym pogwałceniem prawa, m.in. wysuniętych przez niekonstytucyjny neo-KRS, zatwierdzonych przez Sejm w procedurze niewyboru (jeden z kandydatów nie posiadał nawet wymaganej ustawą liczby podpisów). To właśnie głosy neosędziów przesądziły o przedstawieniu prezydentowi kandydatury, która nie otrzymała i tak dostatecznego poparcia w Zgromadzeniu Ogólnym. W konsekwencji, ponieważ neosędziowie SN nie są uprawnieni do udziału w głosowaniu, powołany pierwszy prezes nie jest pierwszym prezesem SN, ale co najwyżej „pierwszym prezesem" neosędziów SN. Należy tu wspomnieć, że w toku obrad Zgromadzenia pojawił się wniosek o wykluczenie neosędziów z tzw. Izby Dyscyplinarnej SN (która zdaniem Trybunału Sprawiedliwości UE nie jest sądem) z obrad Zgromadzenia, ale przewodniczący obradom neosędzia SN w ogóle nie poddał tego wniosku pod głosowanie.

Z uwagi na to, że na stanowisko pierwszego prezesa SN prezydent powołał neosędziego SN, urząd ten będzie (faktycznie) pełnić osoba niebędąca sędzią SN z powodów wskazanych wcześniej. Dodatkowo, w świetle uchwał trzech połączonych izb SN z 24 stycznia 2020 roku, pierwszym prezesem SN ma być (bo nie jest) osoba, która nie ma prawa do orzekania. Oczywiście uchwała połączonych izb SN obowiązuje, a groteskowe próby jej „uchylenia" przez tzw. Trybunał Konstytucyjny można skwitować wzruszeniem ramion.

Po czwarte, Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN nie powzięło wymaganej uchwały o przedstawieniu prezydentowi RP pięciu kandydatów na stanowisko pierwszego prezesa. Prowadzący obrady neosędzia komisarz uznał bowiem, że taka uchwała nie jest konieczna. Prezydent otrzymał więc wyłącznie wynik głosowania na poszczególnych sędziów, a nie uchwałę Ogólnego Zgromadzenia Sędziów SN. Powołanie przez prezydenta na stanowisko pierwszego prezesa SN któregoś z „głosowanych" (bo nie „przegłosowanych" z uwagi na brak poparcia większości) kandydatów mimo braku uchwały oznacza – jak wskazano wcześniej – kolejny delikt konstytucyjny, którego w trakcie kadencji dopuściła się głowa państwa, a status rzekomego pierwszego prezesa SN będzie wadliwy także i z tego powodu.

Mylne przeświadczenie

Pomijamy już „drobiazg" w postaci złamania zwyczaju konstytucyjnego, jakim było powoływanie przez prezydenta na funkcję pierwszego prezesa tego z przedstawionych mu kandydatów, który uzyskał najwięcej głosów sędziów.

Powtórzmy zatem, że osoba powołana na stanowisko pierwszego prezesa przy opisanych poważnych wadach procedury będzie co najwyżej prezesem neosędziów i namiestnikiem prezydenta w SN, a nie pierwszym prezesem SN w rozumieniu Konstytucji RP. Nie będzie więc korzystać z konstytucyjnej ochrony sześcioletniej kadencji, gdyż ta przysługuje tylko pierwszemu prezesowi SN powołanemu zgodnie z prawem. Nie ma zatem żadnych przeszkód natury prawnej, aby po zmianie na stanowisku prezydenta RP ponownie przeprowadzić procedurę obsadzenia – tym razem prawidłowo – stanowiska pierwszego prezesa SN.

Charakter i rozmiary naruszenia standardów demokratycznego państwa prawnego na przestrzeni ostatnich pięciu lat dobitnie świadczą o tym, że rządzący zakładają – wzorem Władysława Gomułki – że raz zdobytej władzy nie oddadzą nigdy. O tym, jak mylne bywa tego rodzaju przeświadczenie, dowodzi historia, tak Polski, jak i innych państw europejskich.

Prof. dr hab. Aleksander Kappes Prof. dr hab. Jacek Skrzydło

Autorzy są profesorami na Uniwersytecie Łódzkim

Prezydent RP 25 maja 2020 r. powołał na stanowisko pierwszego prezesa Sądu Najwyższego prof. Małgorzatę Manowską. Wydaje się, że ma to stanowić ostatni etap przejmowania przez obóz rządzący kontroli nad sądownictwem, a więc faktycznego unicestwienia konstytucyjnego trójpodziału władzy, aczkolwiek inwencja obozu rządzącego w tej materii jest trudna do przewidzenia.

Pojawia się pytanie, czy osoba powołana 25 maja 2020 roku na stanowisko pierwszego prezesa SN jest w istocie prawidłowo ustanowionym prezesem, czy też w procedurze jej powołania zaistniały nieprawidłowości niepozwalające na uznanie jej za pełniącą tę funkcję.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją