Reklama

Artur Bartkiewicz: Kaczyński vs Ziobro: Jak (po)zostać królem

Nie jest tajemnicą, że Zbigniew Ziobro jest człowiekiem ambitnym. Nie jest tajemnicą, że Jarosław Kaczyński nie zamierza spełnić jego ambicji. W tej sytuacji konfrontacja między nimi nie jest aż tak zaskakująca, jak mogłoby się wydawać.

Aktualizacja: 19.09.2020 14:41 Publikacja: 18.09.2020 22:04

Artur Bartkiewicz: Kaczyński vs Ziobro: Jak (po)zostać królem

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Warunki do starcia są idealne: polityczny przeciwnik jest w rozsypce, wszystko co było do wygrania zostało wygrane, nowych rywali na horyzoncie nie widać, można się zająć sobą.

Rozgrywkę zaczął Ziobro, który - w obliczu zbliżającej się rekonstrukcji obrał kurs ku prawej ścianie - rekompensując utratę środków z UE gminom "wolnym od ideologii LGBT" czy wyciągając - jak królika z kapelusza - temat Konwencji Stambulskiej. W ten sposób - jak się wydaje - chciał zademonstrować, że w obozie Zjednoczonej Prawicy to on jest "strażnikiem świętego ognia", piastunem ultrakonserwatywnych idei i naturalnym następcą Kaczyńskiego. To była gra nie tylko o wypozycjonowanie swojego środowiska, ale też puszczanie oka do działaczy PiS, dla których Mateusz Morawiecki wciąż nie jest do końca "swój". Bo choć retoryka premiera też często bywa ostra, to jednak na tle Ziobry i jego ludzi: Michała Wójcika, Janusza Kowalskiego czy Sebastiana Kalety nawet ostry Morawiecki to łagodny jak baranek liberał.

Przeczytaj również: Michał Szułdrzyński: Dlaczego musiało dojść do konfliktu Ziobry z Kaczyńskim

Problemem Ziobry jest jednak to, że o ile on sam widzi w sobie niewątpliwie następcę Kaczyńskiego, o tyle Kaczyński zdaje się mieć inne plany. Gdyby było inaczej Ziobro ze swoją frakcją byłby już w PiS. Ale Kaczyński z pewnością pamięta, że obecny Minister Sprawiedliwości raz już dokonał rozłamu w jego partii. A wydaje się, że brakiem lojalności sympatii prezesa PiS raczej się nie zdobywa.

Wobec rozpychania się Ziobry po prawej stronie i jego konfliktu z Morawieckim Kaczyński mógł albo czekać i pozwalać Ziobrze umacniać szańce na prawej flance- albo działać. Jako że na polityczną emeryturę raczej się nie spieszy wybrał to drugie. "Piątka dla zwierząt" to rzecz jasna pretekst, a nie istota tego starcia. Ziobro sprzeciwem wobec "lewackiej" ustawy mógł jeszcze bardziej wzmocnić swój "ideowy" profil. Pod warunkiem jednak, że Kaczyński ograniczyłby się do pogrożenia palcem. I pewnie na to Ziobro liczył. Ale prezes PiS postanowił pokazać, że król wciąż żyje.

Reklama
Reklama

Zobacz także: Sondaż CBOS: Konfederacja trzecią siłą, PSL pod progiem

Wydaje się, że skala reakcji - jednoznaczne wypowiedzi Ryszarda Terleckiego czy Marka Suskiego - zaskoczyły Solidarną Polskę. Zamiast Ziobry za którym stanąłby murem cały klub, była konferencja wiceministrów (bez Ziobry). Suski sugerował, że Ziobro jest człowiekiem, któremu brakuje kwalifikacji moralnych do rządzenia- na co "ziobryści" odpowiadają: no ale porozmawiajmy. Wyraźnie widać kto jest w ofensywie, a kto jeszcze w szoku.

Ziobro opierał swoje kalkulacje zapewne na przekonaniu, że PiS tak czy siak jest skazany na jego 19 posłów, no Kaczyński nie będzie ryzykował powtórki z 2007 r. Dziś wydaje się, że się przeliczył- bo dla Kaczyńskiego coraz silniejszy Ziobro to takie samo ryzyko utraty jego władzy, której przedłużenie widzi, jak się zdaje, w Morawieckim jak ryzyko wynikające z kryzysu rządowego. Przy tym w drugim przypadku Kaczyński zachowuje rząd, media publiczne, posady w spółkach Skarbu Państwa, a Ziobro jest zmuszony do rywalizacji z Konfederacją o rolę głównej prawicowej siły na opozycji. W takiej konfiguracji można ryzykować.

Dowiedz się więcej: „Wiadomości” TVP o kryzysie: rządowe układanki

Nawet jeśli koalicja PiS z Solidarną Polską przetrwa to - jeśli Ziobro nie ma jakiegoś asa w rękawie (czy  raczej w prokuraturze) z tego starcia wyjdzie poobijany. Bo trudno przypuszczać, by - po takiej eskalacji - mogło się obyć bez poważnych koncesji ze strony Ziobry.

Na prawicy król może być tylko jeden. I to on wybiera sobie następcę.

Warunki do starcia są idealne: polityczny przeciwnik jest w rozsypce, wszystko co było do wygrania zostało wygrane, nowych rywali na horyzoncie nie widać, można się zająć sobą.

Rozgrywkę zaczął Ziobro, który - w obliczu zbliżającej się rekonstrukcji obrał kurs ku prawej ścianie - rekompensując utratę środków z UE gminom "wolnym od ideologii LGBT" czy wyciągając - jak królika z kapelusza - temat Konwencji Stambulskiej. W ten sposób - jak się wydaje - chciał zademonstrować, że w obozie Zjednoczonej Prawicy to on jest "strażnikiem świętego ognia", piastunem ultrakonserwatywnych idei i naturalnym następcą Kaczyńskiego. To była gra nie tylko o wypozycjonowanie swojego środowiska, ale też puszczanie oka do działaczy PiS, dla których Mateusz Morawiecki wciąż nie jest do końca "swój". Bo choć retoryka premiera też często bywa ostra, to jednak na tle Ziobry i jego ludzi: Michała Wójcika, Janusza Kowalskiego czy Sebastiana Kalety nawet ostry Morawiecki to łagodny jak baranek liberał.

Reklama
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Fabryka Barlinka celem Kremla. Kto zapłaci za grę Trumpa z Putinem o Ukrainę
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Co ma Kaczyński, czego nie ma Tusk? I czy ma to Sikorski?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Kłamstwa Brauna o Auschwitz uderzają w polską rację stanu. Czy ten scenariusz pisano cyrylicą?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Grzegorz Braun - test przyzwoitości dla Jarosława Kaczyńskiego
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Komentarze
Robert Gwiazdowski: Kto ma decydować o tym, kto może zostać wpuszczony do kraju?
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama