Nikt chyba nie mógł oczekiwać, że nowy prezydent USA zgodzi się z zadającym mu pytanie dziennikarzem telewizji ABC George'em Stephanopoulosem, że Władimir Putin jest mordercą. Nikt też nie przewidział ostrej wymiany zdań przedstawicieli administracji amerykańskiej z najważniejszymi chińskimi dyplomatami na Alasce. Na pewno zaskoczone są Pekin i Moskwa. To zwłaszcza Rosjanie specjalizowali się w zaskakujących działaniach i wypowiedziach, po których zostawiali Zachód z kłopotem, jak na to zareagować. Reakcji zazwyczaj zresztą nie było, bo po co szkodzić interesom – skąd weźmiemy gaz albo komu sprzedamy wielki jacht czy złote uchwyty na papier toaletowy?

Nikt też raczej się nie spodziewał, że w pierwszych miesiącach swojego urzędowania Joe Biden zagrozi Rosjanom i Chińczykom kontratakami w sieci. Że zapowie użycie bomby – to zapewne nie jest fachowa nazwa, ale oddaje istotę – cybernetycznej przeciwko tym, którzy już jej używają, zagrażając demokratycznemu procesowi wyborczemu. A także funkcjonowaniu najważniejszych firm i instytucji. Skutków ataków rosyjskich, chińskich (i innych też) hakerów nie widać, bomby cybernetyczne nie zabijają, jak inne bomby, ale sieją zniszczenie – gospodarcze, polityczne i cywilizacyjne. Hakerzy z autorytarnych krajów pewnego dnia mogą wykasować dokumentację dużego banku albo wkraść się do systemu elektrowni jądrowej.

Ameryka chce przejąć inicjatywę w cybernetycznym wyścigu zbrojeń, który rozpoczęli inni – wrogowie Zachodu. Wszystko wskazuje na to, że jest na tym polu nadal najsilniejsza, ma najlepszych fachowców, na jej terytorium pracują najważniejsze firmy IT, ma najwięcej środków, rozbudowany wywiad. Zaskoczenie to ważny element tego starcia. Istotnego dla całego Zachodu. Nie ma jednak pewności, czy cały Zachód rozumie znaczenie tego, co robi Biden. Najwięksi europejscy sojusznicy też doświadczali ataków hakerskich na kluczowe instytucje, ale szybko o nich zapominali. Nie ma w nich determinacji, którą nieoczekiwanie wykazuje się prezydent Stanów Zjednoczonych. A to stosunek do Chin, a także Rosji – jeżeli się nie zmieni, na co nic nie wskazuje – będzie decydował o spójności Zachodu. Dla naszego regionu to kwestia egzystencjalna.