Tomasz Pietryga: Historia ponownie wzywa prof. Strzembosza

Czy prof. Adam Strzembosz wystawi „świadectwo moralności” czynom Józefa Iwulskiego, sędziemu stanu wojennego.

Aktualizacja: 19.05.2021 06:09 Publikacja: 18.05.2021 19:47

Prof. Adam Strzembosz

Prof. Adam Strzembosz

Foto: tv.rp.pl

Poniedziałkowa rozprawa przed Izbą Dyscyplinarną SN o uchylenie immunitetu prezesowi Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych sędziemu Józefowi Iwulskiemu nie przyniosła rozstrzygnięcia. Została odroczona do 1 lipca.

Świadkiem ma być wtedy prof. Adam Strzembosz. Pełnomocnicy sędziego Iwulskiego, wśród których jest sędzia SN Włodzimierz Wróbel, argumentowali potrzebę przesłuchania byłego I prezesa SN m.in. „koniecznością szczegółowego wskazania okoliczności historycznych tej sprawy i metod łagodzenia represji". IPN chce postawić Iwulskiemu zarzut popełnienia zbrodni komunistycznej polegającej na bezprawnym skazaniu 21-letniego robotnika za kolportowanie ulotek wymierzonych we władze PRL.

Czytaj także:

Sędzia Iwulski nadal z immunitetem

Wezwanie Adam Strzembosza przez pełnomocników jest czytelnym sygnałem, że profesor swoim autorytetem i wiedzą ma wzmocnić linię obrony Iwulskiego. To zresztą nie pierwsza sytuacja, kiedy jego autorytet jest wykorzystywany w sporze o sądownictwo, którego sprawa Iwulskiego jest przecież odpryskiem, a dla wielu kolejną linią frontu, którą trzeba bronić przed PiS.

Prof. Adam Strzembosz to postać wybitna. Człowiek o pięknej opozycyjnej karcie. Członek władz Solidarności, usunięty z pracy w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie podczas stanu wojennego, uczestnik i lider prawnego Okrągłego Stołu, pierwszy opozycyjny wiceminister sprawiedliwości i I Prezes SN w wolnej Polsce. To jest życiorys, który trudno kwestionować.

Jednocześnie na pięknej biografii Adama Strzembosza od wielu lat ciąży jedno zdanie, które przez lata jest wyciągane przez przeciwników i krytyków „Sądownictwo oczyści się samo". Tak w okresie przełomu profesor zdefiniował proces transformacji w wymiarze sprawiedliwości, za którym miało iść rozliczenie sędziów ze złą przeszłością. Dla wielu, zdanie to stało się symbolem klęski „oczyszczenia sądownictwa" wybiciem piłki na aut, nieudźwignięciem tej sprawy przez Strzembosza, który miał być przecież nową niosącą sprawiedliwość twarzą odradzającej się Temidy.

Zredukowanie idei oczyszczenia sądownictwa jedynie do czasu i biologii, było jednak od samego początku nie do obrony. Do tego rodzaju samooczyszczenia dochodzi zawsze. W każdej grupie zawodowej: u polityków, dziennikarzy czas robi swoje, następuje wymiana pokoleniowa. Pytanie jednak, czy nowe pokolenie jest kształtowane przez to odchodzące, czy przejmuje jego wzorce, wizje świata i nawyki. Ale nie to w tej sprawie jest najistotniejsze. Zredukowanie oczyszczania sądownictwa do biologii, nie pozostawia żadnej przestrzeni dla kwestii moralnych. A to one są przecież kluczowe, bo to na nich- tak naprawdę opiera się ta idea.

W czasach przełomu, kiedy dobro triumfuje nad złem, przedstawiciele starego świata nie zostają zaproszeni do budowania nowego ładu, bez weryfikacji ich postaw moralnych przez strażników nowego porządku. Zło jest rozliczane, a nowy ład wybudowany jest na gruzach starego. Taka konstrukcja oparta jest na moralnych zasadach, które górują nad zasadami potępionymi, które kłócą się z moralnością. To istotna rozliczenia, także sądownictwa. Tu jednak takich podstaw zabrakło.

