Karetki bez lekarzy, nie będzie komu orzec zgonu

Z karetek mają zniknąć lekarze, a samorządów nie stać na opłacanie medyków z pieniędzy gmin. Będą więc problemy z nieboszczykami.

Aktualizacja: 24.10.2016 21:11 Publikacja: 24.10.2016 19:32

Karetki bez lekarzy, nie będzie komu orzec zgonu

Foto: 123RF

Oznaczone literą „S" zespoły specjalistyczne z lekarzem w karetce zastąpią zespoły podstawowe „P" złożone z czterech ratowników medycznych – zakłada projekt nowelizacji ustawy o państwowym ratownictwie medycznym, który ponad tydzień temu trafił do konsultacji społecznych. Do końca 2019 r. lekarze z 500 zespołów „S" mają się przenieść na szpitalne oddziały ratunkowe, gdzie, jak twierdzą autorzy ustawy, będą w stanie zająć się większą liczbą pacjentów niż w karetce.

– To powrót do sytuacji powojennej, gdy nie było lekarzy, a w karetkach jeździli felczerzy. Tyle że felczerzy mieli prawo orzekania zgonu, a ratownicy go nie mają. Śmierć w Polsce może stwierdzić wyłącznie lekarz – mówi prof. Juliusz Jakubaszko, szef Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej. I dodaje, że w państwach, w których w karetkach jeżdżą wyłącznie ratownicy, np. w USA, działają koronerzy, czyli lekarze zajmujący się tylko orzekaniem zgonów i pełniący dyżur na danym terenie.

Obowiązująca do dziś ustawa z 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych jasno mówi, że „stwierdzenie zgonu i jego przyczyny powinno nastąpić w drodze oględzin dokonywanych przez lekarza lub w razie jego braku przez inną osobę powołaną do tej czynności przez właściwego starostę". Samorządy rzadko korzystają z możliwości powołania lekarza, który miałby orzekać zgony. Jak dowiadujemy się w Związku Miast Polskich, robi to zaledwie kilka gmin i wydaje na to zaledwie kilka tysięcy złotych rocznie. Nie mają funduszy.

Warszawski lekarz z kilkunastoletnim doświadczeniem w pogotowiu mówi, że wyrzucenie lekarzy z ambulansów doprowadzi do makabry.

– Teraz, kiedy poszkodowany umiera przed przyjazdem karetki, lekarz dyskretnie go bada, stwierdza zgon, a pracownicy zakładu pogrzebowego szybko zabierają zwłoki. Jeśli do zmarłego przyjadą ratownicy, nie będą mogli nic zrobić, a wokół ciała, jak zawsze, gromadzić się będzie tłum. Strach pomyśleć, co to będzie, gdy zwłoki będą leżały przez kilka godzin w środku miasta, jeszcze w upale – mówi lekarz, który woli zachować anonimowość. Dodaje, że mogłyby się powtarzać sytuacje jak ta sprzed roku, kiedy pogotowie nie chciało przyjechać do zmarłej mieszkanki Lubaczowa w województwie podkarpackim, bo lekarz, który orzekał zgon, miał dyżur dopiero za 32 godziny.

Zdaniem dr. Pawła Litwińskiego z Instytutu Allerhanda opóźnienie w orzekaniu zgonu prowadziłoby do spadku efektywności gromadzenia i przetwarzania informacji przez państwo.

– Opóźniałoby odnotowanie zdarzenia w stosunku do jego wystąpienia. Przez ileś godzin po śmierci człowiek ten z punktu widzenia prawa by żył. Ktoś mógłby wykorzystać tę sytuację, np. wypłacić jego pieniądze z banku. Wpływałoby to na dobra osobiste osób żyjących, do których zalicza się pamięć po zmarłym. Nie wolno także zapominać o szacunku dla zmarłych. Nie można dopuszczać do sytuacji, gdy opóźnia się orzekanie zgonu – tłumaczy dr Litwiński.

Związek Miast Polskich deklaruje, że nie przejmie na siebie obowiązku opłacania lekarzy orzekających zgon, ponieważ gmin na to nie stać. Od lipca nowelizacja ustawy o działalności leczniczej daje im możliwość kupowania od NFZ świadczeń zdrowotnych dla swoich mieszkańców w przypadku, gdy podległemu im szpitalowi skończy się kontrakt z Funduszem.

Uwagi do ustawy zapowiada także prof. Juliusz Jakubaszko.

– Rządy krajów Unii Europejskiej mają zapewnić jak najszybsze dotarcie pacjenta do specjalisty i dążyć do wypracowania wspólnego standardu tych świadczeń – podkreśla.

etap legislacyjny: konsultacje społeczne

Opinia

Marek Wójcik, ekspert Zarządu Miast Polskich

Po zmianie ustawy o państwowym ratownictwie medycznym powiaty nie będą płacić lekarzom za orzekanie zgonów, bo ich zwyczajnie na to nie stać. Dziś dzieje się to w kilku gminach, ale nie stanie się regułą. Rządzący już teraz próbują przerzucić na samorządy koszty leczenia, dając im możliwość dokupowania świadczeń zdrowotnych dla szpitali. Gdyby nie fakt, że mowa o śmierci, powiedziałbym, że sytuacja jest śmieszna, bo już dziś orzekanie zgonu odbywa się na zasadzie dobrej woli stwierdzających go lekarzy. Narodowy Fundusz Zdrowia nie wyodrębnia takiego świadczenia, stojąc na stanowisku, że zajmuje się wyłącznie osobami żywymi. Tak więc lekarze pogotowia, podstawowej opieki zdrowotnej czy nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej robią to z poczucia odpowiedzialności, bo nikt im osobno za to nie płaci.

Oznaczone literą „S" zespoły specjalistyczne z lekarzem w karetce zastąpią zespoły podstawowe „P" złożone z czterech ratowników medycznych – zakłada projekt nowelizacji ustawy o państwowym ratownictwie medycznym, który ponad tydzień temu trafił do konsultacji społecznych. Do końca 2019 r. lekarze z 500 zespołów „S" mają się przenieść na szpitalne oddziały ratunkowe, gdzie, jak twierdzą autorzy ustawy, będą w stanie zająć się większą liczbą pacjentów niż w karetce.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów