Jubileusz Biełsatu: Dziesięć lat walki z propagandą

Nadająca z Polski białoruskojęzyczna stacja Biełsat odebrała Kremlowi część widowni na Białorusi.

Aktualizacja: 09.12.2017 09:06 Publikacja: 07.12.2017 17:49

Jubileusz Biełsatu: Dziesięć lat walki z propagandą

Foto: materiały prasowe

Telewizja powstała w 2007 roku, w czasach represji i de facto międzynarodowej izolacji Białorusi. Rok wcześniej Aleksander Łukaszenko został prezydentem po raz trzeci, rozpędził największe od początku lat 90. protesty i wsadził do więzienia swoich oponentów.

Obecnie jest to jedyna niezależna stacja na Białorusi, nadająca w języku białoruskim. Przyszłość telewizji postawiło pod dużym znakiem zapytania ocieplenie relacji pomiędzy Mińskiem i Warszawą, które rozpoczęło się na początku ubiegłego roku. Szef MSZ, które przez dziesięć lat było głównym donatorem stacji, stwierdził, że „dotychczasowa formuła działania Biełsatu się wyczerpała”. W konsekwencji resort wypowiedział umowę Biełsatowi i tym samym wywołał burzliwą dyskusję, zwłaszcza w białoruskich niezależnych mediach. W tamtejszym środowisku demokratycznym zaczęto nawet mówić, że Biełsat stał się kartą przetargową w polsko-białoruskich stosunkach.

– Udałam się do MSZ w 2016 roku z pewną propozycją i nadzieją na wsparcie. Minister Witold Waszczykowski ironicznie powiedział mi „cóż, nie obaliliście Łukaszenki”. Ale nie to było celem naszej telewizji – mówi „Rzeczpospolitej” Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektor TV Biełsat.

Obecnie pieniądze dla stacji znalazły się w rezerwie celowej budżetu państwa, które – o ironio – są w dyspozycji MSZ. O przyznaniu 20 mln złotych wsparcia dla Biełsatu zdecydował w środę Sejm, ale nie tylko. – Otrzymaliśmy poparcie Jarosława Kaczyńskiego. Nie ukrywam, że zwróciłam się do niego w tej sprawie, ponieważ uważam, że Biełsat jest częścią polityki wschodniej prowadzonej przez jego zmarłego brata.  - To jedyna, konkretna, namacalna rzecz, która się udała w naszej polityce wschodniej i która przetrwała – twierdzi Romaszewska-Guzy.

Od lat dziennikarze Biełsatu działali nielegalnie na Białorusi. Władze w Mińsku nie wydawały im akredytacji, a taką muszą posiadać wszyscy zagraniczni korespondenci. Było to przyczyną licznych zatrzymań dziennikarzy stacji, zakończonych aresztem. Do przełomu doszło na początku ubiegłego roku, gdy po raz pierwszy akredytowano kilku korespondentów Biełsatu. A działo się to wtedy, gdy w Warszawie otwarcie mówiono o zamknięciu stacji. Ale przedstawiciele władz w Mińsku nagle doszli wtedy do wniosku, że „Biełsat im nie przeszkadza”.

– Ocieplenie relacji z Zachodem, a zwłaszcza z Polską, może przełożyć się na to, że dziennikarzy Biełsatu nie będą dotykać restrykcje na Białorusi. Ale legalizacji działalności całej stacji nie należy się spodziewać – mówi „Rzeczpospolitej” Waler Karbalewicz, znany białoruski politolog.

O możliwą legalizację działalności Biełsatu na Białorusi próbowaliśmy zapytać tamtejsze Ministerstwo Informacji. Nikt jednak na temat stacji nie chciał rozmawiać. Przedstawiciele władz w Mińsku nie chcą zabierać głosu w sprawie stacji. – Jakieś materiały Biełsatu trafiają do mnie sporadycznie, przeważnie z sieci społecznościowych. Czerpię informację z różnych źródeł, ale nie chce wypowiadać opinii na temat tej stacji – mówi „Rzeczpospolitej” Waleryj Waraniecki, szef komisji zagranicznej białoruskiego parlamentu. – Nie jestem od oceniania mediów, zajmuje się czymś innym. Temat jest dosyć specyficzny.

Działając de facto w podziemiu stacji udało się zdobyć setki tysięcy widzów na Białorusi. Z opublikowanych w lipcu sondaży niezależnego socjologicznego ośrodka Civitta Group SATIO wynika, że Biełsat ogląda 750 tys. Białorusinów. A to oznacza, że 10 proc. dorosłych mieszkańców kraju się czerpie informację z niezależnej białoruskojęzycznej telewizji. Z kolei co trzeci Białorusin wie o istnieniu takiej stacji. – To bardzo dobry wynik. Oznacza to, że Biełsat ma znaczenie w formowaniu opinii publicznej na Białorusi, zwłaszcza gdy dochodzi do protestów albo innych sytuacji kryzysowych – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Andrej Wardamacki, białoruski socjolog. – Największy wpływ na Białorusinów wciąż mają jednak rosyjskie stacje telewizyjne. Są one popularniejsze nawet od białoruskich mediów rządowych. Proponują produkt lepszej jakości – dodaje.

O tym, że rosyjskie media formują opinię publiczną na Białorusi świadczy ubiegłoroczny sondaż niezależnego białoruskiego ośrodka NISEPI. Wynika z niego, że ponad połowa Białorusinów uważa Stany Zjednoczone za wroga, a za najlepszego przyjaciela z kolei Rosję. – Kropla drąży skałę. Tak robi Biełsat, jak i nasza gazeta. W konsekwencji stworzymy fundament, na którym powinniśmy zbudować demokratyczne państwo – mówi „Rzeczpospolitej” Iosif Siaredzicz, redaktor naczelny niezależnej białoruskiej gazety „Narodnaja Wola”.

Lokalni dziennikarze wskazują, że jednym z głównych atutów stacji jest jej białoruskojęzyczność. Zwłaszcza teraz, gdy jedynie 14 proc. białoruskich uczniów uczy się w języku ojczystym. – Biełsat jest tworzony przez najlepszych przedstawicieli naszej kultury – mówi „Rzeczpospolitej” Andrej Dyńko, zastępca redaktora naczelnego niezależnego miesięcznika „Nasza Niwa”.

Telewizja powstała w 2007 roku, w czasach represji i de facto międzynarodowej izolacji Białorusi. Rok wcześniej Aleksander Łukaszenko został prezydentem po raz trzeci, rozpędził największe od początku lat 90. protesty i wsadził do więzienia swoich oponentów.

Obecnie jest to jedyna niezależna stacja na Białorusi, nadająca w języku białoruskim. Przyszłość telewizji postawiło pod dużym znakiem zapytania ocieplenie relacji pomiędzy Mińskiem i Warszawą, które rozpoczęło się na początku ubiegłego roku. Szef MSZ, które przez dziesięć lat było głównym donatorem stacji, stwierdził, że „dotychczasowa formuła działania Biełsatu się wyczerpała”. W konsekwencji resort wypowiedział umowę Biełsatowi i tym samym wywołał burzliwą dyskusję, zwłaszcza w białoruskich niezależnych mediach. W tamtejszym środowisku demokratycznym zaczęto nawet mówić, że Biełsat stał się kartą przetargową w polsko-białoruskich stosunkach.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?