Zarówno z oficjalnych, jak i nieoficjalnych komunikatów wynika, że włoski polityk, który ma szansę stać się jednym z liderów Europy sceptycznej wobec dalszej integracji, usłyszał wiele o tym, co go od Prawa i Sprawiedliwości dzieli, a nie z nim łączy. Jak wynika z naszych informacji – chodziło przede wszystkim o stosunek do Rosji, integralność terytorialną Ukrainy czy rolę NATO. Mało tego – prezes PiS miał nie być wielkim entuzjastą spotkania z Salvinim, ale bardzo zależało na tym włoskiemu politykowi.

Z punktu widzenia interesów PiS spotkanie było dobrym ruchem. Przede wszystkim Kaczyński może powiedzieć: patrzcie, kiedyś sadzano nas w oślej ławce Unii, a dziś europejscy liderzy przyjeżdżają i chcą z nami nawiązywać partnerstwo. Jest też czymś oczywistym, że to dobrze dla roli Polski w UE, że de facto najważniejszy polityk w Polsce spotyka się z de facto najważniejszym politykiem we Włoszech. Dodajmy, że poprzedni włoski rząd nie chciał się z PiS spotykać. Włochy są jednym z najważniejszych państw w UE i Polska powinna mieć z nimi stałe i bogate relacje.

Ligę Salviniego i PiS kilka spraw łączy, na przykład stosunek do unijnej polityki imigracyjnej, ale znaczący jest fakt, że po spotkaniu nie było wspólnej konferencji, na której Kaczyński i Salvini ogłosiliby dobicie politycznego targu. Mimo krytyki opozycji, że oto w Warszawie zawiązuje się antyeuropejski sojusz, Kaczyński pokazał, że nie chce być częścią eurosceptycznego sojuszu z patronatem na Kremlu. I to jest najważniejsza wiadomość po środowym spotkaniu, która powinna trafić nie tylko do polskiej opozycji, ale również do polityków unijnego mainstreamu. Kaczyński nie lubi Brukseli i nie podoba mu się kierunek europejskiej integracji. Ale to nie oznacza, że chce budować sojusz z siłami, które chcą, by Europa szła w kierunku, który z geopolitycznego punktu widzenia byłby dla Polski nie do zaakceptowania.

W tym sensie opozycja przestrzeliła, ogłaszając, że sam fakt spotkania Polaka z Włochem to początek rozbioru Unii. To nie tylko krótkowzroczne, ale też bałamutne. Rolą polityków jest prowadzenie rozmów i odbywanie spotkań. I jeśli już, to należy się cieszyć, że PiS wraca do prowadzenia wielopłaszczyznowej polityki europejskiej, w której na potrzeby różnych spraw będziemy mieli możność montowania rozmaitych koalicji i grup sił.

Ale równocześnie PiS ma kłopot komunikacyjny, bo jego stanowisko jest zbyt skomplikowane. Nie jest to ani bezwarunkowy eurosceptycyzm, ani bezwarunkowy euroentuzjazm. Jego stanowisko Michał Kuź kiedyś nazwał eurokonserwatyzmem. Ale wizerunkowo takie stanowisko bardzo trudno jest sprzedać.