Nikt przyzwoity nie może z filmu Sekielskiego czynić ataku na Kościół

Film Tomasza Sekielskiego powinien uruchomić ponadpolityczne i ogólnospołeczne porozumienie w skutecznej walce z wykorzystywaniem dzieci przez niektórych duchownych oraz rozliczeniu tych, którzy zbrodnie pedofilii tuszowali. Najważniejsza jest pomoc ofiarom, które nie powinny bać się mówić.

Aktualizacja: 12.05.2019 09:29 Publikacja: 12.05.2019 09:19

Nikt przyzwoity nie może z filmu Sekielskiego czynić ataku na Kościół

Foto: stock.adobe.com

„Tylko nie mów nikomu”, przejmujący film dokumentalny Tomasza Sekielskiego, wstrząsnął Polakami. W niespełna 24 godziny obraz miał ponad 2,3 miliona wyświetleń na kanale YouTube. A pamiętajmy, że jedno wyświetlenie nie równa się obejrzeniu filmu przez jedną osobę - obraz pewnie często oglądały kilkuosobowe rodziny. I zapewne oglądać będą kolejne, a film stanie się wyrzutem sumienia Kościoła katolickiego. Kolejnym.

Przez lata bowiem pojawiało się wystarczająco dużo dowodów na to, że część duchownych ma nie tylko problem z celibatem, nie jest im obcy homoseksualizm, który publicznie krytykują, ale również nie stronią od potwornej zbrodni, jaką jest seksualne wykorzystywanie dzieci. Część księży nie miała skrupułów z wykorzystaniem swojej uprzywilejowanej pozycji, do zamiatania przypadków pedofilii pod dywan. Statystyczny zwyrodnialec-pedofil ponosił karę ciężkiego więzienia za popełnione przestępstwo. Zwyrodnialcy w sutannach zbyt często pozostawali bezkarni. Zdarzały się przypadki, że i księża byli skazywani na karę więzienia, ale zbyt często wina pozostawała bez kary. Właśnie przez przemilczenie i przyzwolenie ze strony najwyższych hierarchów. I o tym m.in. jest film Tomasza Sekielskiego. Odwagą wykazały się ofiary księży pedofilii, przed kamerą opowiadające o swoim cierpieniu. Zabrakło jej duchownym, którzy solidarnie odmówili udziału w filmie Sekielskiego.

Zbrodnią byłoby uogólnianie i czynienie z Kościoła siedliska zła, mimo że np. obecnie rządzący, na podstawie pojedynczych przypadków, dezawuują cały system sądowniczy w Polsce. W każdej grupie zawodowej zdarzają się czarne owce. Ale Kościół katolicki jest szczególną grupą zawodową. Ci, którzy nauczają, osądzają, karzą i zadają pokutę w imieniu Najwyższego, najpierw powinni zacząć od siebie.

Byłoby również źle, gdyby teraz politycy zaczęli grać politycznie kartą pedofilii w Kościele. Nikt przyzwoity nie może bronić księży pedofilów i tych, którzy pomagali im bezkarnie funkcjonować. Nikt przyzwoity nie może też z obrazu Sekielskiego czynić ataku na Kościół. Trzeba dużo złej woli, graniczącej z politycznym cynizmem, żeby sądzić, iż „Tylko nie mów nikomu” jest filmem uderzającym we wspólnotę chrześcijan.

Film Sekielskiego może być dla Kościoła kolejną szansą. Szansą na samooczyszczenie. Tym bardziej, że Kościół to nie tylko, brutalnie rzecz ujmując, personel w sutannach, ale również my, wierzący. Wspólnota.  Problemy Kościoła to nasze problemy. I dlatego dla każdego człowieka Kościoła film „Tylko nie mów nikomu” powinien być pozycją obowiązkową. Wszak błędy Kościoła to nasze błędy. Przyzwolenie Kościoła na pedofilię to nasze przyzwolenie. Milczenie Kościoła w sprawie pedofilii to nasze milczenie. Zamiatanie pod dywan to nasze zamiatanie. To też nasze grzechy, nasze przemilczenia, przechodzenie do porządku dziennego, zapominanie, brak wyegzekwowania konsekwencji. Dość! Kolejnych otrzeźwień nie trzeba. Choć pewnie będzie ich wiele.

Powtórzę, „Tylko nie mów nikomu” nie jest atakiem na Kościół. To nie jest obraz antyklerykalny. To wołanie o prawdę i konsekwencje, które, choćby minęły lata, muszą zostać wyciągnięte - wobec zbrodniarzy krzywdzących nie tylko dzieci, ale i Kościół oraz wobec przełożonych tych zbrodniarzy, którzy nie reagowali.

Prawda, skrucha, pokuta i zadośćuczynienie należą się ofiarom księży-pedofiliów. Oni zostali skrzywdzeni, nie księża. Prawo i sprawiedliwość muszą być równe dla wszystkich. Zarówno dla tych noszących sutanny, jak i tych bez sutann. I teraz rzeczą Kościoła jest, żeby ofiary zechciały wybaczyć sprawcom. I to Kościół jest odpowiedzialny za to, żeby jego młyny mieliły szybciej, niż zwykle. Kolejne kryzysy mogą bowiem doprowadzić do tego, że wierzących w Boga może być wciąż sporo, ale identyfikujących się z instytucją kościelną będzie lawinowo ubywało.

„Tylko nie mów nikomu”, przejmujący film dokumentalny Tomasza Sekielskiego, wstrząsnął Polakami. W niespełna 24 godziny obraz miał ponad 2,3 miliona wyświetleń na kanale YouTube. A pamiętajmy, że jedno wyświetlenie nie równa się obejrzeniu filmu przez jedną osobę - obraz pewnie często oglądały kilkuosobowe rodziny. I zapewne oglądać będą kolejne, a film stanie się wyrzutem sumienia Kościoła katolickiego. Kolejnym.

Przez lata bowiem pojawiało się wystarczająco dużo dowodów na to, że część duchownych ma nie tylko problem z celibatem, nie jest im obcy homoseksualizm, który publicznie krytykują, ale również nie stronią od potwornej zbrodni, jaką jest seksualne wykorzystywanie dzieci. Część księży nie miała skrupułów z wykorzystaniem swojej uprzywilejowanej pozycji, do zamiatania przypadków pedofilii pod dywan. Statystyczny zwyrodnialec-pedofil ponosił karę ciężkiego więzienia za popełnione przestępstwo. Zwyrodnialcy w sutannach zbyt często pozostawali bezkarni. Zdarzały się przypadki, że i księża byli skazywani na karę więzienia, ale zbyt często wina pozostawała bez kary. Właśnie przez przemilczenie i przyzwolenie ze strony najwyższych hierarchów. I o tym m.in. jest film Tomasza Sekielskiego. Odwagą wykazały się ofiary księży pedofilii, przed kamerą opowiadające o swoim cierpieniu. Zabrakło jej duchownym, którzy solidarnie odmówili udziału w filmie Sekielskiego.

Komentarze
Sprawa ks. Michała O. Zła nie wolno usprawiedliwiać dobrem
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Rafał Trzaskowski nie zjadł świerszcza, czyli kto zyskał na warszawskiej debacie
Komentarze
Polski generał zginął pod Bachmutem? Jak teorie spiskowe mogą służyć Rosji
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?