Ksiądz Tymoteusz Szydło, syn byłej premier, poprosił swojego biskupa o bezterminowy urlop. Każdy duchowny ma do tego prawo. Jedni biorą urlopy, by zająć się chorymi rodzicami, inni sami mają problemy zdrowotne, jeszcze inni czują tzw. wypalenie zawodowe i potrzebują czasu, by przemyśleć swoje powołanie, itp. Kapłanów, którzy biorą takie urlopy, jest mnóstwo. Jedni potrzebują kilku miesięcy, inni roku. Jedni wracają do pracy, inni zrzucają sutanny i zaczynają nowe życie. Podjęcie właściwej decyzji wymaga czasu i spokoju. Syn byłej premier takiego komfortu nie ma. Spekulacji dotyczących powodów, dla których poprosił o urlop, jest bez liku. I nie zajmują się nimi wyłącznie internetowe portale plotkarskie, ale także poważne tytuły. Każdy ma swoją teorię i dochodzi do tego, że ucinaniem plotek zajmuje się wynajęty przez rodzinę byłej premier prawnik.

Ksiądz Tymoteusz ostatnie lata seminarium oraz pierwszy rok kapłaństwa przechodził jako syn urzędującej premier, a więc jednej z najważniejszych osób w państwie. Życiem rodzinnym takich ludzi interesują się media, bo tego oczekują od nich odbiorcy. W przeszłości śledzono m.in. różne wybryki synów czy karierę baletową córki Lecha Wałęsy. Interesowano się, co robi Aleksandra Kwaśniewska, dzieci Donalda Tuska, emocjonowano się życiem prywatnym Marty Kaczyńskiej. I nie jest to wyłącznie specyfika polska. Tak jest na całym świecie. Jedni politycy strzegą swojej prywatności, inni zaś sami wpuszczają dziennikarzy i fotoreporterów do swoich domów.

Zarówno ksiądz Szydło, jak i jego rodzina musieli się liczyć z tym, że łatwo nie będzie. Tymczasem zamiast pozwolić młodemu księdzu na ciche i spokojne wejście w kapłańskie życie, zgodzono się na to, by wokół jego święceń kapłańskich i mszy prymicyjnej zrobić prawdziwy show. Politycy PiS w pierwszych ławach na Jasnej Górze, powitanie przez metropolitę częstochowskiego, koncelebrujący mszę ojciec Tadeusz Rydzyk, kamery, flesze. Gratulacje od premiera Węgier... Można było odnieść wrażenie, że to uroczystość wagi państwowej. Z całą pewnością pasowała do wizerunku PiS.

Dziś ci sami politycy, którzy wówczas niemal namaścili młodego księdza na partyjnego kapelana, oburzają się krążącymi na jego temat plotkami i mówią o bezpardonowym ataku na jego rodzinę. Nie dostrzegają, że sami w pewnym sensie wyrządzili mu wtedy krzywdę. Tak samo jak ci, którzy dziś zajmują się rozpowszechnianiem plotek.

Nie ma się co łudzić: oświadczenia prawników, słowa oburzenia ze strony premiera i polityków nie utną spekulacji. Jedyną osobą, która może to zrobić, jest ks. Szydło. Potrzebuje jednak spokoju.