Jest podpisywanie umów w blasku jupiterów, przecinanie wstęg i imprezy typu uroczyste przekazanie kluczyków załogom nowych pojazdów. Są defilady i pikniki, gdzie prezentowany jest nowoczesny sprzęt. Towarzyszą temu przemowy podkreślające przełom nie tylko dla naszych sił zbrojnych, ale również bezpieczeństwa Polski, naszej części Europy, a jak się mówca nieco zapędzi – nawet i świata.

Ale jest też rzeczywistość – znacznie mniej efektowna. Gdzie ogłaszane z pompą kolejne kontrakty okazują się zakupami – jak to lubią powtarzać dziennikarze branżowi – w homeopatycznych dawkach. Gdzie w zasadzie istnieje jeden kierunek zakupów za granicą: USA. I gdzie ocieramy się o chaos, brak decyzyjności i konsekwencji, kilkunastoletnie opóźnienia oraz po prostu brak pieniędzy na bardzo rozbudowane zakupy zapowiadane przez ministra Mariusza Błaszczaka. Efekt tego jest taki, że możemy mówić o sprawnej realizacji tylko dwóch dużych programów modernizacyjnych – artyleryjskich Raków i Krabów.

Takie funkcjonowanie równoległych rzeczywistości może sobie trwać przez kolejną kadencję. Nie liczmy jednak, że będzie temu towarzyszyła jakaś większa poprawa bezpieczeństwa Polski. Od czasu do czasu będziemy świadkami jakiegoś spektaklu związanego z zakupami wojskowymi i tyle. Paradoks polega na tym, że tak wcale być nie musi. Pieniędzy na modernizację jest mimo wszystko więcej, doświadczeń w konstruowaniu programów zbrojeniowych również, coraz poważniej wyglądają procesy wdrożenia współpracy między polskim przemysłem i międzynarodowymi potentatami. Ale trzeba się na coś zdecydować, zdefiniować wreszcie, w jakie rodzaje uzbrojenia chcemy naprawdę inwestować, a nie obiecywać wszystko i wszystkim. I porzucić pokusę zakupów efektownych, acz niekoniecznych z obronnego punktu widzenia, takich jak superdrogie F-35.

Kolejna sprawa to konsekwencja. W sprawach dotyczących uzbrojenia nauczyły się jej wszystkie wiodące pod tym względem kraje świata. Programy dotyczące modernizacji armii z udziałem miejscowego przemysłu potrafią trwać po kilkadziesiąt lat, czyli więcej niż budowa naszego „Ślązaka". Tylko że efekt najczęściej jest nieco inny – w postaci nowych generacji uzbrojenia, wypracowania innowacyjnych technologii i strategicznego rozwoju przemysłu obronnego. U nas horyzont programów zbrojeniowych najczęściej jest determinowany przez cykl wyborczy.

To się musi zmienić, jeżeli mamy poważnie myśleć o bezpieczeństwie naszego kraju. Chyba że wystarczy nam oglądanie od czasu do czasu hucznych uroczystości przekazania kilku kluczyków.