Prof. Adama Strzembosza, w tym wymiarze można nazwać jednak postacią wręcz tragiczną. A razy, które na niego od lat spadają, jako siły sprawczej całej sytuacji w sądownictwie, są nie do końca zasłużone. Historia rzuciła go, jako tego jednego z niewielu - sprawiedliwych, w miejsce, w którym miał budować nowy ład w sądach, nie dając mu jednak realnej siły, narzędzi, aby tego dokonać.

Strzembosz na żadnym etapie swojej kariery w 1989 i 1990 r. nie miał siły sprawczej na kształt kadrowy wymiaru sprawiedliwości. Ani przy okrągłym stole, zblatowanym ustaleniami politycznymi z Magdalenki, ani gdy był samotną enklawą Solidarności, jako wiceminister w resorcie sprawiedliwości Aleksandra Bentkowskiego, ani już jako I prezes SN, gdzie nie miał żadnego wpływu na przybyłe do SN w 1990 r. nowe/stare kadry sędziowskie, o sądownictwie powszechnym nawet nie wspominając.

To, co miał to swój krzyk, swoje „non possumus", którego w kluczowych momentach jednak nie użył. Realna wina za brak rozliczenia leży jednak po stronie nowych politycznych, solidarnościowych elit, które skrępowane wcześniejszymi ustaleniami, nie wykazały nawet najmniejszej inicjatywy, żeby do oczyszczenia w wymiarze sprawiedliwości doszło.

Dziś historia znowu nie oszczędza prof. Strzembosza. Znowu rzuca go do przeszłości, tym razem w roli recenzenta, a może i tego sprawiedliwego, od którego środowisko sędziowskie oczekuje wystawienia „świadectwa moralności" jednemu ze swoich.

Ma je wydać sędziemu Józefowi Iwulskiemu.

I pewnie mają rację jego pełnomocnicy, wskazując, że bilans sędziowskiej pracy Iwulskiego w wolnej Polsce, jest zdecydowanie na plus. Problem w tym, że Iwulskiego dopadła przeszłość i dokonane na początku lat 90 tych wybory. Do SN przyszedł zaledwie 8 lat po stanie wojennym.

Dziś sędzia Iwulski jest jednym z ostatnich symboli nierozliczenia się z sądownictwa z komunistyczną przeszłością, gdyż wciąż orzeka. Teraz jego nazwisko może w sposób również symboliczny, zakończyć rozliczenie sędziów PRL, do którego wcześniej nie doszło.

I być może dla broniących go pełnomocników, takie symbole nie mają żadnej merytorycznej wartości, gdy na wadze kładzie się dokonania sędziego w III RP. Tle, tylko czy w podobny sposób myśli setki skazanych na kary bezwzględnego więzienia w stanie wojennym. Czy to symboliczne poczucie sprawiedliwości nie jest potrzebne im, ich rodzinom, dzieciom, wnukom, kolejnym pokoleniom, bardziej. Co z nimi.

Czy prof. Adam Strzembosz sprosta wymaganiom środowiska sędziowskiego, wystawiając świadectwo moralności postawie Józefa Iwulskiego, czy też wstrzyma się od takiej oceny, czas pokaże. Jego decyzja bez względu na to, jaka będzie - również nabierze wymiaru symbolicznego. Prof. Strzembosza został usunięty z sądownictwa w stanie wojennym, jako reakcjonista. W tym samym czasie sędzia Iwulski, rozpoczynał w nim swoją długą, pełną sukcesów karierę.

Poniedziałkowa rozprawa przed Izbą Dyscyplinarną SN o uchylenie immunitetu prezesowi Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych sędziemu Józefowi Iwulskiemu nie przyniosła rozstrzygnięcia. Została odroczona do 1 lipca.

Świadkiem ma być wtedy prof. Adam Strzembosz. Pełnomocnicy sędziego Iwulskiego, wśród których jest sędzia SN Włodzimierz Wróbel, argumentowali potrzebę przesłuchania byłego I prezesa SN m.in. „koniecznością szczegółowego wskazania okoliczności historycznych tej sprawy i metod łagodzenia represji". IPN chce postawić Iwulskiemu zarzut popełnienia zbrodni komunistycznej polegającej na bezprawnym skazaniu 21-letniego robotnika za kolportowanie ulotek wymierzonych we władze PRL.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie
Opinie Prawne
Marek Isański: TK bytem fasadowym. Władzę w sprawach podatkowych przejął NSA
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd Tuska w sprawie KRS goni króliczka i nie chce go złapać