Z jednej strony osobny start dwóch lub trzech bloków opozycyjnych to dobra wiadomość dla sztabowców PiS. Jeśli do wyborów idą osobno, licząc na jak najlepszy indywidualny wynik, narracja o tym, że w Polsce jest jakaś wyjątkowa sytuacja, zaczyna się sypać. Gdyby nasz kraj stał na progu dyktatury, odpowiedzialne partie, które twierdzą, że chcą bronić demokracji przed zamordystycznymi zapędami prawicy, nie powinny patrzeć na własne ambicje, lecz ruszyć do wyborów razem. Jeśli do wyborów idą osobne koalicje partii opozycyjnych, to znaczy, że mamy do czynienia z normalnymi wyborami w normalnym demokratycznym państwie – będzie mógł przekonywać PiS – a straszenie końcem demokracji straci moc, podobnie jak ostatnia kampania wyborcza pokazała, że straszenie polexitem przestało działać.

Z drugiej strony trudno się dziwić ludowcom, że mają zastrzeżenia do szerokiej koalicji. Elektorat z polskiej prowincji – który jest głównym adresatem przekazów PSL – nie żyje na co dzień zmianami w sądownictwie, a praworządność rozumie nie jako pochwałę ze strony Brukseli, lecz jako zdolność organów państwa do złapania złodzieja maszyn rolniczych lub wandala, który zniszczył ławki przed urzędem gminy czy nabazgrał wulgarne napisy na ścianie plebanii. To przede wszystkim elektorat umiarkowany, który niechętnie patrzy na profanacje, do których dochodziło ostatnio podczas marszów równości, czy na postulaty progresywistyczne. Czytając zaś skład osobowy sztabu PO jako deklarację ideową władz Platformy i Nowoczesnej, PSL może się spodziewać wyłącznie podążania kierowanej przez Grzegorza Schetynę koalicji w lewo. Trudno się spodziewać, by Krzysztof Brejza, Barbara Nowacka czy Adam Szłapka zaproponowali w kampanii jakąś konserwatywną agendę.

Ludowcy czytają też wynik ostatnich wyborów europejskich jako sygnał, że dla elektoratu dryfująca w lewo szeroka koalicja opozycyjna, upstrzona w dodatku postkomunistami, to przepis na kolejną przegraną. Dlatego wolą spróbować samodzielnie budować centroprawicę, wchodząc w miejsce, które zostawiła im koalicja Platformy, Nowoczesnej i innych. To oczywiście próba ryzykowna – budowanie umiarkowanych chadeckich partii centroprawicowych w ostatnich latach nie udało się twórcom takich sił, jak PJN, Polska XXI, Polska Razem itd. W przeciwieństwie jednak do PSL nie miały one swojej bazy w postaci sprawnie działających struktur w całej Polsce. Próba dotarcia do elektoratu ludowego na prowincji i umiarkowanych centrowców w miastach może się Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi udać.