Paweł Fajdek: Wytrzymam bez ciepłych krajów

Czterokrotny mistrz świata w rzucie młotem Paweł Fajdek o dziwnym sezonie i olimpijskich planach.

Aktualizacja: 04.08.2020 21:19 Publikacja: 04.08.2020 18:58

Paweł Fajdek

Paweł Fajdek

Foto: PAP

Boi się pan koronawirusa?

Są rzeczy, na które nie mamy wpływu, przecież równie dobrze może mnie potrącić samochód, kiedy wyjdę z siedziby Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Nie czuję się na tyle zagrożony, żeby unikać ludzi. Wirus jest z nami od ubiegłego roku, wielu chorowało i trudno dziś powiedzieć, kto go przeszedł, a kto jeszcze nie.

Pan się badał i wie, czy już go przechorował?

Mieliśmy taki obowiązek przed wyjazdem na pierwsze zgrupowanie, ale przecież jeśli ktoś miał koronawirusa w styczniu czy marcu, to czerwcowe badania żadnych przeciwciał już nie wykażą. Nie myślę o tym. Staram się po prostu nie stwarzać zagrożenia ani go nie powiększać.

Zaszczepi się pan, kiedy będzie taka możliwość?

Nie. Sytuacja jest taka sama jak z grypą, a ja, szczepiąc się na grypę, zawsze potem chorowałem.

Przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Tokio mogą zostać odwołane...

Jak odwołają, to odwołają. Wtedy pewnie w ogóle już bym nie trenował, tylko poszedł łowić ryby. Uważam jednak, że za rok będziemy na tyle ogarnięci z wirusem, że impreza się odbędzie. Można przecież zrobić testy, zamknąć sportowców na stadionach, bez kibiców... Ligi piłkarskie, które są zbieraniną zawodników z Europy i świata, ruszyły, więc dlaczego miałoby nie być igrzysk? Musiałby chyba nastąpić jakiś totalny kataklizm.

Wyobraża pan sobie przygotowania do igrzysk bez obozów zagranicznych?

Nie ma w tym nic strasznego. Będziemy marznąć, ale takie sytuacje przeżyłem już jako junior. Wiadomo, że zagraniczny wyjazd to komfort. Cały czas jest ciepło, co służy zwłaszcza starszym sportowcom i zmniejsza ryzyko kontuzji.

Festiwal Rzutów im. Kamili Skolimowskiej miał się odbyć w Cetniewie, ale został przeniesiony, bo u jednej z trenujących tam zawodniczek wykryto koronawirusa. Żałuje pan?

Szkoda, bo fajnie raz w roku wybrać się nad morze. Nie należę do osób, które się boją, ale próbuję zachowywać pewne standardy. Największym zagrożeniem w Cetniewie byliby kibice przychodzący na zawody prosto z plaży, z deptaka. Wirus mógłby się rozprzestrzenić.

Pan czeka na start, a Amerykanin Rudy Winkler rzucił 80,70 m. Trzeba się go bać?

Niech rzuca, to jest dziwny sezon. Są na pewno groźniejsi rywale niż Winkler i na nich trzeba się skupić. Znam go parę lat, wiem, jak rzuca. Wyniki Amerykanów z sezonu zazwyczaj nie przekładają się na imprezy mistrzowskie, choć rok temu w Dausze akurat Winkler jako jedyny spośród nich awansował do finału. Nie wiem, czy faktycznie rzucił aż 80,70 m, ale wynik jest w tabeli i trzeba się z nim mierzyć.

Nie ma sensu patrzeć na innych, bo to pan jest najgroźniejszym rywalem dla samego siebie?

Kiedy mam zdrowie, minimalnie więcej chęci niż obecnie, wszystko idzie dobrze, a trening przynosi efekty, to mogę rzucać daleko. Organizm w ostatnich latach dawał mi znaki, że trzeba odpocząć, i nie miałem wówczas żadnego problemu, aby wszystko rzucić i skupić się na życiu kanapowca. Czasem mam wrażenie, że cała obecna sytuacja – przerwa, przeniesienie igrzysk – została zrobiona pode mnie. Poza tym zawsze lepiej startowałem w latach nieparzystych, zdobywałem same złote medale.

Tego lata od dawna trenuje pan na poważnie?

