Polski Związek Lekkiej Atletyki (PZLA) pięć lat temu do Rio de Janeiro wysłał aż 59 sportowców. Teraz olimpijskie minima wypełniło już 32 lekkoatletów, ale prawo występu w Tokio wciąż może zdobyć nawet drugie tyle.
Obecnie większość kadrowiczów przygotowuje się do sezonu za granicą: w Turcji, Hiszpanii, Portugalii i RPA. Podczas pobytu w kraju polscy lekkoatleci są zazwyczaj rozsiani po centralnych ośrodkach sportu (COS). Tak samo będzie przed igrzyskami, kiedy najlepsi trafią na zgrupowania do Spały, Zakopanego, Wałcza czy Cetniewa.
– 17 i 18 lipca trzon kadry ruszy do Japonii, gdzie planujemy obozy aklimatyzacyjne w Sapporo i Kaminoyamie. Oczywiście mogą być wyjątki. Niewykluczone, że niektórzy zawodnicy dolecą do Japonii później, nawet prosto do wioski olimpijskiej. Wcześniej, jak zawsze, będą trenować w kraju – wyjaśnia w rozmowie z „Rz" szef wyszkolenia PZLA Krzysztof Kęcki.
Mistrz jest zły
COS-y były bazą lekkoatletów przed marcowymi halowymi mistrzostwami Europy w Toruniu. Większość kadry ostatnie dni przed imprezą spędziła w Spale. – Staliśmy w kolejce na stołówce, a między nogami biegały nam dzieci, które miały w tym samym czasie swój pobyt – żalił się jeden z trenerów.
Właśnie podczas obozu koronawirus dopadł sprinterkę Ewę Swobodę, która zaraziła się od innej zawodniczki. Kilka dni później przez wirusa ze startu w Toruniu wycofała się męska sztafeta 4x400 m.