Parlament Europejski przyjął rozporządzenie, które miałoby uzależniać wydawanie funduszy europejskich po 2021 r. od przestrzegania zasad praworządności. Na cztery miesiące przed wyborami europejskimi trudno nie wiązać tej decyzji z coraz ostrzejszą walką polityczną o przyszły kształt Unii.
Od Francji po Niemcy, w bardzo wielu krajach Wspólnoty partiom tradycyjnej lewicy grozi anihilacja. Liberałowie liczyli, że przed podobnym losem ustrzeże ich charyzma Emmanuela Macrona, ale dziś jego przywództwo staje się dla tej rodziny politycznej bardziej balastem niż atutem. Nawet tradycyjne ugrupowania chadeckie, jak niemiecka CDU czy francuscy Republikanie, muszą walczyć o utrzymanie dotychczasowej pozycji.
Wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans, którego Partia Pracy uzyskała w ostatnich wyborach Holandii 5,7 proc. głosów, uważa, że to nie jest moment na zmianę strategii walki i relatywizowanie problemów z praworządnością w Polsce i na Węgrzech oraz szukanie kompromisu z rządami w Warszawie i Budapeszcie. Najwyraźniej Holender doszedł do wniosku, że tylko wizerunek nieposkromionego obrońcy demokracji może jeszcze dać mu jakąś szansę na objęcie stanowiska szefa nowej Komisji Europejskiej, o co występuje w imieniu wszystkich socjalistów w europarlamencie.
Ale to budzi wątpliwości. Obecny skład europarlamentu nie odzwierciedla wzrostu nastrojów eurosceptycznych w krajach Unii, który miał miejsce w ostatnich pięciu latach. Ale nawet w takim składzie za propozycją uzależniającą w przyszłości wypłatę funduszy od przestrzegania praworządności głosowało tylko 397 posłów w 750-osobowym gremium, a więc niewiele więcej niż połowa uprawnionych.
Bo też strategia wprzęgnięcia do walki politycznej wypłaty funduszy strukturalnych jest ryzykowna, w szczególności dla posłów takich partii jak Platforma Obywatelska, której postawa może przecież zostać uznana przez część wyborców za działanie przeciwko interesom własnego kraju. Przypomnijmy: wywalczone jeszcze przez hiszpańskiego premiera Felipe Gonzaleza fundusze strukturalne nie są żadnym prezentem Brukseli, tylko rekompensatą za otwarcie przez uboższe kraje swoich rynków dla firm z krajów bogatszych.