Rok Moniuszkowski: Narodowe stereotypy

Najbliższe miesiące pokażą, czy Stanisław Moniuszko to jedynie ikona polskiego, dumnego patriotyzmu, czy też twórca inspirującej, nadal atrakcyjnej muzyki.

Aktualizacja: 01.01.2019 22:02 Publikacja: 01.01.2019 16:23

„Straszny dwór” w reżyserii Ryszarda Peryta. W środku Adam Kruszewski (Miecznik)

„Straszny dwór” w reżyserii Ryszarda Peryta. W środku Adam Kruszewski (Miecznik)

Foto: Maciej Czerski/POK

Urodził się dwieście lat temu, 5 maja 1819 roku, zatem Sejm ogłosił Rok Moniuszkowski. W przeddzień sylwestra zapowiedziała go zaś premiera „Strasznego dworu” w Polskiej Operze Królewskiej w reżyserii Ryszarda Peryta, a uroczysta inauguracja obchodów odbędzie się w najbliższą sobotę w Operze Narodowej. Potem karuzela moniuszkowska zacznie wirować po całym kraju.

Co nam przyniesie ten rok? Zaczęło się od dość surrealistycznego pomysłu nazwania nazwiskiem jubilata warszawskiego Dworca Centralnego. W ten sposób Stanisław Moniuszko został patronem PKP.

Liczna obecność najważniejszych przedstawicieli obozu rządzącego, na czele z samym prezesem PiS, na niedzielnej premierze w Teatrze Królewskim w Łazienkach każe z kolei przypuszczać, że kompozytor będzie traktowany jako najważniejszy przedstawiciel polityki patriotyczno-narodowej realizowanej przez obecną władzę.

Mroczna komedia

Moniuszko do takich celów zresztą się nadaje, choć nie wiadomo, czy sam by tego chciał. Ale można tak wykorzystać „Straszny dwór”, o czym świadczy inscenizacja Ryszarda Peryta. Rysunki Artura Grottgera podczas orkiestrowego wstępu przypomniały ponury czas po upadku powstania styczniowego.

Finał zaś spektaklu rozegrano z galerią szlacheckich portretów trumiennych w tle i wizerunkiem Matki Boskiej Jasnogórskiej. A we wszystkich scenicznych obrazach dominuje u Peryta czerń i szarość, jedynie kontusze dzielnych rycerzy, Stefana i Zbigniewa, dodają do tego biel i czerwień.

Mroczny, grottgerowski klimat miało już parę innych, wcześniejszych inscenizacji „Strasznego dworu”, odwołujących się do prapremiery, która odbyła się w czasach carskich represji po powstaniu styczniowym. Ta opera komiczna miała jednak także służyć pokrzepieniu serc. A Ryszard Peryt pozbawił ją wielu momentów przypominających dawną szlachecką obyczajowość.

Zamiast zaś finałowego, radosnego mazura reżyser dołączył Agnus Dei z III „Litanii Ostrobramskiej” Moniuszki. I choć na tańce na zabytkowej scenie Teatru Królewskiego nie wyraził zgody konserwator zabytków, to nowe zakończenie dobrze się wpisało w patriotyczno-bogoojczyźnianą interpretację „Strasznego dworu”.

Odnaleziona chata

Czy zatem w takim tonie będą utrzymane całe obchody? Nurt patriotyczny ważny był dla Moniuszki, ale przecież nie zdominował jego twórczości. Taki uproszczony wizerunek narodowego kompozytora psuje choćby odnaleziony niedawno, a wystawiony kilka miesięcy temu przez Warszawską Operę Kameralną, jego pierwszy utwór sceniczny. To napisana podczas studiów w Berlinie do niemieckiego tekstu dwuaktowa opera „Die Schweizerhütte” („Szwajcarska chata”). Już pojawiły się głosy, że to niemający wartości drobiazg, tak bardzo nie pasuje do stereotypowego obrazu kompozytora.

Generalnie zaś podczas całego życia zamiast rozdrapywania ran i przyjmowania pozy wieszcza Moniuszko wolał bawić widzów i słuchaczy. Rozrywce miały służyć jego „Śpiewniki domowe” – piękne zbiory prostych pieśni. A w bogatej kolekcji utworów scenicznych dominują lekceważone dziś komedie, dramaty zaś są jedynie dwa.

