W rozpropagowanej przez amerykańskie filmy z lat 50. zabawie bananowej młodzieży naprzeciw siebie pędzą dwa pojazdy. Kto zahamuje pierwszy albo zjedzie na bok, przegrywa i jest „cykorem" albo „kurczakiem". Oczywiście, może być tak, że trafi się dwóch bohaterów i obaj zginą. W tej całej „zabawie" polski rząd i premier Węgier zachowują się, jakby postradali zmysły. Paradoksalnie jest to racjonalne. „Strategia szaleńca", jak twierdzą naukowcy, jest najbardziej opłacalna w takiej sytuacji – trzeba przekonać rywala, że nie myśli się racjonalnie i zamierza jechać bez względu na wszystko.

Stąd ostre wypowiedzi o dumnym narodzie polskim (Beata Kempa), deprecjonowanie unijnej pomocy (Zbigniew Ziobro) czy przekonywanie, iż właściwie wszyscy w Unii, a już na pewno Portugalia, są po naszej stronie, ale nie mówią tego oficjalnie (Witold Waszczykowski). Słyszymy nawet (Jacek Saryusz-Wolski), że prowizorium budżetowe jest dla nas lepsze, bo to co miesiąc 1/12 poprzedniego, korzystniejszego budżetu, czyli pieniądze o 23,3 proc. większe. A więc nie damy się, a jakby co, to i tak zyskamy.

To akurat nonsens, bo swoje dotacje na poziomie z 2020 r. dostaną tylko rolnicy, a wypłaty – urzędnicy. Nowych projektów nie będzie, a dotychczasowe realizowane będą z ograniczeniami i opóźnieniami. Opóźni się też wsparcie z Funduszu Odbudowy i Rozwoju, na które liczy rząd. To miałoby dramatyczny wpływ na wzrost gospodarczy i poziom inwestycji, zwłaszcza w dłuższym okresie. Ucierpiałby złoty i rynek kapitałowy, wzrósłby koszt obsługi długu.

W Zjednoczonej Prawicy o tym wiedzą. Trzymają się jednak „strategii szaleńca". W przypadku sporu z Brukselą i 25 popierającymi ją państwami nie musi się ona jednak powieść. Ma tu znaczenie choćby kwestia potencjałów. W tradycyjnej grze w „cykora" pędzą na siebie dwa auta. Naprzeciw unijnej ciężarówki Mateusz Morawiecki szarżuje co najwyżej na elektrycznej hulajnodze. A obok stoi Ziobro, gorąco dopingując.