Jack White, dziś najsławniejszy na świecie rockman z polskimi korzeniami, jest szczególnie złożoną postacią showbiznesu, jego biografia i kariera stanowi wielką szaradę. Dlatego można powiedzieć, że ten jeden z najbardziej nieoczywistych muzyków nagrał najbardziej niejednoznaczną płytę w swoim dorobku. Chciał na niej pomieścić więcej niż na poprzednich albumach.
Biorąc pod uwagę wielość stylistyk – rock, blues, elektronika, gospel, funky, hip-hop, muzyka ekperementalna – przypomina się wielogatunkowy koktajl z „Białego Albumu" The Beatles. Istnieje nawet dalekie, ale piękne personalne połączenie między płytami liverpoolskiej czwórki i White'a. Zagrała u niego basistka Charlotte Kemp Muhl, prywatnie muza i partnerka Seana Lennona, syna Johna.
Muzyczna śmietanka
Intrygujących muzycznych spotkań w studiu było zresztą więcej. Chórzystka Regina McCrary śpiewała wiele lat w zespole Boba Dylana. Louis Cato to perkusista Marcusa Millera, Johna Scofielda, grał też z Beyonce. White i tym razem działał więc zgodnie ze swoją naczelną zasadą: „być ekscentrycznym i tworzyć piękne rzeczy, o których ludzie będą chcieli rozmawiać".
Kolekcjonowanie pięknych doświadczeń, nie może dziwić u artysty, którego ulubionym filmem jest arcydzieło Orsona Wellesa „Obywatel Kane". Jego bohater, medialny gigant, kolekcjonował w swoim skarbcu Xanadu intrygujące pamiątki. W życiu White'a też wszystko musi być wyjątkowe, designerskie, tak jak kupiony niedawno dom zaprojektowany przez samego George'a Nelsona, amerykańskiego guru modernizmu.
Muzyk nabył go zaocznie. – Domów zaprojektowanych przez George'a Nelsona nie ma przecież nazbyt wiele, nieprawdaż? – tłumaczył w wywiadzie dla „New Yorker Magazine". – Kupuję dom, ale uważam, że nikt nigdy nie może żadnego piękna posiadać na zawsze. Dlatego czuję się jak kustosz, który opiekuje się pięknem i zachowuje je dla przyszłych pokoleń.