Trenuję od dwudziestu lat, dajcie mi wreszcie odpocząć! Obecnie robię tylko trening zastępczy. Chcę w tym roku raz rzucić poza granicę osiemdziesiątego metra, a do tego wcale nie potrzebuję mocnej harówki. Uważam, że nie ma sensu się forsować i ryzykować w sezonie, który nic ze sobą nie niesie.

Dzięki temu w kolejnym wróci pan do pracy z nową energią?

Kiedyś zadeklarowałem, że chcę trenować do czterdziestki (Paweł Fajdek ma 31 lat - przyp. red.). Ostatnio ktoś zapytał mnie o najstarszego mistrza świata w rzucie młotem. Nie umiałem odpowiedzieć, ale wydaje mi się, że był nim Koji Murofushi, który w Daegu miał 37 lat. Jego przykład pokazuje, że wszystko jest możliwe. Mam plan, który sięga 2028 lub 2029 roku, i zobaczymy, jak to wszystko się rozwinie.

Niektórzy poświęcili ostatnie miesiące, aby przejść zaległe zabiegi, coś w sobie naprawić. A pan?

Ostatnim, co naprawiałem, była łydka w 2018 roku i wystarczy. Cieszę się, że do normy wracają plecy, czuję coraz mniej bólu. Organizm dzięki przerwie ma szansę wrócić na właściwe tory.

Udało się panu zrobić w czasie przerwy coś, na co nie miał czasu wcześniej?

Mocniej zaangażowałem się w e-sport: nawiązałem nowe kontakty, wziąłem udział w kilku akcjach charytatywnych. Fajnie, że można pomagać przez dobrą zabawę. Teraz trochę wstrzymałem działalność, ale kiedy skończę serię zgrupowań, wrócę do streamowania.

Brak startów odczuł pan w portfelu?

Nie, jest nawet lepiej, bo postawiłem grube pieniądze na to, że pandemia koronawirusa się rozwinie... A tak na poważnie to nie ma sensu, rozmawiać o pieniądzach. Wiadomo, że jeśli nie ma startów, to nie ma przychodów. Ten, kto nie chodzi do pracy, nie zarabia. Całe szczęście, że wspiera mnie Orlen, a ostatnio zostałem ambasadorem Stadionu Śląskiego. To pozwala na spokojne przygotowania. Nie muszę się denerwować, że mam w sezonie pięć startów zamiast piętnastu.

Były szef moskiewskiego laboratorium antydopingowego Grigorij Rodczenkow napisał, że Jurij Siedych, bijąc w 1986 roku rekord świata, był na mocnym dopingu. Jego wynik da się poprawić, startując na czysto?

To się okaże. Czasem w głowie pojawia się myśl, że taka szansa istnieje, ale poprawienie rekordu Siedycha wymagałoby niesamowitego talentu oraz szczęścia.

Pan podobno talent ma...

Brakuje za to szczęścia. Dziś skupiam się na przyszłorocznych igrzyskach, o kolejnych celach pomyślę po ich zakończeniu. Trening pod rekord świata wiąże się z dużym ryzykiem: jest bardzo trudny, grozi kontuzją, człowiek właściwie nie ma życia. Bez zdobycia wcześniej medalu olimpijskiego lepiej nie ryzykować, a co będzie po Tokio? Zobaczymy.

Boi się pan koronawirusa?

Są rzeczy, na które nie mamy wpływu, przecież równie dobrze może mnie potrącić samochód, kiedy wyjdę z siedziby Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Nie czuję się na tyle zagrożony, żeby unikać ludzi. Wirus jest z nami od ubiegłego roku, wielu chorowało i trudno dziś powiedzieć, kto go przeszedł, a kto jeszcze nie.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Lekkoatletyka
Igrzyska na szali. Znamy skład reprezentacji Polski na World Athletics Relays
Lekkoatletyka
Mykolas Alekna pisze historię. Pobił rekord świata z epoki wielkiego koksu
Lekkoatletyka
IO Paryż 2024. Nike z zarzutami o seksizm po prezentacji stroju dla lekkoatletek
Lekkoatletyka
Memoriał Janusza Kusocińskiego otworzy w Polsce sezon olimpijski
Lekkoatletyka
Grozili mu pistoletem i atakowali z maczetami. Russ Cook przebiegł całą Afrykę