Minister sprawiedliwości postanowił ulżyć sądowi rozpatrującemu sprawę, w której Sieć Obywatelska Watchdog Polska próbuje wyegzekwować od Fundacji Lux Veritatis jawność wydatkowania przez nią środków publicznych i korzystając z pozycji prokuratora generalnego, sprawę w mediach rozstrzygnął. Przestępstwa nie było, a bezczelna organizacja po prostu nęka i inwigiluje jednego z największych beneficjentów „dobrej zmiany", pytając go, na co wydał nasze wspólne pieniądze.




Minister sprawiedliwości, który w obronie imperium Rydzyka przed grupą ciekawskich obywateli posuwa się nawet do porównania ich do reżimu Łukaszenki, ma w tej sprawie swój własny interes wykraczający nawet poza chęć wyświadczenia przysługi rządzącemu potencjalnym elektoratem redemptoryście. Wszak to nadzorowany przez Ziobrę Fundusz Sprawiedliwości, pierwotnie przeznaczony na pomoc ofiarom przestępstw, hojnie dotował fundację ojca Rydzyka. Panowie mają więc wspólną tajemnicę do zachowania, a niekorzystny dla o. Rydzyka wyrok zbyt szeroko otworzyłby furtkę do zadawania kolejnych pytań o inne dotacje Funduszu, z którego Ziobro czerpie po uważaniu na polityczne projekty – często z pomocą ofiarom przestępstw niemające wiele wspólnego.

Rydzyk wam nie musi pokazywać, na co wydaje wasze pieniądze, które mu dałem – tak należy czytać wypowiedź Ziobry. Można się rytualnie pooburzać na wypowiedź ministra sprawiedliwości, która z racji jego pozycji powinna być odebrana jako nacisk na sąd i zapewne sędzia rozpatrujący tę sprawę zastanawia się właśnie, na jakie szykany może liczyć, jeśli ośmieli się rozstrzygnąć nie po myśli ministra. Po sześciu latach obserwowania „ziobryzacji" wymiaru sprawiedliwości czuję coś na kształt ulgi, że w tej akurat sprawie Zbigniew Ziobro się zapomniał i zrobił to publicznie. Obserwując pozbawionego hamulców ministra, można sobie lepiej wyobrazić, do czego jest się w stanie posunąć, gdy nikt nie widzi.