Pierwszym jest znalezienie najlepszego kandydata na marszałka Senatu. Przedstawiciel opozycji na tym stanowisku, formalnie trzecim w państwie, to dla niej wielka szansa. Musi to jednak być osoba, którą zaakceptują wszyscy gotowi do stworzenia opozycyjnej koalicji.

Jeśli PiS nie przekona do zdrady żadnego z 51 senatorów opozycji, Senat może się stać narzędziem stabilizowania polskiej polityki. Do tego jednak trzeba zgody. I choć 43 senatorów weszło z list Koalicji Obywatelskiej, jej lider Grzegorz Schetyna nie może sobie pozwolić na sytuację, w której choćby jedna osoba odejdzie oburzona jego dyktatorskim sposobem bycia. Oznaczałoby to bowiem zaprzepaszczenie największej szansy od lat, przed jaką stanęła opozycja. Warto nie narzucać własnego kandydata, choćby tak zacnego jak Bogdan Borusewicz, ale wspólnie znaleźć osobę, która w pełni wykorzysta szansę, jaką opozycji dali wyborcy.

Inaczej ma się sytuacja z prezydenturą. KO powinna szybko znaleźć kandydata, który w drugiej turze będzie mógł liczyć na poparcie całej opozycji. Jakiekolwiek opowieści o robieniu prawyborów w całej opozycji brzmią niepoważnie. W przeciwieństwie do wyborów senackich, w których wystarczy zwykła większość głosów, więc kilku kandydatów opozycji premiuje kandydata PiS, żeby zostać w Polsce prezydentem, trzeba uzyskać ponad 50 proc. głosów.

To pierwsza tura pełni rolę prawyborów, w których każda z partii wystawia własnego kandydata. To pierwsza tura wyłoni najmocniejszego kandydata opozycji. Każdy z trzech opozycyjnych bloków powinien więc szybko przedstawić własnego, ten zaś od razu wziąć się do pracy i przygotować ciekawy program.

Jeśli opozycja chce być skuteczna, to w Senacie powinna współpracować, ale w wyborach prezydenckich najpierw musi stanąć do rywalizacji.