Pierwszy to oczywiście „Halka” i niedoceniana dziś, a w wielu miejscach muzycznie ciekawsza „Paria”, która nie bardzo przystaje do kanonu dzieł narodowych, jako że akcja tej opery rozgrywa się w Indiach. A „Straszny dwór” wymaga dzisiaj bardziej nowoczesnego spojrzenia na dawną szlachecką Polskę, co zaproponował choćby trzy lata temu w Operze Narodowej Brytyjczyk David Pountney.

Nowe brzmienie

Moniuszko jest mało nam znany zresztą nie tylko teatralnie, ale i muzycznie. Za jego życia tylko „Halka” ukazała się drukiem autoryzowana przez kompozytora, ale i nią tak jak całą spuścizną zajęło się potem liczne grono poprawiaczy, którzy uważali, że muzyka ojca narodowej opery musi mieć odpowiednią moc i rozmach. Dopiero teraz rozpoczęliśmy proces przywracania jego utworom autentycznego brzmienia.

Dzięki temu muzyka Moniuszki zaczyna nabierać innej wartości. Będzie się można o tym przekonać podczas sobotniej inauguracji obchodów, gdy włoski dyrygent i skrzypek Fabio Biondi wraz ze swoim zespołem instrumentów dawnych Europa Galante zaprezentuje w koncertowym wykonaniu „Halkę”.

Ta interpretacja, która w tych dniach będzie miała też płytową premierę, to prawdziwe odkrycie muzyczne. Fabio Biondi, wybrawszy włoską wersję tekstu (którą za życia zaakceptował sam Moniuszko), pokazał „Halkę” jako dzieło prawdziwie europejskie, w którym czysto polskie są jedynie rodzaje efektownej stylizacji.

Warto zatem eksperymentować z muzyką, o czym świadczy też najnowsza premiera „Strasznego dworu”. Orkiestra Polskiej Opery Królewskiej zredukowana ze względu na skromne warunki teatru w Łazienkach zburzyła tradycyjne proporcje brzmieniowe, ale z kolei dyrygent Grzegorz Nowak był w stanie lepiej ukazać rozmaite niuanse, choćby efektowne solówki poszczególnych instrumentów. A szczególnie interesująco zapowiada się zaplanowany na ten rok „Straszny dwór” w nagraniu innego słynnego zespołu instrumentów dawnych – Orkiestry XVIII Wieku.

Moniuszkę nie tylko trudno grać, ale i śpiewać. Bohaterowie jego oper stanowili kiedyś u nas podstawę w kształceniu młodych śpiewaków. Dziś nowe pokolenia bardziej myślą o zaistnieniu w świecie, gdzie nie przebiją się z „mało chodliwym” polskim kompozytorem.

Tenorów, którzy potrafią ukazać piękno frazy słynnej arii z kurantem Stefana ze „Strasznego dworu”, mamy w kraju trzech, najwyżej czterech. Zaśpiewana zaś w sposób tak brzydki, jak teraz zrobił to Leszek Świdziński, staje się katorgą dla uszu słuchaczy.

Są jednak ciągle moniuszkowscy mistrzowie. Adam Kruszewski, który jest na różnych scenach Miecznikiem w „Strasznym dworze”, od 30 lat udowadnia, że z tych prostych melodii i równie nieskomplikowanego tekstu można stworzyć pełnokrwistą postać. W Teatrze Królewskim z powodzeniem podążali w jego ślady Wojciech Gierlach (Zbigniew) i Remigiusz Łukomski (Skołuba). Wyrównany poziom prezentowały Gabriela Kamińska (Hanna), Monika Ledzion-Porczyńska (Jadwiga) i Aneta Łukaszewicz (Cześnikowa).

Nie zmienia to faktu, że kolejnych następców dawnych mistrzów trzeba będzie szukać na tegorocznym Międzynarodowym Konkursie Moniuszkowskim, który odbędzie się w pierwszej połowie maja w Operze Narodowej. Oby się znaleźli.

Szczegółowy wykaz imprez całego Roku Moniuszkowskiego można znaleźć na www.moniuszko200.pl

Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”
Kultura
Muzeum Historii Polski: Pokaz skarbów z Villa Regia - rezydencji Władysława IV
Architektura
W Krakowie rozpoczęło się 8. Międzynarodowe Biennale Architektury Wnętrz
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Kultura
Zmarł Leszek Długosz