Inicjatywę rozkręcił fotograf Tomasz Sikora przy mocnym wsparciu Zbigniewa Hołdysa.

W skrócie polega ona na tym: ludzie, często bardzo znani, zaczęli nagrywać krótkie filmiki zakończone hasłem „Nie świruj, idź na wybory”. W sieci zawrzało, gdy aktor Wojciech Pszoniak nagrał spot, w którym udaje osobę z zaburzeniami psychicznymi, a na koniec, już jako „normalny człowiek”, mówi: „Nie świruj, idź na wybory”.

Oburzyło to prawicę, która wytyka niechętnym sobie aktywistom, że stygmatyzują osoby z zaburzeniami psychicznymi. A że polska prawica rzadko z tak wielkim przekonaniem odwołuje się do politycznej poprawności – czyli do tego, że pewnych rzeczy po prostu nie wypada... – to można iść po popcorn i tylko czekać na rozwój wypadków.

Ale problem jest poważny. My, normalni ludzie, rozumiemy, że sytuacja w Polsce jest krytyczna, więc ruszamy tłumnie do urn zagłosować przeciw dyktaturze, a ty nie bądź oszołomem, chodź z nami – naprawdę nie trzeba być psychologiem klinicznym z 40-letnim stażem, by w mig chwycić ten komunikat. Nawet nie chodzi o to, że taki przekaz może wiele osób obrazić, czy dzielić Polaków na lepszych i gorszych. Na przykładzie tej akcji widać, że duża część elit nadal nie widzi potrzeby jakiejkolwiek refleksji, dlaczego tyle osób nie podziela ich poglądów. Nawet nie udają, że próbują to zrozumieć. Ich komunikat jest prosty i dosadny: „nie świruj”; bo w końcu jeśli ktoś nie uważa, że PiS jest złem wcielonym, to widocznie jest głupi, nieoczytany, a może i chory psychicznie.

Podobną postawę widać nie tylko w tej inicjatywie. Co chwilę padają podobne w wymowie wypowiedzi profesorów, aktorów, piosenkarzy, polityków. Można zażartować, że „na Zachodzie bez zmian” – nadal nie uważają, że warto cokolwiek zrozumieć, bo przecież wszystko jest jasne. A skoro o „świrowaniu” mowa, to czy politycznym szaleństwem nie jest właśnie powtarzanie wciąż tych samych, nieskutecznych działań, licząc, że nagle przyniosą efekt?